Gorzkie Żale przybywajcie..

Czy można dziś wyśpiewać prawdę o szalonej miłości Boga do nas wszystkich – przerażonych, uwikłanych w grzechy i strachy, osamotnionych, połamanych na duchu..?

Ależ oczywiście..

To właśnie Gorzkie Żale są tym wyjątkowym nabożeństwem, które w trzech częściach wspaniałej poezji oddaje emocje, pomagające wtopić się w misterium męki Chrystusa, towarzysząc Jego bolesnej Matce..

*

Chłodne od zmierzchu powietrze wypełnia się głośnym nawoływaniem dzwonu. Mama prosi, abym się pospieszyła. Sama szybko nakłada płaszcz. Nakrywa głowę szalem. Idziemy po wyśnieżonej jeszcze drodze, po jej bieli rozjaśnionej purpurowym światłem zachodzącego już słońca. Siadamy w ławce. Mama otwiera książeczkę do nabożeństwa. I nagle słyszę, jak kościół zaczyna oddychać organową muzyką i śpiewem. Z bocznych jego naw, ze środka zaczynają wznosić się słowa: 'Gorzkie żale przybywajcie..’
Głosy kołyszą się jak gałązki wierzby na wietrze, łączą w tonację molową, są miękkie i zarazem smutne. Wydaje się, że chcą się dźwignąć, wyprostować, ale pod ciężarem rozpaczy opadają na kamienną posadzkę. Jest w nich powolny, miarowy, jednostajny krok udręczonego człowieka, jest i akt skruchy. Śpiew płynie..

*

W pierwszej części nabożeństwa pochylamy się nad wydarzeniami, które poprzedzały wyrok u Piłata.

Druga ich część pozwala zatrzymać się nad wydarzeniami od oskarżenia Jezusa aż do ukoronowania cierniową koroną.

Natomiast w trzeciej części śpiewem opowiadamy ostatni akord ziemskiego życia Jezusa – od ukoronowania cierniem aż do złożenia martwego Ciała w grobie.

Ten pięknie utkany tekst modlitewny porusza do samej głębi..

Niezależnie od części modlitwę otwierają słowa Pobudki, jako zachęty do rozważania Męki Pańskiej.

Ciekawe jest, że ukazaną w „Hymnie” przestrzeń świata wyznaczają powtarzane w każdej jego części słowa „krew” i „serce”. Uważne przyjrzenie się ich usytuowaniu w tekście pozwala zobaczyć, że słowa te występują naprzemiennie. Wydaje się, że jak drogowskazy – powinny tkwić w każdym z nas, wyznaczając kierunek naszych myśli i czynów – „miłość i ofiara”, „ofiara i miłość”…i tak aż do końca..

Litanijny lament duszy nad cierpiącym Jezusem wywołuje stan przeciągłego zawodzenia, rzewności i długotrwałego bólu, jaki odczuwa Dusza patrząca na umęczonego Zbawiciela. Przypatrując się okrucieństwu człowieka – Dusza wciąż waży boskość Chrystusa, by w konsekwencji odkryć mądrość istnienia i bez wahania oświadczyć: „Bądź uwielbiony! Bądź wysławiony! Boże nieskończony!”.

Jak bardzo ujmująca jest Rozmowa duszy z Matką Bolesną.

Matka Jezusa nie zwraca się do nikogo poza swym Synem. Z opowieści Duszy wynika, że jest swoim czuciem, swoją myślą nieobecna w świecie ludzi. Przeszyta bólem, „na sercu ciężko stroskana” zdaje się być kimś, kto nie zauważa tego, co wokół niego się dzieje.

Na wiele pytań Duszy nie odpowiada, jakby ich nie słyszała. Nie prosi o wsparcie, nie oczekuje ludzkiego żalu – natomiast całą sobą wtapia się w cierpienie swojego Syna, jak wtapia się każdy człowiek, który traci na zawsze ukochaną osobę.

Dusza, mimo milczenia Matki Boskiej, trwa przy niej i nie odstępuje jej. Poprzez szereg pytań, jakie zadaje i wymowne milczenie Najświętszej Marii, z jakim się spotyka, zaczyna rozumieć, że człowiekowi trzeba zawsze dać czas, aby mógł swój ból sam przeboleć. 

Dusza pojmuje, że w spotkaniu z cierpiącym człowiekiem najważniejsze jest, by być z nim. To bycie wcale nie musi oznaczać trwania w rozmowie, w słowach. Ono powinno polegać przede wszystkim na uczestniczeniu w dramacie cierpienia, dlatego też Dusza ostatecznie powie: „Pragnę, Matko, zostać z Tobą, dzielić się Twoją żałobą, śmiercią Syna Twojego.”

Zostać z człowiekiem, który cierpi, dzielić się z nim swoją żałobą – oto mądrość „Gorzkich Żali”.

Jest więc w nich nie tylko żarliwa wiara budowana na płaszczyźnie wielkich wzruszeń, spiętrzonych emocji, ale i piękna przypowieść o tym, jak należy poznawać świat, jaką drogą należy zmierzać, żeby dotrzeć do Prawdy.

