Czy można dziś wyśpiewać prawdę o szalonej miłości Boga do nas wszystkich – przerażonych, uwikłanych w grzechy i strachy, osamotnionych, połamanych na duchu..?
Ależ oczywiście..
To właśnie Gorzkie Żale są tym wyjątkowym nabożeństwem, które w trzech częściach wspaniałej poezji oddaje emocje, pomagające wtopić się w misterium męki Chrystusa, towarzysząc Jego bolesnej Matce..
*
Chłodne od zmierzchu powietrze wypełnia się głośnym nawoływaniem dzwonu. Mama prosi, abym się pospieszyła. Sama szybko nakłada płaszcz. Nakrywa głowę szalem. Idziemy po wyśnieżonej jeszcze drodze, po jej bieli rozjaśnionej purpurowym światłem zachodzącego już słońca. Siadamy w ławce. Mama otwiera książeczkę do nabożeństwa. I nagle słyszę, jak kościół zaczyna oddychać organową muzyką i śpiewem. Z bocznych jego naw, ze środka zaczynają wznosić się słowa: 'Gorzkie żale przybywajcie..’ Głosy kołyszą się jak gałązki wierzby na wietrze, łączą w tonację molową, są miękkie i zarazem smutne. Wydaje się, że chcą się dźwignąć, wyprostować, ale pod ciężarem rozpaczy opadają na kamienną posadzkę. Jest w nich powolny, miarowy, jednostajny krok udręczonego człowieka, jest i akt skruchy. Śpiew płynie..
*
W pierwszej części nabożeństwa pochylamy się nad wydarzeniami, które poprzedzały wyrok u Piłata.
Druga ich część pozwala zatrzymać się nad wydarzeniami od oskarżenia Jezusa aż do ukoronowania cierniową koroną.
Natomiast w trzeciej części śpiewem opowiadamy ostatni akord ziemskiego życia Jezusa – od ukoronowania cierniem aż do złożenia martwego Ciała w grobie.
Ten pięknie utkany tekst modlitewny porusza do samej głębi..
Niezależnie od części modlitwę otwierają słowa Pobudki, jako zachęty do rozważania Męki Pańskiej.
Ciekawe jest, że ukazaną w „Hymnie” przestrzeń świata wyznaczają powtarzane w każdej jego części słowa „krew” i „serce”. Uważne przyjrzenie się ich usytuowaniu w tekście pozwala zobaczyć, że słowa te występują naprzemiennie. Wydaje się, że jak drogowskazy – powinny tkwić w każdym z nas, wyznaczając kierunek naszych myśli i czynów – „miłość i ofiara”, „ofiara i miłość”…i tak aż do końca..
Litanijny lament duszy nad cierpiącym Jezusem wywołuje stan przeciągłego zawodzenia, rzewności i długotrwałego bólu, jaki odczuwa Dusza patrząca na umęczonego Zbawiciela. Przypatrując się okrucieństwu człowieka – Dusza wciąż waży boskość Chrystusa, by w konsekwencji odkryć mądrość istnienia i bez wahania oświadczyć: „Bądź uwielbiony! Bądź wysławiony! Boże nieskończony!”.
Jak bardzo ujmująca jest Rozmowa duszy z Matką Bolesną.
Matka Jezusa nie zwraca się do nikogo poza swym Synem. Z opowieści Duszy wynika, że jest swoim czuciem, swoją myślą nieobecna w świecie ludzi. Przeszyta bólem, „na sercu ciężko stroskana” zdaje się być kimś, kto nie zauważa tego, co wokół niego się dzieje.
Na wiele pytań Duszy nie odpowiada, jakby ich nie słyszała. Nie prosi o wsparcie, nie oczekuje ludzkiego żalu – natomiast całą sobą wtapia się w cierpienie swojego Syna, jak wtapia się każdy człowiek, który traci na zawsze ukochaną osobę.
Dusza, mimo milczenia Matki Boskiej, trwa przy niej i nie odstępuje jej. Poprzez szereg pytań, jakie zadaje i wymowne milczenie Najświętszej Marii, z jakim się spotyka, zaczyna rozumieć, że człowiekowi trzeba zawsze dać czas, aby mógł swój ból sam przeboleć.
