Nie oko za oko, lecz serce za serce..

Kiedy serce człowieka zatrzymuje się, krew przestaje krążyć po ciele. A przecież krwiobieg zapewnia nam życie, dostarczając tlen i substancje odżywcze. Jeśli mięsień sercowy traci swoją giętkość, jeśli zaczyna twardnieć, organizm zaczyna zawodzić. Bez serca ciało nie może przetrwać fizycznie.

To samo dzieje się w sferze ducha. W naszym życiu jednym z najważniejszych obszarów, któremu powinniśmy się z uwagą przyglądać, jest miłość i pragnienie Boga.

Odejście od Pana oznacza poszukiwanie pociechy poza Bogiem, co powoduje, że nasze serca twardnieją. A jeśli nie pozostaniemy przy Tym, który jest źródłem miłości, coraz bardziej tracimy umiejętność kochania w ogóle.

Dlatego musimy za wszelką cenę unikać zatwardzenia serca i wciąż ćwiczyć je w zdolności do dzielenia się życiem i miłością z innymi.

Tylko od czego zacząć ?

Po pierwsze: stań w prawdzie przed sobą, by ocenić, co przeszkadza twojej miłości.

Aby to zrobić, musisz cofnąć się wstecz !

Bo najwięcej o miłości uczą pierwsze doświadczenia – najwcześniejsze – te z własnej historii.

Może tak być, że potrzeby dziecka pogrążone są w głębokiej recesji – i nie czuje się ono ani bezpieczne, ani nakarmione bliskością, ani zauważane. Że regularnie naruszane są jego granice – i fizyczne, i psychiczne. Że jest poniżane, zawstydzane, traktowane jak przedmiot w domu albo ktoś, od kogo się tylko wymaga, jakby był pusty w środku. Na kogo się krzyczy.

I ono szybko się uczy, że miłość to tylko samozaparcie, polegające na nieustannym zadowalaniu bliskich bez względu na swoją potrzebę bycia kochanym. Bo dzieci nie przestają kochać rodziców, nawet jeśli nie dostają od nich niczego, co by je wspierało. 

Całe stają się nadzieją, że jak będą myśleć tylko o rodzicach, i jak będą bardzo grzeczne, to jakimś cudem skapną się im okruchy miłości. Jakoś stworzą jej tyle, że starczy dla wszystkich – i dla rodziców, i rodzicom dla nich.
Bywa też, że mama lub tato byli ikoną zapomnienia o sobie. I tylko potem ktoś strasznie w domu krzyczał, bo już nie dawał rady żyć. Tak bardzo zaparł się siebie, że w końcu wołała ta zapomniana część, aż sąsiedzi słyszeli.

Mogliśmy nauczyć się w domu jeszcze innych rzeczy: że kochać to nieustannie coś robić. Stale być zajętym. Że jestem tylko tym, co zrobiłem i osiągnąłem.

Albo że ludzie, którzy się nawzajem kochają, są wobec siebie złośliwi. Albo nigdy nie ujawniają swoich uczuć, i w domu panuje zimna atmosfera wycofania, udekorowana wyprasowanym obrusem i sztucznymi kwiatkami.

Żeby dowiedzieć się czegoś o miłości, nieraz najpierw tylu rzeczy potrzebujemy się oduczyć. Potrzebujemy poczuć głęboko w sobie, jak chcieliśmy być traktowani, choć może nigdy nie byliśmy. I choć miłość to nie uczucie, wiele potrzebujemy poczuć, by się jej nauczyć.

Potrzebujemy odmrozić uczucie przykrości, zawstydzenia i zawodu, gdy ktoś na nas krzyczał. Odmrozić stłumioną złość, gdy nikt nie pytał o nasze „tak” i „nie”.
Poczuć skamieniałe przeciążeniem mięśnie, które brały na siebie więcej, niż można było unieść.

I wyobrazić sobie, jakby to było być widzianym i słyszanym. Jakby to było, gdyby ktoś cieszył się na nasz widok, gdy wracaliśmy ze szkoły. Jakby to było, gdyby kogoś ciekawiło, co nas smuci, a co cieszy i fascynuje.

Może wtedy łatwiej byłoby wziąć odpowiedzialność za fakt, że aby to wszystko umieć innym dawać, ja sam potrzebuję miejsc, gdzie tego doświadczę.

Potrzebuję wciąż pamiętać, że już byłam umiłowaną córką / umiłowanym synem Boga, zanim moi rodzice i przyjaciele zdążyli mnie pokochać.

Potrzebuję wreszcie odkryć, że miłości się nie zdobywa, ani się na nią nie zasługuje. Bo miłość jest darem, który dostałem od Boga bez względu na to, jaki jestem, co umiem i potrafię. I jedyne, co pozostaje mi z nią zrobić – to rozwijać w sobie i pielęgnować każdego dnia.

No tak. A co z cierpieniem zranionego już serca?

Naszą duchową drogę życia najlepiej opisują cztery proste słowa:

wzięty

pobłogosławiony

połamany

Dany

Nasze życie stapia się z Ciałem Chrystusa. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wziął chleb, pobłogosławił go, połamał i dawał uczniom (Mk 14,22).

Jesteśmy wzięci, można powiedzieć – wybrani. Ale nasze wybranie nie oznacza, że inni są gorsi, że nie zostali wybrani. Zwykle w świecie, gdy ktoś dostaje nagrodę, ktoś inny musi pogodzić się z porażką.

W relacji z Bogiem jest zupełnie odwrotnie. Gdy odkrywam, że jestem wybrany, doświadczam zarazem tego, że inni również są wybrani. To tajemnica miłości Boga do każdego z nas.