*

Bestseller wszechczasów..?

Gorzkie Żale online 2021 - transmisja na żywo w TV, internecie i radiu

„Gorzkie żale” z pewnością napisał geniusz. Kim był?

Niewielka książeczka z bardzo długim barokowym tytułem: „Snopek Myrry z Ogroda Gethsemańskiego albo żałosne Gorżkiey Męki Syna Bożego […] rospamiętywanie” ukazała się w 1707 roku w Warszawie.

Tak, tak.. Gorzkie Żale mają już 317 lat!

Jak czytamy dalej na stronie tytułowej, książka została wydana „za staraniem i kosztem Ichmościów Panów Braci i Sióstr Konfraternijej Rocha Świętego przy Kościele farnym Świętego Krzyża w Warszawie”. Kościół stoi do dzisiaj i jest jedną z bardziej znanych świątyń w Polsce.

Utwór zredagował ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo, który był opiekunem tejże „Konfraternijej”, czyli Bractwa. Przyjmuje się, że to właśnie on napisał tekst.

Zapewne wzorował się na popularnych wówczas przedstawieniach pasyjnych i łacińskich oraz polskich pieśniach wielkopostnych, ale dzieło jest oryginalne i jedyne w swoim rodzaju.

Nabożeństwo Gorzkich Żali bardzo szybko się spopularyzowało. Na początku XIX wieku było odprawiane chyba w każdej polskiej parafii. Przez półtora wieku żadna książka nie rozeszła się po Polsce w tylu egzemplarzach.

Kiedy mieszkańcy Warszawy zaczęli masowo chodzić na Gorzkie żale do kościoła Świętego Krzyża, dominikanie obserwanci zauważyli w swoim kościele pustki na różańcu. Nie spodobało im się to.

Napisali więc list do papieża z prośbą o zakazanie nowego nabożeństwa. Papież jednak nie tylko nie zabronił odprawiania Gorzkich Żali, ale wręcz ustanowił odpusty dla tych, którzy w nim uczestniczyli.

W żadnym innym kraju pobożność nie wytworzyła i nie zachowała tej pięknej pasyjnej tradycji. Dlatego Gorzkie Żale to nie tylko bezcenny zabytek, ale także wyraz typowo polskiej pobożności.

*

Gorzkie Żale za firanką..?

Niemiecka mistyczka średniowieczna, święta Mechtylda, podczas jednego ze swych licznych objawień Pana Jezusa, usłyszała od Niego te słowa:

Ilekroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie kto westchnie, tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łzę uronił, tak mi jest miłym, jak gdyby za mnie podjął męczeństwo.

A więc przybywajcie żale, z całą swoją typowo ludzką, a jednocześnie chrześcijańsko – polską gorzkością w godzinie przejmujących słów i dźwięków! W kościele, w kącie pokoju, za firanką codzienności, w cieniu rzęs, przepuszczających kolejne promienie łez..

*

Nabożeństwo kończy się, a ludzie rozchodzą. W oknach domów zapalają się światła. Wracamy pośród szeptów, przytłumionych rozmów. Ulica zatopiona w stężałym mroku wypełnia się żółtym omdlewającym światłem przydrożnych lamp. Bijąca od miasta łuna skruchy i tęsknoty wznosi się aż po sklepienie nieba, aż po konstelacje gwiazd. Powoduje, że mrok słabnie i nie jest już tak gęsty jak o zmierzchu. Niedługo potem miasto zapada w sen błogosławionej ciszy. W niej trwać będzie do świtu, kiedy na witrażu poranka słońce wyświetli obraz  nowego zmartwychwstania.

*


Opublikowano

Wielkopostne okruchy

– post lekki jak latawiec –

Nie oszukujmy się! Post oznacza przede wszystkim ograniczenie jedzenia. I nie chodzi tu wcale o zamianę wieprzowiny na wykwintną rybę.. post ma boleć! ..ale ma być też lekki jak latawiec.. jak to rozumieć?

*

Tradycje okołopostne mają się dobrze jak np. tłusty czwartek, ale samo poszczenie już nie. Post rozumiany jako rezygnacja z jedzenia to dla wielu z nas jakiś infantylny i niepraktyczny relikt minionych wieków.

A jednak ograniczanie w poście jedzenia (nie tylko słodyczy) to bardzo dobry pomysł.

Dlaczego?

Jesteś tym, co jesz..

Jedzenie jest jak paliwo. Jego jakość i ilość wpływa na nasz organizm oraz samopoczucie. Niemało osób, właśnie przez diety zmieniające „paliwo”, wprowadza zmianę w swoim życiu. Coraz więcej diet polega nie tylko na zmianie tego, co się je, ale na rezygnacji z różnych produktów. Brzmi znajomo?

