Duch Święty jak Wi-Fi

Nie jest łatwo mówić o Duchu Świętym. W świecie zdominowanym przez przywiązanie do rzeczy namacalnych wręcz niemożliwe wydaje się opisanie czegoś, czego nie widać, nie słychać i czego nie można dotknąć. To trochę jak opowiadanie ślepemu o kolorach..

a jednak..

pozostając w realiach XXI wieku, wyobraźmy sobie piękny dom, wyposażony w najnowszy sprzęt elektroniczny i AGD. Nagle zabrakło prądu. Niby wszystko stoi na swoim miejscu, właściciel domu nadal może mówić, że posiada to czy tamto. Tyle że wszystko jest bezużyteczne, bo siła, która te sprzęty ożywia – niespodziewanie zanikła.

Gdy mówimy o duchowym życiu chrześcijanina czy też szerzej – o funkcjonowaniu całego Kościoła – tym alegorycznym prądem jest właśnie Duch Święty.

Albo inaczej..

Wyobraźmy sobie gigantyczne Wi-Fi, którego fale dają darmowe połączenie z siecią dosłownie na całym świecie; internet, z którego możemy korzystać wszędzie, dowolnie i o każdej porze; narzędzie, które staje się kluczem do innej rzeczywistości.

Tak właśnie działa Duch Święty. Tyle że rzeczywistość, do której daje dostęp, nie jest rzeczywistością wirtualną, lecz realną, choć dla nas – tymczasowo – niewidzialną.

To jest ten świat, w który jako chrześcijanie wierzymy: świat duchowy, świat głębi i wewnętrznego piękna. To jest również ten świat, którym chcielibyśmy już teraz żyć, czerpać z niego garściami, bo przecież wiemy, że to tam jest droga do naszego ziemskiego szczęścia.

Można powiedzieć, że stały dostęp do „sieci” Ducha Świętego mamy w najprostszej modlitwie, w sakramentach, w uczynkach miłosierdzia. Nasza wiara – nawet jeśli kuleje – pozostaje realną więzią, którą Duch Święty ożywia.

Trafnie ujął to w słowa patriarcha
Antiochii Ignacy IV:

„Bez Niego Bóg jest daleko, Chrystus staje się przeszłością, Ewangelia – martwą literą, Kościół – zwykłą organizacją, misje – propagandą, kult – wspomnieniem, a postępowanie chrześcijan – moralnością niewolników”.

Już jestem dzieckiem Boga, a jednocześnie wciąż żyje we mnie „stary człowiek”. Toczą się we mnie otwarte wojny. Słowo Boże wzywa mnie, bym w tej walce był „partyzantem” Ducha. A dary Ducha Świętego to nie żadna cheklista, ale taktyka wojenna. Nie do mnie należy ogarnianie szerokiego horyzontu. Nie ja decyduję o metodach. Taktyka to Jego rzecz. Postanowił, że sposobami naszego działania będą:

DAR mądrości

Po co nam ten dar? Byśmy nie tracili sił, czasu i nerwów na udowadnianie sobie i całemu światu, kim to nie jesteśmy i ile to nie możemy. Szkoda nas. Szkoda naszego życia, które zamienione w „konkurs piękności” rzadko kiedy bywa szczęśliwe.

Budowa wieży Babel to jedna z tych historii biblijnych, które nie mają swojego konkretnego historycznego „gdzie” i „kiedy”, ale dzieją się „zawsze” i „wszędzie”. Bo wieżę Babel, czyli coś na pokaz budujemy wszyscy.

Ale co to ma wspólnego z darem mądrości?

Mówimy nieraz o „mądrości ludowej” czy o mądrości „prostych ludzi”. Nie jest więc ona równoznaczna z wiedzą, nawet bardzo rozległą. Można mieć jednocześnie dużo wiedzy i mało mądrości. 

Mądrość to raczej zdolność właściwego wykorzystania w życiu posiadanej wiedzy. 