*
Jesteśmy pobłogosławieni – ukochani przez samego Boga!

*
Podobnie jak chleb eucharystyczny – jesteśmy też połamani. Kluczem jest tu uznanie swojego cierpienia, jako okazji do oczyszczenia i pogłębienia błogosławieństwa, które otrzymaliśmy.
„Co wydawało się karą, staje się delikatnym przycinaniem rośliny. Co wydawało się odrzuceniem, staje się drogą do głębszej komunii” H.Nouwen

*

I co najważniejsze: jesteśmy wzięci, pobłogosławieni i połamani, aby być darem dla innych. Bo naszym celem nie jest sukces, ale podarowanie siebie dla świata. Warto jest tu przypomnieć sobie słowa Jezusa wypowiedziane do apostołów:
„Pożyteczne jest dla was moje odejście”.

*

Ok, ale jak pielęgnować miłość w swoim sercu każdego dnia?

1. Nie bądź obojętny !

Obojętność to największy rodzaj zgryzoty, która przeszkadza nam kochać. Obojętność to chłód, który zamraża nasze serce, blokując zdolność do dzielenia się życiem i miłością z innymi.

Mówi się, że przeciwieństwem miłości jest nie tyle nienawiść, co właśnie obojętność.

Potwierdzają to smutne słowa Pana Jezusa wypowiedziane do s.Faustyny:

„Czekam na dusze, a one są dla mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami — one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze mną jak z czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosierdzia.”

Pamiętajmy również, a może i przede wszystkim ! – że wymierzana świadomie obojętność wobec drugiego człowieka jest formą agresji psychologicznej!!

Ma uczynić kogoś niewidzialnym, unieważnić go emocjonalnie i zawetować jego potrzebę bliskości, aby doprowadzić go do otchłani autentycznej pustki i cierpienia.

Dla przykładu, karanie milczeniem jest długotrwałym, emocjonalnym znęcaniem się nad drugą osobą, subtelnym – wyrafinowanym aktem przemocy w 'białych rękawiczkach’!

Gdy stosujemy ten rodzaj agresji – nasza ofiara czuje się poniżona, upokorzona, niegodna szacunku, uwagi, miłości. Gdy bliska nam osoba przestaje się do nas odzywać – tak właśnie się czujemy. I nie chodzi tu wcale o brak konwersacji werbalnej, bo karanie milczeniem w obecnych czasach może przejawiać się na różnych płaszczyznach: np. cisza w eterze, czyli brak telefonów, sms-ów, blokada numeru itd.

 Brak komunikatu to także komunikat, w dodatku o ogromnym ładunku emocjonalnym stosowany w celu wyrażenia ignorancji, pogardy i niezadowolenia, lub wymuszenia oczekiwanego zachowania – a więc forma zaplanowanej manipulacji..

Ciche dni (tygodnie, miesiące..), obrażanie, nieodzywanie się, foch – to milczenie, które nie jest złotem – metoda, która niczego nie rozwiązuje, do niczego nie prowadzi, wzbudza jedynie złość, bezsilność i w ostateczności odpycha..

Warto wbić sobie w tym miejscu i to mocno do głowy ostre słowa Pana Jezusa:

„Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.” (Mt 5,22-26)

Świadoma cisza to najokrutniejsza kara i sposób traktowania drugiej osoby,

dlatego św. Paweł napisze potem w liście do Efezjan: (Ef 4, 26-27)

„Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!”

2. Nie bądź powierzchowny !

Czy bardziej zależy mi na wizerunku mojego życia, czy na swoim prawdziwym życiu?

Bo jeśli wizerunek zawładnie moim sercem, to będzie wpływać w sposób decydujący na mój sposób życia.

I po czasie może okazać się, że zbudowałem powierzchowne więzi, w których wystarczy sekunda, jeden gest, jedno słowo i stracę szacunek, przyjaźń na zawsze i często już nieodwracalnie.

Czy naprawdę chcesz być niewolnikiem własnej niestałości?

Dlatego nie bądź sam dla siebie najważniejszy, nie kreuj swojego idealnego wizerunku.. nie musisz !! Masz go już przecież sam w sobie pod warunkiem, że jesteś prawdziwy..

Nie traktuj innych instrumentalnie – szanuj !! ..próbuj wczuwać się w sytuację innych, rozumieć..

Jeśli chcesz się chwalić – bądź skromny..
Chcesz zalać kogoś opowieściami o sobie – posłuchaj opowieści o nim..
Jeśli przesadnie skupiasz się nad tym, jak jesteś ubrany, jak inni na ciebie patrzą – to czasem wyjdź jakby z rosołu.. nie przejmuj się tym, jak wyglądasz – tak dla odmiany, od czasu do czasu dla wniesienia pewnej równowagi..

3. Nie bądź zgorzkniały!

Chodzi tu o niezdolność wybaczania. Wybaczenie wymaga wysiłku, który można podjąć jedynie czerpiąc siłę od Pana Jezusa. Bóg daje nam siłę i zdolność wybaczania. Ale i my sami możemy podjąć starania uleczenia zadawnionych urazów, prosząc Boga o pomoc w udzieleniu przebaczenia.

Już sama taka prośba o nakłonienie naszego serca do przebaczenia otwiera nas na Boże miłosierdzie.

A może by tak pójść jeszcze dalej i przekroczyć tą granicę ?

Sztuką jest wybaczać.. to wiemy, ale chyba większym wyczynem – ponownie zaufać..

Niemożliwe.. ?

4. Proś o przemianę serca !!

Jeśli masz 6 sekund:

Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca Twego.