Post to czas dla ducha, a duch z ciałem jest nierozłączny. To, jak się odżywiamy, ma wpływ na naszą dyspozycję duchową. Ociężałe ciało to przeważnie ociężały duch. Zmniejszenie ilości paliwa z zewnątrz (wypalanie tego, co nagromadziło się w organizmie) i zmiana jego jakości (np. mniej cukru), pomaga wyostrzyć zmysły fizyczne i duchowe. Teraz można puszczać latawiec.. 😊

Stare łacińskie przysłowie mówi: Plenus venter non studet libenter, co znaczy: pełny brzuch nie przepada za nauką. Tym bardziej nie przepada za modlitwą. Dlatego nie tylko chrześcijaństwo, ale również inne religie przestrzegają postu. Dobrze to oddaje prefacja wielkopostna: Ty przez post cielesny uśmierzasz wady, podnosisz ducha, udzielasz cnoty i nagrody…

Lekki jak latawiec..

Latawiec nie myśli o ćwiczeniu silnej woli. Latawiec jest lekki i dlatego może wzbić się wysoko. Poszczenie w poście ma sens nie po to, żeby komuś coś udowodnić, ale żeby pomóc sobie dotrzeć wyżej i dalej, niż zazwyczaj.

Gdy idziesz w góry, koncentrujesz się na tym, by zdobyć szczyt. Opróżniasz plecak z wszystkiego, co się da, nawet z nadmiaru jedzenia. Nie po to, żeby się umartwiać, ale żeby zwyciężyć z górą.

Gdy zaczniesz post, skoncentruj się na tym, do czego ma on prowadzić. Opróżnij życie z nadmiaru jedzenia i innych „przeszkadzajek”. Jeśli będziesz lekki jak latawiec, to łatwiej osiągniesz cel, a wzmocnienie silnej woli będzie tylko efektem ubocznym.

ma boleć..

Wyrzeczenia wcale nie są przyjemne. Burczenie w brzuchu początkowo nadmiernie zajmuje nam myśli i wręcz wydaje się przeszkadzać w skupieniu na Bogu. Przecież myślę wtedy nie o tym, co ważne, tylko o tej głupiej czekoladce, której sobie odmówiłam! Ale właśnie ta walka z irytacją, zniecierpliwieniem, zmęczeniem jest ofiarą, którą składam Jezusowi. To mój prezent dla Niego.

Mogę go ofiarować w jakiejś intencji, podobnie jak modlitwę. Poza tym podejmując małe albo większe trudy, mogę sobie przypominać o wielkiej ofierze, którą On złożył dla mnie, umierając na krzyżu. Jeśli Go kocham, to chcę przy Nim być nie tylko w chwilach radości i chwały, ale również w tych momentach, kiedy cierpiał.

Post to spotkanie z brakiem pokarmu, dobrego smaku, zapachu potraw, rozkoszy podniebienia. Ten brak otwiera nam oczy na to, że tak naprawdę do życia potrzebujemy mniej, niż nam się wydaje i najczęściej mniej, niż mamy.

Dzięki temu możemy nauczyć skupiać się na tym, co jest naprawdę ważne, a nie na powierzchownych błyskotkach i przyjemnościach, które na chwilę poprawiają nam nastrój, by wkrótce znów domagać się kolejnej ich porcji. 

post i modlitwa..

Ważne jest, aby połączyć post z modlitwą. Post jest dla życia duchowego jak druga noga, natomiast modlitwa jest nogą pierwszą. Wielu ludzi na drodze życia duchowego kuleje i nie ma co się temu dziwić, gdyż nie jest łatwo ciągle chodzić na jednej nodze..

W Piśmie świętym szczególnie dwa fragmenty mówią o znaczącej roli postu. Pierwszy znajdziemy w Ewangelii św. Marka: „Uczniowie pytali Go na osobności: „Dlaczego my nie mogliśmy go (złego ducha) wyrzucić?” Rzekł im: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem.” (Mk 9, 28-29).

Drugi fragment przeczytamy w Ewangelii Łukaszowej: „Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu Świętym na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł.” (Łk 4, 1-4).

Przy okazji postu, czy też jak post nazywali Ojcowie Kościoła – przy tej modlitwie ciała, jest wspominany nie przez przypadek w obu fragmentach – zły duch. Podkreśla to, że post ma szczególną moc niszczycielską wobec złego ducha.

Jezus – człowiek ustrzegł się pokus diabła nie bez związku z nieprzyjmowaniem pokarmu, tak samo Jezus – uzdrowiciel wskazuje apostołom sposób wypędzania złego ducha – właśnie przez post.

Post ma więc swoje działanie oczyszczające nie tylko ciało, ale i ducha – ze złych skłonności, skutków grzechów, a nawet zniewoleń przez złe moce.

Chleb i woda

Jak zatem pościć? Nie trzeba od razu przechodzić do postu „najcięższego kalibru” np. o chlebie i wodzie. Jeśli codziennie piję kawę i czuję, że nie dam rady odstawić kofeiny z dnia na dzień, bo nie będę nadawać się do życia, to nie odkładam poszczenia na „może kiedyś”, bo przecież post o chlebie i kawie może być Panu Bogu równie miły.. 😊

Oczywistym jest, że wiele osób podejmuje dużo poważniejsze wyrzeczenia, a jednocześnie pracuje, zajmuje się rodziną, uśmiecha się itd. Ludzie czasem zmagają się z bólem albo niepełnosprawnością i mimo to dają radę.