Duch Jezusa przychodzi do mnie z darem mądrości, bym mógł patrzeć na siebie i postępować według tej wiedzy, że ja jestem ten, który nie jest. Mogłoby mnie nie być. Nie istnieję sam z siebie, nie ja dałem sobie istnienie i nie ode mnie ono zależy. To spuszcza od razu powietrze z balonika mojej pychy i myślenia o sobie, że „co to nie ja”.

Ale z drugiej strony, skoro istnieję, to znaczy, że Ten, co daje istnienie chciał, abym był. Przy całym moim nadęciu i zadęciu jestem tyle co nic. Ale jestem „nic” chciane przez samego Boga!

DAR ROZUMu

Bóg nie chce nas wyręczyć czy zniewolić, narzucając nam cokolwiek siłą. Wspiera nas w naszych rozumowaniach, osądach, decyzjach tak, by one naprawdę przynosiły szczęście. W jaki sposób?

W opisie zawarcia przymierza na Synaju Bóg woła Mojżesza na górę, by przez niego przekazać ludowi wybranemu Dekalog.

Ale zanim to nastąpi, urządza im „światło i dźwięk”: Góra Synaj była spowita dymem, Pan zstąpił na nią w ogniu i cała bardzo się trzęsła. Mojżesz mówił, a Bóg odpowiadał mu wśród gromów. Można powiedzieć „Dał czadu”.

Ale nie po to, by Izraela przestraszyć. Tuż przedtem opowiedział im historię wyjścia z Egiptu ze swojej perspektywy: że byli niesieni przez Niego „na orlich skrzydłach”. I zaraz po tym: Teraz, jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów (Wj 19,5).

Zanim doświadczą potęgi Boga słyszą, że zostali przez Niego wybrani, że są dla Boga kimś szczególnym, że Jemu na nich zależy. „Efekty specjalne” mają im uświadomić, jak niesamowite jest to wybranie, skoro zabiega o nich Ktoś Taki.

Rozum to zdolność analizowania i wyciągania wniosków. Właściwe korzystanie z wiadomości i doświadczeń w konkretnych sytuacjach.

Czy więc faktycznie potrzebne jest nam Dziesięć Przykazań? Przecież każdy średnio rozgarnięty człowiek sam bez trudu wpadnie na to, że mordowanie, cudzołóstwa, zdrady, kłamstwa, kradzieże i deptanie naturalnych więzi to marne sposoby na to, by szczęśliwie żyć w jakiejkolwiek społeczności.

Pod Synajem Bóg najpierw mówi Izraelowi: Jesteś dla mnie ważny, jesteś dla mnie kimś absolutnie szczególnym. Zależy mi na tobie. Dlatego uważaj na siebie. Daję ci dziesięć podpowiedzi nie dlatego, że sam byś na to nie wpadł, ale dlatego, że nie potrafię milczeć, gdy chodzi o ciebie (trochę jak babcia, która za każdym razem przy pożegnaniu mówi: „Tylko jedź ostrożnie!”).

Duch przychodzi do nas z darem rozumu – darem wspierającym nas w podejmowaniu naszych decyzji, by przypomnieć nam, że dla Boga liczy się wszystko co robimy, bo On nie potrafi patrzeć na nas obojętnie.

DAR UMIEJĘTNOŚCI

Dar umiejętności to nie żadne „nowe skile”. Duch Święty nie przychodzi wyposażyć cię w kolejną „zręczność”, ale pomóc ci zostać współpracownikiem Stwórcy.

Bóg stwarza, czyli robi coś z niczego. My współdziałamy z Nim tworząc – robiąc coś z czegoś, co zostało nam dane. Duch przychodzi pomóc nam podjąć tę współpracę.

Św. Paweł pisze w liście do Rzymian (Rz 8,22-27) o stworzeniu, które aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.

Wszechświat nie jest więc dziełem skończonym, ale cały czas powstającym. Co ważniejsze – jak pisze Apostoł – także my sami nie jesteśmy jeszcze „skończeni”: całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów – odkupienia naszego ciała.

Bóg zaprosił nas do współpracy w wykańczaniu tego dzieła, jakim jesteśmy my sami i świat, w którym żyjemy.