Jeśli masz 18 sekund:

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego!
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza
i nie odbieraj mi świętego ducha swego!
Przywróć mi radość z Twojego zbawienia
i wzmocnij mnie duchem ochoczym!

(Ps 51, 12-14)

Jeśli masz 40 sekund:

Przyjdź, Duchu Święty, przemień nasze wewnętrzne napięcie w święte odprężenie.
Przemień nasz niepokój w kojącą ciszę.
Przemień nasze zatroskanie w spokojną ufność.
Przemień nasz lęk w nieugiętą wiarę.
Przemień naszą gorycz w słodycz Twojej łaski.
Przemień mrok naszych serc w Twoje światło.
Przemień naszą obojętność w serdeczną życzliwość.


Wyprostuj nasze krzywe drogi,
wypełnij naszą pustkę,
oczyść nas z pychy,
pogłęb naszą pokorę,
rozpal w nas miłość,
zgaś w nas zmysłowość.


Spraw, abyśmy widzieli siebie, jak Ty nas widzisz.
Amen.

Powiedziano przecież:

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).

i..

“Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą.” Mt. 7:7-8


Opublikowano

Do serca Twojego..

W piątek 11 czerwca obchodzimy Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.. Msza święta o godz.17.00, a po niej nabożeństwo, podczas którego zawierzymy naszą parafię opiece Bożemu Sercu..

Pamiętajmy, że w tym dniu za publiczne odmówienie aktu wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Pana Jezusa można uzyskać odpust zupełny pod zwykłymi warunkami ..!

Co to jest, co to znaczy Przenajświętsze Serce Pana Jezusa? Wszyscy o tym dobrze wiemy, ale warto sobie jeszcze przypomnieć.
Wszyscy wiemy, że serce odczuwa serce przez miłość i szybciej bije, kiedy jest pod wrażeniem jakiejś miłości. I dlatego serce jest symbolem miłości. Wprawdzie istota miłości jest we woli, choćby żadnego uczucia nie było, to jednak serce jest symbolem tej miłości.

Symbolem miłości jest również Serce Pana Jezusa. W Nim poznajemy miłość Pana Jezusa. Wszystko poznaje się ze skutków. I Pan Jezus powiedział, że dobre drzewo poznaje się po dobrych owocach, które rodzić będzie [por. Mt 7, 17–20].

Najświętszy Sakrament jest owocem miłości Pana Jezusa. Całe życie Pana Jezusa i Jego działalność to wszystko jest miłością Przenajświętszego Serca. Dusza przyglądająca się tym wszystkim objawom miłości, chciałaby odpłacić się miłością za miłość, sercem za serce.. ale jak to zrobić?

..może uczyć się kochać. Cały czas. Miłość nigdy nie ustaje. Jednak musi się rozwijać. Czy uczymy się naprawdę kochać swoich bliskich? Czy kochamy każdego dnia coraz bardziej, coraz mocniej? Bo chyba o to chodzi: każdego dnia kochać bardziej niż wczoraj. Aż dojdzie się do miłości bez granic – Wiecznej Miłości Najświętszego Serca..

..może też uczcić to Serce. Pierwsze piątki, modlitwa, zadośćuczynienie. Wszystkim, którzy będą oddawać cześć Boskiemu Sercu, Pan Jezus obiecał szczególne łaski:

  • Dam im łaski, potrzebne w ich stanie.
  • Ustalę pokój w ich rodzinach.
  • Będę ich pocieszał w utrapieniach.
  • Będę ich pewną ucieczką w życiu, a szczególnie w godzinę śmierci.
  • Będę im błogosławił w ich przedsięwzięciach.
  • Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło i ocean miłosierdzia.
  • Dusze oziębłe staną się gorliwymi.
  • Dusze gorliwe prędko dojdą do doskonałości.
  • Będę błogosławił domom, w których wizerunek Serca mojego będzie czczony.
  • Osoby, które będą to nabożeństwo rozszerzały, będą miały imię swoje wypisane w Sercu moim.
  • Dam kapłanom dar wzruszania serc nawet najzatwardzialszych.
  • W nadmiarze miłosierdzia Serca mojego przyrzekam tym wszystkim, którzy będą komunikować w pierwsze piątki miesiąca przez dziewięć miesięcy z rzędu w intencji wynagrodzenia, że miłość moja udzieli łaskę pokuty, iż nie umrą w mojej niełasce, ani bez Sakramentów świętych, a Serce moje będzie im pewną ucieczką w ostatniej godzinie życia.

Pamiętajmy..!

„To Serce tętni całą niewyczerpaną miłością, która odwiecznie jest w Bogu, tą miłością jest ku nam wciąż otwarte, jak zostało otwarte włócznią setnika na krzyżu” Jan Paweł II



Opublikowano

Zakończenie oktawy Bożego Ciała

W czwartek zakończenie oktawy Bożego Ciała.. o godz.17.00 Msza święta, nabożeństwo i procesja, następnie błogosławieństwo dzieci i poświęcenie wianków z ziół i kwiatów..


..ostrożnie zerwać soczystą miętę,

..wyjąć z ziemi żółte pręciki rozchodnika,

..zerwać cieniutkie łodyżki chabrów, gałązki jaśminu i polne goździki..

..jak co roku – tydzień po Bożym Ciele – upleść z nich wianek, przewiązać wstążką i zabrać na Mszę świętą..

W kościele pachnącym początkami lata! ksiądz pobłogosławi go, prosząc Boga o opiekę nad przyrodą, obfite plony, ochronę przed zniszczeniem i zatruciem.