Ani ssanie w żołądku, ani odzwyczajenie się od kawy nie jest żadnym wielkim wyczynem. Ale jeśli z jakiegoś powodu teraz nie czuję się na siłach, żeby się tego podjąć, to przecież nie znaczy, że zupełnie nie mogę pościć.

To, co mogę ofiarować Bogu, często wydaje mi się kiepskie, mizerne i mało ważne. Ale to wszystko, co mam. I jest dla Niego ważne i piękne – bo ja jestem dla Niego ważna. Przynoszę mu – jak pisała św. Teresa z Lisieux – „gałganki, stare szmaty”, a On zamienia je w klejnoty. „Kochaj mnie teraz! Kochaj mnie taka, jaka jesteś” – mówi Pan.

I jeszcze jedno: nie zakładaj na starcie, że modlitwy i pobożne praktyki muszą być idealne. „Wszystko albo nic”, „doskonałe albo żadne”. Bo problem polega na tym, że życie nie jest idealne, i wtedy zostanie ci już tylko opcja „nic”.

Oczywiście nie należy też stawiać na bylejakość. Czasem, w niektórych sytuacjach i dla niektórych osób post o chlebie i wodzie może być wręcz konieczny. Ale jeśli nie mogę się na niego „szarpnąć” teraz, mogę ofiarować Bogu coś mniejszego, ale mającego tę zaletę, że jest dla mnie wykonalne.

święta woda sodowa..

Z postem ścisłym trzeba jednak uważać, gdyż może też wbijać nas w pychę. Niejeden zakonnik przyznał się, że zawsze czuł się taki „święty” poszcząc, a jeśli jeszcze nie święty, to już na pewno lepszy od innych, od tych nieposzczących. To nie jest dobra droga. Dlatego lepszym wyrzeczeniem może być na początek mniejsze ograniczenie, które nie sprawi, że uderzy nam do głowy „święta woda sodowa”. Tymczasem można powoli zmierzać w kierunku ścisłego postu, na przykład raz w tygodniu, w piątki.

relikt minionych wieków..

Wspaniałe są rezultaty i błogosławieństwa postu i modlitwy.. umożliwiają przecież głębsze poznawanie Bożej rzeczywistości.

Chrystus pościł w sposób radykalny – przez 40 dni nic nie jadł. Podobnie mieszkańcy Niniwy, o których pisze księga Jonasza, oblekli się w wory pokutne, usiedli na popiele i również nic nie spożywali. Pismo Święte chce nam powiedzieć, że post nie może być dodatkiem do życia. Potwierdzili to również święci, jak św. Jan Vianney czy św. Charbel, którzy byli ludźmi praktykującymi posty w sposób radykalny.

Piękne psalmy Dawida powstawały podczas postów i modlitw tego Bożego sługi:

“Niknę jak cień pod wieczór,
Strząsają mnie jak szarańczę.
Kolana mi się chwieją od postu,
A ciało me bez tłuszczu wychudło.
Stałem się im pośmiewiskiem,
Gdy mnie widzą, kiwają głowami”
(Ps 109,23-25).

Post to walka, przez którą zdobywamy wyższe góry, penetrujemy ciemniejsze miejsca, przesadzamy większe mury i głębiej wgryzamy się w problemy.

Wielu zarzuca Kościołowi, że z upływem wieków stawał się coraz bardziej bezradny, pozbawiony mocy, mówiący, że czasy uzdrowień już minęły, że cuda już więcej się nie zdarzają, że powiew Ducha Świętego przeminął wraz z apostołami.

A Chrystus powiedział: “Nastaną jednak dni, gdy oblubieniec zostanie im zabrany, a wtedy pościć będą…” (Mt 9,15).
Ilu wierzących dzisiaj jest posłusznych temu wezwaniu?

Kościół to my..

Co z postem, gdy wokół przelewają się masy dóbr konsumpcyjnych? Co z postem w świecie, w którym Imperium Karnawału jest wyspą na oceanie nędzy?

Post nie naprawi zła świata. Ale czy my będziemy zdolni wziąć udział w jego naprawie, jeśli nie będzie nas stać na dobrowolne postawienie się na granicy niedostatku, wręcz zagrażającego życiu głodu, by wreszcie doświadczyć, że naszym prawdziwym życiem jest Duch Boga..?


Opublikowano

Dlaczego tłusty i dlaczego czwartek..

Niektórzy twierdzą, że to największe polskie święto narodowe. W Tłusty Czwartek jemy słodko, tłusto, niezdrowo (oj tam, oj tam!) i bardzo smacznie. Startujemy też w zawodach pod hasłem: „Ile zjadłeś?”.. oczywiście pączków rzecz jasna..😊

Ten czwartek, który jest najmniej „fit” ze wszystkich czwartków w roku, rozpoczyna ostatni tydzień karnawału – czyli okresu radości i zabawy między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem. Pączki i faworki to zaledwie pozostałość po imprezowym szaleństwie, jakie dawniej ogarniało ludzi w tym czasie. 

Post za progiem..

