– Gdzie się zatrzymałeś? – W Świętym Franciszku. A Ty? – W Najświętszej Marii Pannie. Idziemy na obiad do Serca Jezusowego? – Jasne!
*
Taki dialog można przeprowadzić tylko w Lourdes!
Bowiem restauracje, hotele i sklepy o nazwach iście biblijnych.. do tego neony, reklamy i banery o zagęszczeniu większym, niż na placu Pigalle – rzucają się nie tylko w oczy, ale i w serce..
Idąc ulicą Peyramale, wzdłuż rzeki Ousse – zastanawia przynajmniej jedna rzecz: w zasadzie nie ma tu ani jednego sklepu spożywczego, za to gdzie nie spojrzeć – tam hotel..
Rzeczywiście – pensjonaty i hotele powyrastały w Lourdes, jak drzewa w lesie, a nazbierało się ich prawie 250! Po Paryżu to małe miasteczko jest w stanie pomieścić najwięcej gości we Francji.
*
Z kolei uliczka Avenue Bernadette Soubirous – to gąszcz 'pobożnych’ kramów, wypchanych po brzegi figurkami, pojemnikami, buteleczkami, różańcami i medalikami, miętowymi pastylkami i mydłami na lourdzkiej wodzie.
Rozglądam się wokoło – zamiast ustronnego sanktuarium gdzieś na zielonym, górskim zboczu – widzę zgiełk, przepych i luksus, splątane lokalnym handlem..
Choć początkowo nieco mnie to strwożyło – to już po kilku minutach nie wzburzam się na te biznesy zbyt mocno, bo i sama kupuję kilka pamiątek dla bliskich i przyjaciół.
Przy okazji – zaintrygowały mnie pastylki miętowe.. nie bardzo rozumiem, o co z tym chodzi.. czy to rzeczywiście są zwykłe cukierki do ssania..? ..i to jeszcze z wizerunkiem Matki Boskiej..? Od razu nasuwa się myśl, czy nie jest to jednak zbyt zuchwałe..
Idąc dalej – widzę ręczniki z wizerunkiem Świętej Rodziny.. następnie koszulki i bluzy z religijnymi nadrukami.. Myślę sobie – jak kapitalizm, to kapitalizm.. Co za różnica, czy sprzedajemy koszulki z podobizną Boba Marleya, czy Jezusa ukrzyżowanego? Ludzie i tak kupią.
Pochylam się głębiej nad tą myślą, przechodząc obok następnego straganu.. tu już zaczynam odczuwać gorycz.. jakoś nie wyobrażam sobie używać takiego ręcznika w łazience, nawet jeśli miałby tam służyć tylko i wyłącznie, jako element dekoracyjny.. lub prać bluzę ze świętym wizerunkiem razem z bielizną i innymi częściami odzieży.. nie wspominając o tym, co z nią zrobić w przypadku wyblaknięcia, czy zniszczenia..
Jednak to wielorakie bogactwo souvenirowych półek przytłacza mnie mocno.. skromnie więc ograniczam swoją fantazję pamiątkowych 'szaleństw’ do niezbędnego minimum – nabywam, co trzeba, by nie zaprzątać sobie tym więcej głowy..
Swoją drogą – o ile pamiątkowe stragany nie są dla nas czymś nowym, to mnogość biblijnych nazw lokalnych biznesów lourdzkich wzbudza już różne emocje.. jedni się denerwują na widok sklepu Sacre Coeur de Jesus (Święte Serce Jezusa), czy restauracji Café Jeanne d’Arc.. można dodać żartobliwie – tylko pubu 'U Judasza’ brakuje..
Ja jednak podchodzę do tego zupełnie z innej strony.. a właściwie dlaczego nie..? Lourdes poddaje nam tutaj bardzo dobry pomysł..! Bo prowadząc swoją działalność gospodarczą zdecydowanie wolałabym nadać w jej nazwie imię jakiegoś świętego patrona, niż np. upadłego serafina – jak to ma miejsce w przypadku jednej z największych sieci spożywczych w Polsce..
*
Jest wieczór.. ciemno i wilgotno.. nieznacznie kropi deszcz.. dla wniesienia pewnej równowagi wewnętrznej trzeba stworzyć w swym umyśle i sercu antytezę do tej wszechobecnej, komercyjnej warstwy lourdzkiej.. wracając do hotelu zbieramy więc po drodze zupełnie darmowe, piękne, podobno niejadalne francuskie kasztany – na pamiątkę trwającej tu właśnie, pirenejskiej jesieni:
Ciemność się zgęszcza i w sobie chowa, Wiatr zgasł w ostatnim wyczerpania dreszczu, Aby milczenia nie mąciły słowa, Modlę się szeptem wieczornego deszczu.