..wianki – od tzw. niepamiętnych czasów – święciło się na zakończenie dawnej* oktawy Bożego Ciała, podczas ostatnich nieszporów. „Następnie wieszano je nad drzwiami domostw, w sieni, w izbach nad świętymi obrazami, czasem w budynkach gospodarskich, aby chroniły od zła” – B.Ogrodowska Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce.

W wielu domach wito zawsze 9 tych wianków, każdy z innego ziółka, a mianowicie: z macierzanki, rozchodnika, nawrotka, kopytniku, rosiczki, mięty, ruty, stokroci i barwinku. Używany jest także lubczyk, kopelnik, targownik i dzwonki, w Krakowskiem bobownik i niezapominajki, w Wielkopolsce gałązki lipy i jabłecznik. Wiankiem z rozchodniku okadzają dom przed burzą, wierząc, że od tego rozchodzą się chmury gradowe i pioruny – Z. Gloger.

Dziś pewnie patrzymy z przymrużeniem oka na „cudowne właściwości” splecionych roślin, ale jednak wciąż je święcimy.

Idea przynoszenia wianków jest związana z wdzięcznością Panu Bogu za dary, które od Niego otrzymujemy, m.in. za kwiaty i zioła. Przez tą modlitwę prosimy Go, by swoją opieką otaczał nasze pola, łąki, lasy, strzegł ich przed zniszczeniem i żebyśmy jednocześnie mogli korzystać z tych owoców dla naszego dobra. (ks.Paweł Cieślik)

Zieleń, a szczególnie zieleń wonnych ziół, które mają moc leczniczą, jest symbolem życia. Źródłem życia wiecznego jest Najświętszy Sakrament, komunia, zjednoczenie z Jezusem – Dawcą Życia. Stąd uzewnętrznieniem, znakiem tej wiary jest wianek. Zgodnie z nią przecież sam Chrystus wręczy nam – według nauki św. Pawła – „niewiędnący wieniec chwały”. o. Stanisław Tomoń

Ósmego dnia od uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa jeszcze raz przejdziemy w procesji eucharystycznej, kończąc oktawę Bożego Ciała i oddając cześć Jezusowi obecnemu w Eucharystii. Tak jak idziemy za Nim w procesji, tak mamy kroczyć wraz z Nim przez codzienne życie..

Po ostatniej procesji oktawy Bożego Ciała kapłan uroczyście błogosławi wszystkie dzieci, zawierzając je opiece Jezusa Chrystusa obecnego wśród nas w Najświętszym Sakramencie.

Jest to odpowiedź na wezwanie Chrystusa: pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie (Mk 10, 14). Prosimy dla nich o potrzebne łaski, radość życia i miłość, której powinny doświadczać ze strony wszystkich ludzi. Modlimy się też o zachowanie ich od wszelkiego zła oraz by zawsze zachowywały w sercach żywą wiarę w Boga. 


Opublikowano

..w oktawie Bożego Ciała..

W oktawie Bożego Ciała zapraszamy na procesje eucharystyczne wokół Kościoła – codziennie podczas nabożeństwa czerwcowego po wieczornej Mszy św. o godz. 17:00.

Dlaczego to takie ważne?

Wiara ma bardzo głęboko zapuszczone korzenie. Ona wyrasta z czegoś nieuchwytnego, a jednak obecnego w najdalszych wspomnieniach – z podniosłej atmosfery niedzieli, ze spokojnego uśmiechu mamy, którym nas obdarzała podczas wieczornej modlitwy i… z zapachu piwonii, które uwielbialiśmy zbierać na płatki do koszyczka. Minęło tyle lat, a my wciąż podczas każdej procesji wypatrujemy niezadeptane kwiatki na asfalcie..

Św. Ignacy mówił, że człowiek jest powołany do tego, żeby Pana Boga czcić.
Św. Ireneusz dopowiadał, że chwałą Boga jest człowiek żyjący. Że prawdziwa adoracja dzieje się nie tylko wtedy, kiedy klęczymy przed Chlebem Najcichszym, zostawiając na progu kaplicy nasze galopujące sprawy dnia, ale także wtedy, kiedy żyjemy. Dobrze, mądrze i pięknie.
Kiedy stajemy na ślubnym kobiercu, kiedy rodzą się nasze dzieci, kiedy pływamy w jeziorze, zdajemy egzaminy i leżymy w trawie w upalny letni dzień. Całe nasze życie, każda chwila, każda sekunda może i ma być wypełniona Bożą chwałą. Właśnie po to zostaliśmy stworzeni! 

Aby nasze dzieci poznały, uwierzyły i pokochały Boga, żeby za Nim śmiało ruszyły w życie – muszą nie tylko być przez nas zaskakiwane miłością i wysłuchiwane w każdej swojej sprawie, ale też mają wołać „Hosanna!”, rzucać kwiatki i pląsać na wielbieniach przed samym ołtarzem.

Osiem dni oktawy Bożego Ciała jest uważane za czas szczególnej łaski, tak jakby Jezus we własnej Osobie spacerował naszymi ulicami lub wokół Kościoła. Jeszcze po wojnie w niektórych regionach Polski procesje obchodzono dwa razy w ciągu dnia: rano i wieczorem. Teraz odbywa się jedna taka procesja.

Ostatniego dnia oktawy, w czwartek, kapłan święci wianki sporządzone z pierwszych kwiatów i ziół leczniczych. Są one symbolem ludzkiej pracy, a jednocześnie utożsamiają dar Boży służący ludziom i wszelkim stworzeniom.