Dziś, kiedy pościmy dużo bardziej lajtowo, mamy zaledwie blade wyobrażenie o tym, czym dawniej był Wielki Post.
40 dni nie tylko bez słodyczy, ale również bez mięsa, tłuszczu, a nawet bez mleka i sera. W Polsce i całej północnej Europie jadło się wtedy głównie kiszoną kapustę, groch, solone ryby, chleb i ziemniaki. To wszystko bez okrasy! Nic dziwnego, że szykując się do skromnych i monotonnych posiłków, chciano się nacieszyć smakami, które miały odejść do lamusa na długie półtora miesiąca.

Pożegnanie z mięsem..

W ostatnich dniach karnawału na stołach królowało przede wszystkim mięso. Miało go być tyle „ile razy kot ogonem ruszy”. Wyraz „karnawał” pochodzi od łacińskiego carnem levare, czyli „usuwać mięso”.

Wielkim rarytasem był tłuszcz, np. boczek i słonina. Dzisiaj chyba trudno nam zrozumieć te upodobania, ale dawne rasy zwierząt hodowlanych miały mało tłuszczu i karmiono je znacznie oszczędniej, np. wypasano je w lasach. Tłusty Czwartek kojarzył się więc bardzo pozytywnie – jako dzień, w którym jada się to, co najlepsze.

Nawet dawne pączki były daniem mięsnym. Robiło się je z ciasta chlebowego nadziewanego słoniną i smażyło na smalcu. Różniły się nie tylko smakiem od współczesnych pączków, ale także konsystencją. Były znacznie twardsze od znanych dzisiaj delikatnych, puszystych pączków, zrobione z bardziej zbitego ciasta i bez drożdży. Słodkie pączki pojawiły się dopiero w XVI wieku. Na początku wkładano do nich orzechy albo migdały.

Cukier i inne atrakcje..

W karnawale chętnie raczono się też trunkami. Kto mógł sobie na to pozwolić, jadł słodkości – słodkie placki, a później także ciasta i inne wypieki. Aż do końca XVIII wieku, kiedy w Europie upowszechnił się cukier, do słodzenia używało się wyłącznie miodu.

Dobre jedzenie było tylko częścią szalonej zabawy.  Tłusty Czwartek inicjował zapusty, zwane też mięsopustami, czyli czas hucznych zabaw. W domach tańczono do upadłego, a na drogi i ulice wychodziły korowody przebierańców. Po ulicach biegali np. mężczyźni poprzebierani za kobiety, rogate diabły, postacie z bożonarodzeniowych jasełek. Kto się nie przebrał, zakładał chociaż maskę albo czernił sobie twarz sadzą. Przebierańcy zaczepiali przechodniów i porywali ich do tańca albo odwiedzali domy, gdzie chętnie ich podejmowano i częstowano frykasami. Odwiedziny przebierańców były uważane za zapowiedź pomyślności.

Po hucznych, obfitych w pożywienie dniach następował 40-dniowy post. Wszyscy spotykali się w Środę Popielcową na nabożeństwie w kościele. W domach szorowano wrzątkiem garnki, aby nie został w nich tłuszcz z gotowanego wcześniej mięsa. Odtąd aż do świąt Wielkiej Nocy jedzono tylko postne potrawy: kaszę, ziemniaki i żytni barszcz, oraz koncentrowano się na modlitwie i umartwianiu.

Dlaczego w czwartek..

Pierwotnie hucznie obchodzono pożegnanie z karnawałem we wtorek. Ale jak to bywa, i dziś, gdy zabawa zaczęła się rozkręcać, trzeba było ją kończyć bo wybijała północ. Dlatego nasi pomysłowi dziadkowie zaczęli żegnać karnawał od poniedziałku.
Niestety, ale i to co bardziej zabawowo nastawionym przodkom, wydawało się zbyt krótkim czasem na „godne” rozstanie z pląsami i wykwintniejszym menu. No więc… może od niedzieli? Z niedzielą problem był taki, że jako dzień święty wymagała należnej świątecznej oprawy i przygotowania, które rozpoczynało się już od sobotniego popołudnia. No więc również źle! Piątek? Piątek na pamiątkę dnia śmierci Jezusa wymagał powagi, więc hulanek trzeba było w ten dzień zaprzestać.

Rzeczywiście, został więc czwartek jako najodpowiedniejszy dzień na rozpoczęcie rozstawania się z karnawałem.
Oj, nasi dziadkowie mieli fantazję!

Pączki wypełnione miłością..

Na dzień dzisiejszy to jednak pączek wygrywa historyczną batalię o symbol Tłustego Czwartku!

Pachnące drożdżami, sprężyste, wypełnione po brzegi marmoladą..smażone hurtowo w niejednym domu.. zwyczajne pączki wypełnione miłością.. 😊 Średnia wartość energetyczna jednego z nich to 300-400 kilokalorii.. By go spalić, trzeba biegać minimum 30 minut z prędkością 10 kilometrów na godzinę, rąbać drewno przez 50 minut, intensywnie jeździć konno przez półtorej godziny lub oglądać telewizję ciągiem przez 14 godzin.!

Ale co tam..! nie sposób się przecież oprzeć tym puszystym kulkom, zwłaszcza kiedy koniec karnawału za pasem. Jak mówi stare polskie powiedzenie: kto nie zje pączka w tłusty czwartek, nie będzie mu się wiodło do końca roku.
Kto by zatem ryzykował?

