Lourdes to miejsce, gdzie niebo nadal się otwiera, zwłaszcza dla chorych – oni są tutaj zdecydowanie uprzywilejowani i bardzo rzucają się w oczy. Można śmiało powiedzieć, że to miejsce, jak żadne inne – uczy szacunku wobec ludzkiego cierpienia.
*
Muszę przyznać, że przebywając w Lourdes zaledwie kilka dni – doznaję małego wstrząsu na widok setek ludzkich cierpień przemieszczających się po tym mieście, powykrzywianych lub zastygłych w bezruchu twarzy w bazylice i przed grotą, czy czekających na swoją kolej obmycia się w wodzie..
Co prawda, jeśli chodzi o stwierdzone fizyczne uzdrowienia to obecnie nie zdarzają się one zbyt często. Same statystyki nie wystarczyłyby więc do tego, by skłonić te rzesze sparaliżowanych i nieruchomych gości do pojawienia się w Lourdes.
Dlaczego więc przybywają? Czy nadal liczą na uzdrowienie? Zapewne tak. Ale może i na coś więcej..
*
*
Ilekroć składamy sobie życzenia – to zazwyczaj wyrażamy naprzemiennie intencje szczęścia i zdrowia. Oznacza to, że zdrowie jest bardzo ważne. Można byłoby stwierdzić, że jest prawie tak istotne jak szczęście.
Zaś choroba zmienia optykę patrzenia na świat i życie. Po wszystkim, co było wspaniałe, uśmiechnięte, radosne i piękne – teraz trzeba prosić, wyrażać swą wdzięczność, cierpliwie czekać, być pokornym.
*
To właśnie dlatego tak często uciekamy od cierpienia, niezależnie czy dotyka ono nas samych, czy naszych najbliższych.. tymczasem tutaj dzieje się coś zupełnie odwrotnego.. coś, co wymyka się logice współczesnego świata..
Tutaj cierpienie nie odpycha, a ściąga tysiące wolontariuszy – ludzi młodych i starszych, którzy przyjeżdżają tu głównie po to, by pomagać chorych pielgrzymom..
Pochodzą z różnych krajów, spotykamy ich tu dosłownie wszędzie – zarówno na terenie sanktuarium, jak i w centrum miasta.. Ich strój przypomina wygląd pielęgniarek lub lekarzy, dlatego początkowo myślałam, że to prawdopodobnie jakaś większa pielgrzymka służby zdrowia..
Dopiero potem okazało się, że przybywają do sanktuarium na własny koszt i poświęcają tydzień lub dwa, aby pomagać chorym w wybranej przez siebie służbie, oczywiście zupełnie za darmo, za to zawsze z uśmiechem na twarzy, nawet przy wykonywaniu najbardziej niewdzięcznej i ciężkiej pracy.
Niesamowite!
*
*
Ludzie cierpiący i chorzy są tu zawsze na pierwszym planie!
Wszystkie hotele w mieście oraz same obiekty sakralne bazyliki przystosowane są na ich przyjęcie. Przed grotą zarezerwowane są dla nich miejsca w pierwszych rzędach. Nie obowiązują ich również kolejki do basenów w pobliżu groty z wodą ze źródła odkrytego przez św. Bernadettę.. Na placu przed bazyliką są nawet ławki z napisem: „malades” (chorzy).
Dodatkowo, na terenie sanktuarium czynny jest specjalny hotel-szpital (dom chorego pielgrzyma Accueil Notre Dame) z 904 łóżkami terapeutycznymi.
*
Taka perspektywa cierpienia zmusza do myślenia.. Dla nas – żyjących na co dzień w świecie, gdzie liczy się tylko sukces i piękne ciało – pobyt w sanktuarium w Lourdes i kontakt z tyloma chorymi, niepełnosprawnymi często na wózkach inwalidzkich, pozwala zatrzymać się i dostrzec głębszy wymiar swojej egzystencji.. a świadectwo wolontariuszy jeszcze bardziej zwraca uwagę na wartość relacji międzyludzkich i na to, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem..
*
*
Patrząc na chorych czuję, że tutaj Bóg jest blisko.. i że nie jest Mu obojętne najmniejsze nasze cierpienie. Ta świadomość już teraz sprawia, że spokojnie wrócę do domu.
Widząc ich rozmodlone twarze lepiej też rozumiem, że modlitwa to nie tylko religijny obowiązek, a tym bardziej nie duchowa kontrybucja wpłacana na niebieskie konto.
Tu szczególnie odkrywam, że modlitwa to akt miłości.
Gdy Maryja mówi do Bernadetty: „Zrób mi tę łaskę i przychodź tutaj codziennie” – urzeka mnie ta prośba.
Modlić się to być dla Boga nie z musu, ale dlatego, że chce się być. Pamiętając przed Bogiem o bliskich – okazuję im miłość. Takie to proste, a czasem jednak też trudne.
*
A do ciebie, co nie wierzysz a szukasz przyjdzie w ranach, w cierpieniu – zastuka sam Jezus z najcichszej ulicy gdy potoczysz się łzą po kaplicy