Oktawa jest skrótem łacińskiego wyrażenia „dies octava”, czyli „dzień ósmy”. Jest to przedłużenie obchodów uroczystości roku liturgicznego na cały tydzień. W pierwszych wiekach Kościoła chrztu udzielano tylko w Noc Paschalną. Po przyjęciu chrztu konieczne było wtajemniczenie (tzw. mistagogia) w pełniejsze rozumienie tajemnicy zbawienia. I tak powstała oktawa – przez 7 dni po chrzcie odbywały się nabożeństwa i katechezy dla nowo ochrzczonych dorosłych. Dni Oktawy Paschalnej są tak ważne w liturgii, że nie ustępują nawet przed uroczystościami. W istocie rzeczy bowiem to sama uroczystość wielkanocna trwa aż osiem dni.

Kiedyś oktaw było kilkanaście. Powstawały one, kiedy przybywało kandydatów do chrztu i zwiększano liczbę świąt, w które ich udzielano. Między innymi było to święto (dziś uroczystość) Bożego Ciała, dlatego też istniała oktawa Bożego Ciała. Ale reforma liturgiczna z 1969 r. zostawia tylko dwie: Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Pomimo tego zniesienia, na prośbę Episkopatu Polski w naszym kraju został zachowany zwyczaj obchodzenia oktawy, choć nie ma ona już charakteru liturgicznego.


W tym szczególnym czasie łaski życzymy dogłębnego skupienia nad chwilą, kiedy chleb przestaje być chlebem:

..wpatruję się w mojego Boga
nie znajdując słów
by uwielbić Jego Miłość..

a On przecież jest
w małej hostii jak w iskierce ciepła
w mocnych ścianach nadziei.

Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem
w tabernakulum umówionej alei –
w domkniętym milczeniu..

..pozostał w małym kawałku chleba
w kropli wina
która na ołtarzu staje się
Bogiem samym.
Amen.


Opublikowano

Zróbcie Mu miejsce..

– czyli o Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa słów kilka..

Boże Ciało to takie święto, które chyba jako jedyne w roku jest trochę „na opak”. Zwykliśmy przecież chodzić do kościołów i sanktuariów z cudownymi obrazami, do miejsc naznaczonych szczególną łaską, do relikwii świętych. A w tym dniu wychodzimy z murów świątyń z Najświętszym Sakramentem, by ogłosić jak wielki jest Pan i jak wielka jest Jego miłość.

Początek tego święta sięga roku 1263, kiedy to w Bolesnie jeden ksiądz, wątpiący w rzeczywistą przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, wziął hostię do ręki, ta zaczęła krwawić. Korporał, przechowywany do dziś w katedrze w pobliskim Orvieto, jest uznawany za ten, na który wówczas spadły krople krwi. Dotąd widać na nim plamy. W czasie procesji Bożego Ciała obnosi się ten korporał zamiast monstrancji.

W 1264 r. papież Urban IV specjalną bullą „Transiturus” ustanowił tę uroczystość dla całego Kościoła. Korzystając, że na dworze papieskim w Orvieto był wówczas św. Tomasz z Akwinu, papież Urban IV polecił mu opracowanie tekstów liturgicznych Mszy świętej.

Do dziś korzystamy z jednego z tych tekstów, często go przecież śpiewając:

Przed tak wielkim Sakramentem
Upadajmy wszyscy wraz,
Niech przed Nowym Testamentem
Starych praw ustąpi czas,
Co dla zmysłów niepojęte
Niech dopełni wiara w nas.
.

Ileż piękna jest w tych słowach, i jak mądrze, jak prosto pokazują powód naszego wychodzenia na ulice !!

To jest nie tyle pokazywanie białej Hostii w ozdobnych monstrancjach, ale przede wszystkim powinno być to umacnianie wiary przez jej pokazywanie, co dla zmysłów jest doprawdy niepojęte, niech dopełni wiara w nas, bo inaczej ta procesja niczym nie będzie się różnić od jakiekolwiek innego przemarszu, czy pochodu.

Boże Ciało to też dobra okazja, by postawić sobie pytanie o proporcję wiary i powątpiewania, ilekroć na naszych oczach dzieje się to przeistoczenie. To pytanie stawiać sobie musi każdy, niezależnie po której stronie ołtarza by nie stał.

Zwyczaj czterech ołtarzy, przy których zatrzymuje się procesja Bożego Ciała, przyszedł do nas z Niemiec, gdzieś w XVI w.  Ale skąd ten pomysł? Ilu ludzi, tyle tradycji i pomysłów. Cztery ołtarze są odwołaniem do czterech ewangelii. Są i tacy, którzy odwołują się do czterech kierunków świata, czterech żywiołów i czterech pór roku. Logiczniejszy i oczywistszy wydaje się być jednak ich związek z czterema Ewangeliami, zwłaszcza, że czytane są w chronologicznym porządku powstawania.

Przy pierwszym ołtarzu słyszymy: Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia? To powinno sprowokować do pytania o własne przygotowanie do niedzielnej Eucharystii. To wewnętrzne – Eucharystia oczywistością niedzieli, czy dodatek do dnia wolnego – i zewnętrzne, poprzez jakość i styl, strój, ubiór.

Przy drugim słyszymy: Jedli do sytości. To nakarmienie czterech tysięcy ludzi siedmioma chlebami i kilkoma rybami bardzo plastycznie przypomina zasadę, że dobro, jakkolwiek by go nie rozumieć da się pomnożyć tylko przez podzielenie.

Przy trzecim jesteśmy świadkami pytania: czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze? I stwierdzenie: jak Go poznali przy łamaniu chleba. No właśnie, żeby Go poznać przy łamaniu chleba, najpierw musi zapałać serce…

No i przy czwartym ołtarzu słyszymy deklarację: przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy.