Niech jednak czas zabawy i słodkie łakomstwo, odbywające się z dyskretnym przyzwoleniem Kościoła, nie przysłonią nam faktu, po co to wszystko się dzieje..

..no bo jaki sens miałby karnawał, gdyby nie było Wielkiego Postu?

..dlatego tak, jak stoimy teraz w kolejce za pączkiem – przyjdźmy do Kościoła w środę rozpocząć Wielki Post..

..wszak

„Kto z pogardy dla chrześcijaństwa nie zachowuje czterdziestodniowego postu, winien umrzeć” – czytamy w średniowiecznych pismach..

😲


Opublikowano

Panna Gromniczna i lutowy wilk..

Święto Ofiarowania Pańskiego (wcześniej Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny) obchodzone 2 lutego jest jednym z najstarszych świąt chrześcijańskich. Znane było już w IV wieku w Jerozolimie, natomiast w liturgii rzymskiej zadomowiło się w wieku VII.


W naszej polskiej tradycji jest to dzień, w którym oddajemy cześć Matce Bożej (tzw. święto Matki Bożej Gromnicznej). Kończy się tradycyjny okres Bożego Narodzenia, nie śpiewamy już kolęd, nazajutrz rozbieramy szopki bożonarodzeniowe w kościołach, a w domach choinki. Zamyka się również cykl ukazywania w liturgii Chrystusa jako Dziecko.

Ale dlaczego właściwie Maryja jest Gromniczna? I czy gromnice są nam jeszcze do czegoś potrzebne?

Nazwa pochodzi od gromów, przed którymi strzec miały stawiane podczas burzy w oknach zapalone świece. Niektórzy widzieli tu też znaczenie symboliczne – Maryja czczona jest jako łamiąca strzały gniewu Bożego, który również symbolizują gromy…

Ochrona przed złem?

Rzadko mamy dziś w domach gromnicę z prawdziwego zdarzenia – błyszczącą prawdziwym woskiem, ozdobioną gałązkami, paciorkami i lnem. Nie stawiamy jej w oknie dla ochrony przed piorunami (bo nie mamy już słomianych, łatwopalnych strzech), ani by wskazać bezpieczną drogę zbłąkanym wędrowcom (co w czasach Google Earth i GPS wydaje się kompletną abstrakcją).

A jeszcze na początku XX wieku gospodarze wracali 2 lutego z kościoła z drżącym sercem i dłońmi. Wierzyli, że jeśli świeca po drodze zgaśnie, ktoś z rodziny prawdopodobnie umrze w ciągu najbliższego roku (przerażający zwyczaj!). Następnie „kopcili” na stropowej desce znak krzyża i obchodzili z gromnicą cały dobytek, klękając na każdym progu. Wszystko po to, by zło nie miało wstępu do domu.

Tego dnia uważnie obserwowali też przyrodę, by stwierdzić, jakie warunki pogodowe czekają rolników. Stąd przysłowia:

Gdy na Gromniczną mróz, chowaj chłopie sanie, szykuj wóz.
Gdy na Gromniczną rozstaje – rzadkie będą urodzaje.
Gdy na Gromnicę z dachu ciecze, zima jeszcze się odwlecze.
Gdy słońce świeci na Gromnice, to przyjdą większe mrozy i śnieżyce.

Od wieków Polacy oddawali najwyższą cześć Najświętszej Maryi Pannie. 
Szczególne nabożeństwo miał do Niej król Bolesław Krzywousty, jak również Władysław Łokietek  i prawie wszyscy królowie z wyjątkiem Sasów i Stanisława Augusta. Tak jak piątek poświęcony jest Panu Jezusowi, tak sobota — Matce Boskiej, a w dniu tym we wszystkich domach staropolskich zapalano światło przed Jej obrazem. Wszystkie święta Bogarodzicy obchodzono w Polsce uroczyście, ale Oczyszczenie Najświętszej Maryi Panny ( 2 lutego) obchodzone było najuroczyściej ze wszystkich. W kościele w tym dniu poświęcano woskowe świece, zwane gromnicami, które wierni trzymali zapalone w czasie nabożeństwa. W domu zaś zapalano te świece podczas gromów i burzy, jako ochronę przed niebezpieczeństwem, a przede wszystkim jako znak gotowości na śmierć.

Szło wilczysko za Panną Świętą..

Matka Boża Gromniczna miała ochraniać przed złem, a z nim kojarzyły się wilki. Dlatego właśnie Maryja pojawia się na obrazach i w literaturze w towarzystwie ich zgrai.

Szła Najświętsza przez bór Panienka, miała płaszcz błękitny, białą sukienkę i szło wilczysko chytre, przyczajone, przemarznięte, za Panną Świętą..

Pisała w wierszu Kazimiera Iłłakowiczówna. Co stało się z tym legendarnym wilkiem? Maryja go „przekabaciła”!