Abyśmy mogli podjąć tę współpracę, wyposażył nas w najróżniejsze zdolności, umiejętności, talenty. Każdego inaczej, byśmy potrzebowali siebie nawzajem i współpracowali nie tylko z Nim, ale też między sobą.

Wielokrotnie jednak okazujemy się w tej kwestii bardzo „nieudolni”. Najczęściej ta „nieudolność” nazywa się „egoizmem”. Zapominamy, czemu miały służyć złożone w nas dary i próbujemy ich używać wyłącznie dla własnych korzyści, co oczywiście kończy się katastrofą.

I dlatego potrzebujemy, by Duch Boga przyszedł do nas z darem umiejętności, byśmy mogli podjąć współpracę ze Stwórcą w stwarzaniu siebie i świata.

DAR RADY

Duch Święty przychodzi z darem poradzenia sobie z tym, co jest moją śmiercią. Dar rady to nie żadne tanie pocieszanie czy motywowanie, choćby i najskuteczniejsze. To krzyk Boga w samym środku mojego cmentarzyska.

Prorok Ezechiel w obliczu wszechogarniającej śmierci odpowiada: Boże, Ty to wiesz. A Bóg każe mu mówić do bezdennej martwoty:
 Wyschłe kości, słuchajcie słowa Pana! Tak mówi Pan Bóg: Oto Ja wam daję ducha, byście ożyły. Chcę was otoczyć ścięgnami i sprawić, byście obrosły ciałem, i przybrać was w skórę, i dać wam ducha, byście ożyły i poznały, że Ja jestem Pan.

Rada to jest takie dziwne coś, czego wszyscy mają pełno, ale zasadniczo nikt tego nie chce. Na szczęście Duch Jezusa nie przychodzi do nas z tzw. „garścią dobrych rad”. W darze rady nie chodzi o dawanie czy dostawanie rad, ale o danie sobie rady.

Są takie sytuacje w naszym życiu, gdy mówimy: To koniec. Już po wszystkim. Nie dam sobie z tym rady. Nie przeżyję tego. Wszystko jest ewidentnie przegrane, spalone, zmarnowane, stracone, martwe. Gdzie nie spojrzę, sama śmierć. We mnie i wokół mnie.

Duch Święty nie przychodzi dawać mi „dobrych rad”: Weź się w garść! Nie płacz! Wytrzymaj! On przychodzi z darem poradzenia sobie z tym, co jest moją śmiercią.

Ale to nie ja mam sobie z nią poradzić zacisnąwszy zęby i spiąwszy to, co tam mam do spięcia. Przychodzi powiedzieć mi: Bóg jest i da sobie z tym radę. Ty nie dasz, ale On da.

Dar rady to zaproszenie i uzdolnienie do ufności, że Bóg jest Bogiem. Że nie ma takiej martwoty (nieszczęścia, tragedii, zła, grzechu), z którą On by sobie nie poradził. Przez którą mnie by nie przeprowadził – choćby i tak jak Łazarza, czy swojego Syna.

DAR MĘSTWA

„Bóg, który daje krzyż, daje nam również ramiona, które go niosą. I nikt lepiej niż On nie zna się na proporcjach”. Bóg daje nam siłę, której potrzebujemy, wtedy i w taki sposób, w jaki jej potrzebujemy.

Dar męstwa uzdalnia nas do podjęcia właściwych decyzji w trudnych okolicznościach, do przezwyciężenia strachu oraz do stawienia czoła niebezpieczeństwom i próbom.

Pomaga on także wytrwać w trudnościach i pozostać wiernym w dążeniu do dobra. Wszyscy mamy doświadczenie sytuacji, w których najzwyczajniej w świecie zabrakło nam odwagi, choćby tej „cywilnej”, by coś zrobić, powiedzieć, czegoś odmówić, zaprotestować przeciw jakiemuś złu.

Codziennie podejmujemy tysiące małych i większych decyzji. Chcielibyśmy wybierać dobrze, zgodnie z własnym sumieniem i być wiernymi tym dobrym decyzjom. Po to właśnie Pan wylewa na nas swego Ducha, który przychodzi z darem męstwa.