Jakże logiczny jest związek fragmentów tych czterech Ewangelii:

Aby mogła zaistnieć taka jedność, o której mówi Pan Jezus, to najpierw musi być przygotowanie, potem trzeba podzielić, żeby pomnożyć, a na końcu trzeba zapałać, żeby rozpoznać.

Jeśli więc nie ma takiej jedności, to którego z tych ogniw brakuje? Byle tylko nie wszystkich po trochu..

Choć organizacja procesji Bożego Ciała w tym roku odbędzie się tylko w obrębie naszego Kościoła, życzymy głębokiego i owocnego przeżywania tej pięknej Uroczystości..


Opublikowano

Duch Święty jak Wi-Fi

Nie jest łatwo mówić o Duchu Świętym. W świecie zdominowanym przez przywiązanie do rzeczy namacalnych wręcz niemożliwe wydaje się opisanie czegoś, czego nie widać, nie słychać i czego nie można dotknąć. To trochę jak opowiadanie ślepemu o kolorach..

a jednak..

pozostając w realiach XXI wieku, wyobraźmy sobie piękny dom, wyposażony w najnowszy sprzęt elektroniczny i AGD. Nagle zabrakło prądu. Niby wszystko stoi na swoim miejscu, właściciel domu nadal może mówić, że posiada to czy tamto. Tyle że wszystko jest bezużyteczne, bo siła, która te sprzęty ożywia – niespodziewanie zanikła.

Gdy mówimy o duchowym życiu chrześcijanina czy też szerzej – o funkcjonowaniu całego Kościoła – tym alegorycznym prądem jest właśnie Duch Święty.

Albo inaczej..

Wyobraźmy sobie gigantyczne Wi-Fi, którego fale dają darmowe połączenie z siecią dosłownie na całym świecie; internet, z którego możemy korzystać wszędzie, dowolnie i o każdej porze; narzędzie, które staje się kluczem do innej rzeczywistości.

Tak właśnie działa Duch Święty. Tyle że rzeczywistość, do której daje dostęp, nie jest rzeczywistością wirtualną, lecz realną, choć dla nas – tymczasowo – niewidzialną.

To jest ten świat, w który jako chrześcijanie wierzymy: świat duchowy, świat głębi i wewnętrznego piękna. To jest również ten świat, którym chcielibyśmy już teraz żyć, czerpać z niego garściami, bo przecież wiemy, że to tam jest droga do naszego ziemskiego szczęścia.

Można powiedzieć, że stały dostęp do „sieci” Ducha Świętego mamy w najprostszej modlitwie, w sakramentach, w uczynkach miłosierdzia. Nasza wiara – nawet jeśli kuleje – pozostaje realną więzią, którą Duch Święty ożywia.

Trafnie ujął to w słowa patriarcha
Antiochii Ignacy IV:

„Bez Niego Bóg jest daleko, Chrystus staje się przeszłością, Ewangelia – martwą literą, Kościół – zwykłą organizacją, misje – propagandą, kult – wspomnieniem, a postępowanie chrześcijan – moralnością niewolników”.

Już jestem dzieckiem Boga, a jednocześnie wciąż żyje we mnie „stary człowiek”. Toczą się we mnie otwarte wojny. Słowo Boże wzywa mnie, bym w tej walce był „partyzantem” Ducha. A dary Ducha Świętego to nie żadna cheklista, ale taktyka wojenna. Nie do mnie należy ogarnianie szerokiego horyzontu. Nie ja decyduję o metodach. Taktyka to Jego rzecz. Postanowił, że sposobami naszego działania będą:

DAR mądrości

Po co nam ten dar? Byśmy nie tracili sił, czasu i nerwów na udowadnianie sobie i całemu światu, kim to nie jesteśmy i ile to nie możemy. Szkoda nas. Szkoda naszego życia, które zamienione w „konkurs piękności” rzadko kiedy bywa szczęśliwe.

Budowa wieży Babel to jedna z tych historii biblijnych, które nie mają swojego konkretnego historycznego „gdzie” i „kiedy”, ale dzieją się „zawsze” i „wszędzie”. Bo wieżę Babel, czyli coś na pokaz budujemy wszyscy.

Ale co to ma wspólnego z darem mądrości?

Mówimy nieraz o „mądrości ludowej” czy o mądrości „prostych ludzi”. Nie jest więc ona równoznaczna z wiedzą, nawet bardzo rozległą. Można mieć jednocześnie dużo wiedzy i mało mądrości. 

Mądrość to raczej zdolność właściwego wykorzystania w życiu posiadanej wiedzy. 

Duch Jezusa przychodzi do mnie z darem mądrości, bym mógł patrzeć na siebie i postępować według tej wiedzy, że ja jestem ten, który nie jest. Mogłoby mnie nie być. Nie istnieję sam z siebie, nie ja dałem sobie istnienie i nie ode mnie ono zależy. To spuszcza od razu powietrze z balonika mojej pychy i myślenia o sobie, że „co to nie ja”.

Ale z drugiej strony, skoro istnieję, to znaczy, że Ten, co daje istnienie chciał, abym był. Przy całym moim nadęciu i zadęciu jestem tyle co nic. Ale jestem „nic” chciane przez samego Boga!

DAR ROZUMu

Bóg nie chce nas wyręczyć czy zniewolić, narzucając nam cokolwiek siłą. Wspiera nas w naszych rozumowaniach, osądach, decyzjach tak, by one naprawdę przynosiły szczęście. W jaki sposób?

W opisie zawarcia przymierza na Synaju Bóg woła Mojżesza na górę, by przez niego przekazać ludowi wybranemu Dekalog.