„Skoroś sam znalazł moją opiekę zostań już przy mnie, bo gdzie uciekniesz! Będziesz mi za to roztropnie służył zimą w podróży”. Odtąd chodzi wilk z Matką Najświętszą wiernie przez śniegi puste, zawiane ściernie, pełniąc śród nocy mroźnych i długich różne posługi. (…)

I tak Matka Boska w lutowe noce chodzi po polach i miedzach z zapaloną świecą, chroni oziminy przed wymarznięciem i oświetla drogę zbłąkanym podróżnym. W wędrówce tej towarzyszy jej obłaskawiony wilk, zwany gromnicznym, którego Najświętsza Panienka ocaliła litościwie przed rozsierdzonymi chłopami, skierowała na drogę dobra i uczyniła swoim sługą. 

Inna legenda podaje, że Maryja ochroniła całą wioskę przed stadem groźnych wilków, odstraszając je właśnie płomieniem woskowej świecy.

Gromnica (ze staropolskiego – gromny, huczny) chroniła od wilków, które dawniej nękały wsie. Bo na tzw. przednówku w lutowe dni i noce, kiedy zaczynało już ludziom brakować zapasów, głodne wilki atakowały ich zagrody. Wiara w Opiekę Matki Boskiej Gromnicznej dodawała mieszkańcom otuchy i nadziei na przetrwanie tych trudnych czasów.

Pocztówka malarza Piotra Stachiewicza,
z cyklu jego obrazów „Legenda o Matce Boskiej”, powstałym w latach 1892 – 1893
Dawniej każda kobieta, krótko po urodzeniu dziecka musiała przejść z zapaloną świecą poza ołtarzem i dopiero wtedy doznawała oczyszczenia. Obrzęd ten nazywano wywodem. Na pewno pamiętają go jeszcze nasze babcie.

Scenę Oczyszczenia Maryi w jerozolimskiej świątyni nasza rodzima tradycja ludowa potrafiła tak mocno przenieść na grunt polski, że „nakazała” wręcz dopiero co oczyszczonej Rodzicielce Boga wędrować z użytą podczas wywodu świecą wiejskimi polami, drogami i lasami, narażając Ją na liczne wilcze spotkania…

Prawda, że piękne i zadziwiające..

*

Ale po co nam dziś gromnica?

Patrzymy na zwyczaje naszych przodków z przymrużeniem oka i zastanawiamy się: czy gromnica nam się jeszcze do czegoś przyda? A może leży tylko w szufladzie i przypomina o dziadkach?

Kiedyś ludzie głównie umierali w domach, dziś – w szpitalach, dlatego gromnica rzadko pojawia się przy konającym. Wierzono, że Matka Boża Gromniczna pomaga przejść umierającemu przez czarny tunel lęków i prowadzi go prosto do Chrystusa. Dziś ta świeca jest przede wszystkim znakiem, który nam o Nim przypomina i dlatego – w świecie, w którym tych znaków mamy coraz mniej – wciąż jest nam potrzebna..

Symeon, który wziął w ramiona sześciotygodniowego Jezusa (bo zgodnie z Prawem Mojżeszowym oczyszczenie kobiety po urodzeniu syna trwało 40 dni), nazwał Go „Światłem na oświecenie pogan i chwałę Izraela”. Tak, jak Maryja zaniosła wówczas Jezusa do świątyni, tak przynosi Go dziś nam. I o tym właśnie przypominać ma nam blask gromnicy.

Płomień tej woskowej świecy jest dobrym lekarstwem na nasze strachy, nieszczęścia i kłopoty. Nie dlatego, że ma „magiczne działanie odstraszające wilki i pioruny”, ale pokazuje, że Bóg stale przy nas jest.

Dlaczego święcimy świece?

Obrzęd poświęcenia świec ma nam uzmysłowić prawdę o tym, że Chrystus jest Światłością świata, a Jego obecność rozświetla mroki naszego grzesznego życia. Kiedy spotykamy Chrystusa w sakramentach, odzyskujemy duchowy wzrok i zdolność patrzenia na naszą codzienność w świetle wiary i Ewangelii.

O tym mniej więcej mówią teksty liturgiczne związane z poświęceniem świec. Świeca to liturgiczny gadżet, który ma nam o tym przypominać.

Czy gromnica i świeca chrzcielna to jest to samo?

Już z powyższego wynika, że nie. Świeca chrzcielna i świeca gromniczna to dwie różne świece. Jeśli świecę chrzcielną zaczęto nazywać gromnicą, to w wyniku pewnego uproszczenia, a najczęściej nieświadomości.

Tymczasem świeca chrzcielna – zapalona dla nas w godzinie naszego chrztu – to zupełnie inna rzecz.

Świeca chrzcielna, którą ojciec chrzestny zapalił od symbolizującej Zmartwychwstałego Chrystusa świecy paschalnej (tzw. Paschału) chwilę po naszym chrzcie jest znakiem światła wiary, które otrzymaliśmy w tamtym momencie. Dobrze, żeby rodzice skrzętnie przechowywali świecę chrzcielną swojego dziecka (można ją nawet podpisać, by nie pomyliła się ze świecami pozostałych dzieci), aby przekazać mu ją w odpowiednim momencie – gdy już będzie zdolne zrozumieć o co chodzi.