On chce współdziałać z tobą we wszystkim. Inspirować cię i wspierać swoją mocą. Dar męstwa to dar zakotwiczenia naszego postępowania właśnie w Jego mocy.

To dlatego nie powinniśmy zamartwiać się na zapas ewentualnymi wydarzeniami, jakie mogą spotkać nas lub tych, których kochamy. Bo gdy to już się wydarzy, Bóg będzie z nami.

Strzeżmy się też pozorów! Ten, kto wydaje nam się słaby, może być prowadzony mocą Bożą. I vice-versa. Nie zapominajmy o tym, że Jezus, w którym najdoskonalej wypełnił się dar męstwa, upadał mimo wszystko pod ciężarem krzyża. Łaknął. I umarł. Dlaczego więc dziwimy się własnym upadkom i pozornym porażkom?

DAR POBOŻNOŚCI

Pobożność to nie wyrabianie „klękogodzin”. Ten dar Ducha Świętego otwiera oczy.

Z czym zazwyczaj kojarzymy pobożność? Prosta sprawa, nie? Pobożny jest ktoś, kto dużo się modli, kto godzinami klęczy w kościele, nie przegapi żadnego wieczoru uwielbienia, a cztery części różańca odmawia dla rozgrzewki, zanim przejdzie do brewiarza, medytacji i kilku innych nabożeństw.

Tak naprawdę pobożność to taka cecha/cnota, do której mało kto lubi się dzisiaj przyznawać, bo kojarzy się z dewocją w jej nienajlepszym znaczeniu.

Tymczasem dar pobożności niewiele ma wspólnego z hartem w wyrabianiu „klękogodzin”. To nie jest dar nienudzenia się na nabożeństwach i niegasnącego zapału w odmawianiu kolejnych modlitw. O co zatem chodzi?

Dar pobożności to dar przeżywania swojego życia po Bożemu. Jego przyjęcie nie skutkuje przeprowadzeniem się do kościoła, ale odkryciem, że cały mój dzień, wszystko co mnie spotyka i co przeżywam ma związek z Bogiem i dzieje się w Jego obecności.

Duch przychodzi do mnie z darem pobożności, bym umiał zobaczyć i przeżyć po Bożemu wszystkie wydarzenia mojego życia, również te trudne, niepokojące, bolesne.

DAR BOJAŹNI BOŻEJ

Dar bojaźni Bożej to dar szczególny. Izajasz, kiedy wymienia dary Ducha (Iz 11,2-3), mówi wprost, że Duch ma upodobanie w bojaźni Pana. O co chodzi? Czy Bóg chce, żebyśmy się Go bali? Ani trochę!

Bóg nie chce naszego strachu. Nie chce, by w relacjach z Nim kierowała nami obawa przed Jego mocą, gniewem, czy karą za nasze grzechy. Bojaźń Boża nie jest strachem przed Bogiem. Jeśli już strachem, to raczej strachem „o Boga”, a lepiej byłoby powiedzieć: troską o Boga. O Jego miejsce w moim życiu.

Dar bojaźni Bożej pozwala mi – mimo moich lęków – postawić sprawy Boga wyżej swoich. Uznać priorytet Bożego wezwania nad moją wygodę, komfort, a nawet bezpieczeństwo. To dokonało się w apostołach w dzień Pięćdziesiątnicy. Powody do obaw (realne przecież) nie zniknęły, ale okazały się naraz mniej istotne od wewnętrznego przynaglenia, by iść i głosić moc żyjącego Pana.

Nie na darmo pierwszy znak działania Ducha, jaki widzi świat to mówienie obcymi językami. Dar bojaźni Bożej – przedłożenia pragnień Boga ponad moje własne – pozwala mi także wyjść na spotkanie drugiego człowieka i znaleźć z nim wspólny język. Zrezygnować odrobinę z siebie, by zrobić przestrzeń na spotkanie z tym drugim. Nawet jeśli się z nim nie zgadzam, czy wręcz się go boję.


Opublikowano