Ale zanim to nastąpi, urządza im „światło i dźwięk”: Góra Synaj była spowita dymem, Pan zstąpił na nią w ogniu i cała bardzo się trzęsła. Mojżesz mówił, a Bóg odpowiadał mu wśród gromów. Można powiedzieć „Dał czadu”.

Ale nie po to, by Izraela przestraszyć. Tuż przedtem opowiedział im historię wyjścia z Egiptu ze swojej perspektywy: że byli niesieni przez Niego „na orlich skrzydłach”. I zaraz po tym: Teraz, jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów (Wj 19,5).

Zanim doświadczą potęgi Boga słyszą, że zostali przez Niego wybrani, że są dla Boga kimś szczególnym, że Jemu na nich zależy. „Efekty specjalne” mają im uświadomić, jak niesamowite jest to wybranie, skoro zabiega o nich Ktoś Taki.

Rozum to zdolność analizowania i wyciągania wniosków. Właściwe korzystanie z wiadomości i doświadczeń w konkretnych sytuacjach.

Czy więc faktycznie potrzebne jest nam Dziesięć Przykazań? Przecież każdy średnio rozgarnięty człowiek sam bez trudu wpadnie na to, że mordowanie, cudzołóstwa, zdrady, kłamstwa, kradzieże i deptanie naturalnych więzi to marne sposoby na to, by szczęśliwie żyć w jakiejkolwiek społeczności.

Pod Synajem Bóg najpierw mówi Izraelowi: Jesteś dla mnie ważny, jesteś dla mnie kimś absolutnie szczególnym. Zależy mi na tobie. Dlatego uważaj na siebie. Daję ci dziesięć podpowiedzi nie dlatego, że sam byś na to nie wpadł, ale dlatego, że nie potrafię milczeć, gdy chodzi o ciebie (trochę jak babcia, która za każdym razem przy pożegnaniu mówi: „Tylko jedź ostrożnie!”).

Duch przychodzi do nas z darem rozumu – darem wspierającym nas w podejmowaniu naszych decyzji, by przypomnieć nam, że dla Boga liczy się wszystko co robimy, bo On nie potrafi patrzeć na nas obojętnie.

DAR UMIEJĘTNOŚCI

Dar umiejętności to nie żadne „nowe skile”. Duch Święty nie przychodzi wyposażyć cię w kolejną „zręczność”, ale pomóc ci zostać współpracownikiem Stwórcy.

Bóg stwarza, czyli robi coś z niczego. My współdziałamy z Nim tworząc – robiąc coś z czegoś, co zostało nam dane. Duch przychodzi pomóc nam podjąć tę współpracę.

Św. Paweł pisze w liście do Rzymian (Rz 8,22-27) o stworzeniu, które aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.

Wszechświat nie jest więc dziełem skończonym, ale cały czas powstającym. Co ważniejsze – jak pisze Apostoł – także my sami nie jesteśmy jeszcze „skończeni”: całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów – odkupienia naszego ciała.

Bóg zaprosił nas do współpracy w wykańczaniu tego dzieła, jakim jesteśmy my sami i świat, w którym żyjemy.

Abyśmy mogli podjąć tę współpracę, wyposażył nas w najróżniejsze zdolności, umiejętności, talenty. Każdego inaczej, byśmy potrzebowali siebie nawzajem i współpracowali nie tylko z Nim, ale też między sobą.

Wielokrotnie jednak okazujemy się w tej kwestii bardzo „nieudolni”. Najczęściej ta „nieudolność” nazywa się „egoizmem”. Zapominamy, czemu miały służyć złożone w nas dary i próbujemy ich używać wyłącznie dla własnych korzyści, co oczywiście kończy się katastrofą.

I dlatego potrzebujemy, by Duch Boga przyszedł do nas z darem umiejętności, byśmy mogli podjąć współpracę ze Stwórcą w stwarzaniu siebie i świata.

DAR RADY

Duch Święty przychodzi z darem poradzenia sobie z tym, co jest moją śmiercią. Dar rady to nie żadne tanie pocieszanie czy motywowanie, choćby i najskuteczniejsze. To krzyk Boga w samym środku mojego cmentarzyska.

Prorok Ezechiel w obliczu wszechogarniającej śmierci odpowiada: Boże, Ty to wiesz. A Bóg każe mu mówić do bezdennej martwoty:
 Wyschłe kości, słuchajcie słowa Pana! Tak mówi Pan Bóg: Oto Ja wam daję ducha, byście ożyły. Chcę was otoczyć ścięgnami i sprawić, byście obrosły ciałem, i przybrać was w skórę, i dać wam ducha, byście ożyły i poznały, że Ja jestem Pan.

Rada to jest takie dziwne coś, czego wszyscy mają pełno, ale zasadniczo nikt tego nie chce. Na szczęście Duch Jezusa nie przychodzi do nas z tzw. „garścią dobrych rad”. W darze rady nie chodzi o dawanie czy dostawanie rad, ale o danie sobie rady.

Są takie sytuacje w naszym życiu, gdy mówimy: To koniec. Już po wszystkim. Nie dam sobie z tym rady. Nie przeżyję tego. Wszystko jest ewidentnie przegrane, spalone, zmarnowane, stracone, martwe. Gdzie nie spojrzę, sama śmierć. We mnie i wokół mnie.

Duch Święty nie przychodzi dawać mi „dobrych rad”: Weź się w garść! Nie płacz! Wytrzymaj! On przychodzi z darem poradzenia sobie z tym, co jest moją śmiercią.