Dusza pojmuje, że w spotkaniu z cierpiącym człowiekiem najważniejsze jest, by być z nim. To bycie wcale nie musi oznaczać trwania w rozmowie, w słowach. Ono powinno polegać przede wszystkim na uczestniczeniu w dramacie cierpienia, dlatego też Dusza ostatecznie powie: „Pragnę, Matko, zostać z Tobą, dzielić się Twoją żałobą, śmiercią Syna Twojego.”
Zostać z człowiekiem, który cierpi, dzielić się z nim swoją żałobą – oto mądrość „Gorzkich Żali”.
Jest więc w nich nie tylko żarliwa wiara budowana na płaszczyźnie wielkich wzruszeń, spiętrzonych emocji, ale i piękna przypowieść o tym, jak należy poznawać świat, jaką drogą należy zmierzać, żeby dotrzeć do Prawdy.
*
Bestseller wszechczasów..?
„Gorzkie żale” z pewnością napisał geniusz. Kim był?
Niewielka książeczka z bardzo długim barokowym tytułem: „Snopek Myrry z Ogroda Gethsemańskiego albo żałosne Gorżkiey Męki Syna Bożego […] rospamiętywanie” ukazała się w 1707 roku w Warszawie.
Tak, tak.. Gorzkie Żale mają już 317 lat!
Jak czytamy dalej na stronie tytułowej, książka została wydana „za staraniem i kosztem Ichmościów Panów Braci i Sióstr Konfraternijej Rocha Świętego przy Kościele farnym Świętego Krzyża w Warszawie”. Kościół stoi do dzisiaj i jest jedną z bardziej znanych świątyń w Polsce.
Utwór zredagował ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo, który był opiekunem tejże „Konfraternijej”, czyli Bractwa. Przyjmuje się, że to właśnie on napisał tekst.
Zapewne wzorował się na popularnych wówczas przedstawieniach pasyjnych i łacińskich oraz polskich pieśniach wielkopostnych, ale dzieło jest oryginalne i jedyne w swoim rodzaju.
Nabożeństwo Gorzkich Żali bardzo szybko się spopularyzowało. Na początku XIX wieku było odprawiane chyba w każdej polskiej parafii. Przez półtora wieku żadna książka nie rozeszła się po Polsce w tylu egzemplarzach.
Kiedy mieszkańcy Warszawy zaczęli masowo chodzić na Gorzkie żale do kościoła Świętego Krzyża, dominikanie obserwanci zauważyli w swoim kościele pustki na różańcu. Nie spodobało im się to.
Napisali więc list do papieża z prośbą o zakazanie nowego nabożeństwa. Papież jednak nie tylko nie zabronił odprawiania Gorzkich Żali, ale wręcz ustanowił odpusty dla tych, którzy w nim uczestniczyli.
W żadnym innym kraju pobożność nie wytworzyła i nie zachowała tej pięknej pasyjnej tradycji. Dlatego Gorzkie Żale to nie tylko bezcenny zabytek, ale także wyraz typowo polskiej pobożności.
*
Gorzkie Żale za firanką..?
Niemiecka mistyczka średniowieczna, święta Mechtylda, podczas jednego ze swych licznych objawień Pana Jezusa, usłyszała od Niego te słowa:
„Ilekroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie kto westchnie, tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łzę uronił, tak mi jest miłym, jak gdyby za mnie podjął męczeństwo.„
A więc przybywajcie żale, z całą swoją typowo ludzką, a jednocześnie chrześcijańsko – polską gorzkością w godzinie przejmujących słów i dźwięków! W kościele, w kącie pokoju, za firanką codzienności, w cieniu rzęs, przepuszczających kolejne promienie łez..
*
Nabożeństwo kończy się, a ludzie rozchodzą. W oknach domów zapalają się światła. Wracamy pośród szeptów, przytłumionych rozmów. Ulica zatopiona w stężałym mroku wypełnia się żółtym omdlewającym światłem przydrożnych lamp. Bijąca od miasta łuna skruchy i tęsknoty wznosi się aż po sklepienie nieba, aż po konstelacje gwiazd. Powoduje, że mrok słabnie i nie jest już tak gęsty jak o zmierzchu. Niedługo potem miasto zapada w sen błogosławionej ciszy. W niej trwać będzie do świtu, kiedy na witrażu poranka słońce wyświetli obraz nowego zmartwychwstania.