Psalmy codzienności

Pranie, sprzątanie i Bóg, któremu trzeba gotować.. drogę.

Gdy zmęczy mnie już modlitwa wśród stosów prania – wlej we mnie życie!

Ścieram rozlany sok już piąty raz od śniadania.. stoję nad kubłem pełnym śmieci.. znów nie mam pomysłu, co jutro na obiad..

Myślami w fotelu przy herbacie z cytryną, a ciałem przy pralce..
Potrzebuję w tej domowej służbie Twojego umocnienia. Łagodnego przejścia po wszystkich pokojach i ułożenia nie rzeczy, lecz serca..
Wyciągnij rękę nad mężem Twej prawicy,
nad synem człowieczym,
którego umocniłeś w swej służbie.
Już więcej nie odwrócimy się od Ciebie,
daj nam nowe życie, a będziemy Cię chwalili.

Psalm 80

Potrzebuję sobie przypomnieć, że codzienność przenika się z tajemnicą, a wielkie prawdy z wielkim sprzątaniem..

Tuż po Zmartwychwstaniu Pan Jezus złożył swoją „pościel”, porozmawiał w ogrodzie z przyjaciółką i poszedł na długi spacer po to, by dziś przekonać mnie, że w tej szarej rzeczywistości, której tak często nie znoszę – On jest obecny.

Nie ma Go na rogu świątyni, tak, jak nie ma Go w moich wielkich, spektakularnych oczekiwaniach. On jest w codzienności, w moim zwykłym dzisiaj.

Ale jak to? To Bóg jest zwykły..?

I wcale nie siedzi na tronie ze złota i nie cwałuje w wolnych chwilach na świetlistych rumakach po nieboskłonie?

I nie przebywa na co dzień w odległej nieprzystępnej krainie doskonałości, do której nie dochodzą żadne westchnienia, ani gorące modły?

Że niby jest codzienny..?

*

Czy Bóg wie, jak wygląda poranny sajgon w moim domu, cicha kłótnia o jakiś drobiazg i moja rozpacz na widok bałaganu w dopiero co posprzątanym pokoju?

W książce Prymasa Wyszyńskiego „Miłość na co dzień” można odnaleźć wiele poruszających rozważań o zachowaniu Pana Jezusa tuż po Zmartwychwstaniu, w tym jeden kapitalny komentarz z porannego śniadania na plaży, jakie Zmartwychwstały przygotował swoim uczniom:
„Nad brzegiem Jeziora Tyberiadzkiego zadbał o to, aby na prawdziwą Wielkanoc przygotować posiłek dla uczniów zajętych połowem ryb. Wiemy, że przed Męką rozmnażał chleby, ale nigdy przedtem nie słyszeliśmy, aby sam ««kucharzył»»…”. 
Ogromnie urzeka to kucharzenie..

..jakby ksiądz Kardynał spędził niejedną chwilę na podglądaniu Pana Jezusa przy tej czynności..

Zmartwychwstały Król, Zwycięzca Śmierci, Władca Czasu zachowuje się tak zwyczajnie, tak po ludzku jak to tylko możliwe. Więcej nawet – Prymas pisze, że po Zmartwychwstaniu jest w Nim zdecydowanie więcej radości, takiej, która popycha Go do spacerów i gotowania!

A więc do tego stopnia ten nasz Bóg jest codzienny!

Tak bardzo, że wie, jak nie lubię składać prania, że jak się zapomnę, to zjem wszystkie ciastka z szafki nad piekarnikiem, i że za nic w świecie nie przepuszczę kanapki z wędlinką i pomidorkiem..

A jednak jakaś część naszego serca chciałaby, żeby Zmartwychwstanie wyglądało inaczej, prawda?

Żeby Pan Jezus urządził choć małe widowisko w Pałacu Piłata albo ubrany w świetlistą pelerynę przeleciał tuż przed domem Kajfasza, a potem stanął na rogu świątyni i upewniwszy się, że widzi Go cały Sanhedryn i co najmniej kohorta legionistów, powiedział triumfalne „Ha!”.

Jakaś część w nas tęskni za pompą, za spektaklem, za „wielkim bum”.

*

Jeśli ta część dominuje w naszym życiu, zwykle oznacza to, że tkwimy jeszcze w Starym Testamencie – raz po raz przebłyskuje nam już nadzieja Poranka, ale co do zasady nasze życie to nieustanne wojny, pożogi, potopy i wielkie czekanie.

Wojną jest często każdy dzień. Od rana do nocy walczymy, żeby wstać, żeby znaleźć sens, żeby nie zwariować, żeby jakoś ogarnąć rzeczywistość.

Raz po raz coś podpala nasz świat i wtedy płoniemy gniewem, złością, frustracją. A potem zwykle przychodzi potop – i zalewa nas fala rozpaczy, zniechęcenia, smutku.

I tak w kółko.

*
Z tego nieznośnego stanu wyrywają nas na moment wielkie sny, projekty, marzenia i nieustanne czekanie na lepsze czasy.

Gdybym tylko studiował w innym mieście, gdybym miała inną pracę, gdybym tylko mógł gdzieś wyjechać, gdyby tylko mój mąż się zmienił, gdyby tylko..

Tkwimy w tym nieznośnym kołowrotku zdarzeń, a potrzeba wreszcie zacząć po prostu żyć. W tych warunkach, które są nam dane, w tym, a nie innym ciele, z takim, a nie innym domownikiem obok.

Ale skąd wziąć siły, żeby odgarnąć wreszcie z siebie kołdrę lęku, wstać z łóżka i stawić czoła… życiu?

Bóg jest w codzienności, w naszym zwykłym dzisiaj. I to od samego rana!

Najwięcej spotkań ze Zmartwychwstałym, o których wspominają Ewangelie wydarzyło się…. rano! O świcie!

Jakby Pan Jezus chciał przesycić poranek swoją zwycięską obecnością. Tak, jakby chciał każdego z nas budzić codziennie cichym zapewnieniem:

„Ja już jestem w Twoim dniu, już przygotowuję dla Ciebie śniadanie. Wstań! Nie bój się! Każdą sekundę Twojego dnia przesyciłem już moją łaską”.

Scena znad Jeziora Tyberiadzkiego jest moim ukochanym fragmentem Ewangelii. Lubię sobie wyobrażać, jak siedzę obok Apostołów, jak trzymam stopy na ciepłym piasku, jak wiatr rozwiewa moje włosy, a ja patrzę w radosne oczy Boga, który podaje mi rybę i cieszy się do granic możliwości z mojego ocalenia.

Smak tej ryby daje mi nadzieję, że zwykła pomidorówka, czwarta pralka tego samego dnia i mój nieznośny ból pleców mają sens. Bo On jest przy mnie. Właśnie tu, gdzie jestem teraz, w tej chwili i w każdej kolejnej. 

*

I choć moje serce się zmęczyło – wiem, że to Ty dajesz wzrost, Ty wlewasz nowe życie, Ty dajesz odpoczynek i sam jesteś odpoczynkiem!

*


Opublikowano