Ale to nie ja mam sobie z nią poradzić zacisnąwszy zęby i spiąwszy to, co tam mam do spięcia. Przychodzi powiedzieć mi: Bóg jest i da sobie z tym radę. Ty nie dasz, ale On da.

Dar rady to zaproszenie i uzdolnienie do ufności, że Bóg jest Bogiem. Że nie ma takiej martwoty (nieszczęścia, tragedii, zła, grzechu), z którą On by sobie nie poradził. Przez którą mnie by nie przeprowadził – choćby i tak jak Łazarza, czy swojego Syna.

DAR MĘSTWA

„Bóg, który daje krzyż, daje nam również ramiona, które go niosą. I nikt lepiej niż On nie zna się na proporcjach”. Bóg daje nam siłę, której potrzebujemy, wtedy i w taki sposób, w jaki jej potrzebujemy.

Dar męstwa uzdalnia nas do podjęcia właściwych decyzji w trudnych okolicznościach, do przezwyciężenia strachu oraz do stawienia czoła niebezpieczeństwom i próbom.

Pomaga on także wytrwać w trudnościach i pozostać wiernym w dążeniu do dobra. Wszyscy mamy doświadczenie sytuacji, w których najzwyczajniej w świecie zabrakło nam odwagi, choćby tej „cywilnej”, by coś zrobić, powiedzieć, czegoś odmówić, zaprotestować przeciw jakiemuś złu.

Codziennie podejmujemy tysiące małych i większych decyzji. Chcielibyśmy wybierać dobrze, zgodnie z własnym sumieniem i być wiernymi tym dobrym decyzjom. Po to właśnie Pan wylewa na nas swego Ducha, który przychodzi z darem męstwa.

On chce współdziałać z tobą we wszystkim. Inspirować cię i wspierać swoją mocą. Dar męstwa to dar zakotwiczenia naszego postępowania właśnie w Jego mocy.

To dlatego nie powinniśmy zamartwiać się na zapas ewentualnymi wydarzeniami, jakie mogą spotkać nas lub tych, których kochamy. Bo gdy to już się wydarzy, Bóg będzie z nami.

Strzeżmy się też pozorów! Ten, kto wydaje nam się słaby, może być prowadzony mocą Bożą. I vice-versa. Nie zapominajmy o tym, że Jezus, w którym najdoskonalej wypełnił się dar męstwa, upadał mimo wszystko pod ciężarem krzyża. Łaknął. I umarł. Dlaczego więc dziwimy się własnym upadkom i pozornym porażkom?

DAR POBOŻNOŚCI

Pobożność to nie wyrabianie „klękogodzin”. Ten dar Ducha Świętego otwiera oczy.

Z czym zazwyczaj kojarzymy pobożność? Prosta sprawa, nie? Pobożny jest ktoś, kto dużo się modli, kto godzinami klęczy w kościele, nie przegapi żadnego wieczoru uwielbienia, a cztery części różańca odmawia dla rozgrzewki, zanim przejdzie do brewiarza, medytacji i kilku innych nabożeństw.

Tak naprawdę pobożność to taka cecha/cnota, do której mało kto lubi się dzisiaj przyznawać, bo kojarzy się z dewocją w jej nienajlepszym znaczeniu.

Tymczasem dar pobożności niewiele ma wspólnego z hartem w wyrabianiu „klękogodzin”. To nie jest dar nienudzenia się na nabożeństwach i niegasnącego zapału w odmawianiu kolejnych modlitw. O co zatem chodzi?

Dar pobożności to dar przeżywania swojego życia po Bożemu. Jego przyjęcie nie skutkuje przeprowadzeniem się do kościoła, ale odkryciem, że cały mój dzień, wszystko co mnie spotyka i co przeżywam ma związek z Bogiem i dzieje się w Jego obecności.

Duch przychodzi do mnie z darem pobożności, bym umiał zobaczyć i przeżyć po Bożemu wszystkie wydarzenia mojego życia, również te trudne, niepokojące, bolesne.

DAR BOJAŹNI BOŻEJ

Dar bojaźni Bożej to dar szczególny. Izajasz, kiedy wymienia dary Ducha (Iz 11,2-3), mówi wprost, że Duch ma upodobanie w bojaźni Pana. O co chodzi? Czy Bóg chce, żebyśmy się Go bali? Ani trochę!

Bóg nie chce naszego strachu. Nie chce, by w relacjach z Nim kierowała nami obawa przed Jego mocą, gniewem, czy karą za nasze grzechy. Bojaźń Boża nie jest strachem przed Bogiem. Jeśli już strachem, to raczej strachem „o Boga”, a lepiej byłoby powiedzieć: troską o Boga. O Jego miejsce w moim życiu.

Dar bojaźni Bożej pozwala mi – mimo moich lęków – postawić sprawy Boga wyżej swoich. Uznać priorytet Bożego wezwania nad moją wygodę, komfort, a nawet bezpieczeństwo. To dokonało się w apostołach w dzień Pięćdziesiątnicy. Powody do obaw (realne przecież) nie zniknęły, ale okazały się naraz mniej istotne od wewnętrznego przynaglenia, by iść i głosić moc żyjącego Pana.

Nie na darmo pierwszy znak działania Ducha, jaki widzi świat to mówienie obcymi językami. Dar bojaźni Bożej – przedłożenia pragnień Boga ponad moje własne – pozwala mi także wyjść na spotkanie drugiego człowieka i znaleźć z nim wspólny język. Zrezygnować odrobinę z siebie, by zrobić przestrzeń na spotkanie z tym drugim. Nawet jeśli się z nim nie zgadzam, czy wręcz się go boję.


Opublikowano