Przyda mu się ona, gdy będzie odnawiał przyrzeczenia chrzcielne – a więc w momentach powracania i odświeżania w sobie świadomości tego, że jest chrześcijaninem.

To znaczy kiedy?

W każdą Wielkanoc podczas Liturgii Wigilii Paschalnej, ale również (czemu by nie?) w kolejne rocznice swojego chrztu. Uroczyste odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych powinno odbywać się także w ważnych momentach życia – zwłaszcza życia sakramentalnego i życia wiary.

Byłby to piękny znak ciągłości naszego życia sakramentalnego, gdybyśmy mogli w takich momentach posłużyć się swoją własną świecą chrzcielną.

W tradycji istniał wspaniały zwyczaj, że kiedy człowiek umierał, dawano mu do rąk zapaloną własną świecę chrzcielną (lub trzymano ją zapaloną w zasięgu jego wzroku). Po co? Był to bardzo wymowny znak, że ten stojący na progu wieczności człowiek przeniósł przez całe swoje życie żywy płomień wiary otrzymanej na chrzcie świętym, i że teraz ta wiara oświeca jego drogę ku wieczności.

*

Błyskaj połyskuj świeco strzelista – Mistyczna Różo
Odpędzaj mroki
– w łagodną przystań prowadź środkiem burzy

I wonią wosku niebieskim dymem złotą kantyczką
Świeć się nad światem w chórach nieszpornych Orędowniczko

Nad morzem wichrów rozkołysana płomieniem gromnic
Twój blask rozpina nad czarną nocą namiot ogromny

Która się niesiesz echem bez kresu – gołębie Ave
Po zimnej rosie – przez deszcz jesienny – ogniu łaskawy

Świtaj prześwituj w czas gromowładny w porę posępną
Strzeż od obłędu od wilczej sfory od skrzydeł sępów

Świecą przewodnią przez tło pochmurne tlisz – Dobra Gwiazdo
Za mgłą woalu niech się nam jawi błękitna jasność

Ozłoć i oświeć lilią gotycką – tchem miłosierdzia
Dzień narodzenia – południe życia – godzinę śmierci

*


Opublikowano

Nad wodami Jordanu..

***

..noszę w sobie  głos z pustyni
człowieka odzianego w bydlęcą skórę
cierpliwego jak wody Jordanu

nie jest to głos Eliasza
ani też proroka
raczej głos Tego który sprasza na ucztę

bezcenną pamiątkę
której próżno szukać w zgiełku
nadmorskich deptaków

zostałem zaproszony
więc szukam
swojego miejsca przy stole..


***

Niedziela Chrztu Pańskiego kończy liturgiczny okres Narodzenia Pańskiego, chociaż w naszej polskiej tradycji kolędy śpiewamy jeszcze prawie przez miesiąc – do 2 lutego.

Może się wydawać dziwnym połączenie wydarzeń związanych bezpośrednio z narodzeniem Jezusa oraz wydarzenia, które dokonało się jakieś trzydzieści lat później, kiedy był już dorosły. Jest jednak coś, co je łączy.

Święto to ma duży związek z uroczystością Objawienia Pańskiego. Wieść o narodzeniu Odkupiciela na cały świat zanieśli Mędrcy. Przyjmując chrzest z wody od Jana, Jezus rozpoczął swoją działalność publiczną, a o tym, że jest Synem Bożym, zaświadczył sam Bóg.

Jest taka pieśń żydowska śpiewana podczas Paschy, która nazywa się „Dayenu”: „to już by nam wystarczyło”.

To już by nam wystarczyło, żeby zobaczyć, że On naprawdę jest Bogiem z nami.
To już by nam wystarczyło..

A jednak On poszedł dalej..

Chrzest, który przyjmowali ludzie od Jana był chrztem nawrócenia. Ludzie wchodząc do Jordanu uznawali się publicznie za grzeszników. Wśród przyjmujących chrzest od Jana nie było jednak faryzeuszów. Ich nazwa bierze się od hebrajskiego słowa: „perusza”, czyli „ten, kto się oddziela”. Oddzielali się od wszystkiego, co było „nieczyste” według Prawa. Faryzeusze nie byli w stanie stanąć w tej samej wodzie z grzesznikami. Ich „czystość” oddzielała ich od reszty społeczeństwa.

To, co robi Jezus, jest szokujące. List do Hebrajczyków podkreśla, że Jezus stał się podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu. A jednak nie będąc grzesznikiem stanął w wodach Jordanu – jako jeden z nich. To znaczy jako jeden z nas. Emmanuel – Bóg z nami.

Tak bardzo z nami, że nie mając grzechu stawia się na równi z grzesznikami. Mesjasz, który się nie oddziela, nie boi się ubrudzić, nie boi się tych, którzy są brudni. Wiedział doskonale, że ryzykuje bardzo dużo i daje faryzeuszom argument przeciwko sobie. Przecież Mesjasz przychodzi jako święty, a nie jako grzesznik. A oni widzieli Go jak publicznie uznał się jednym z grzeszników przyjmujących chrzest od Jana. Jednak On jest tak bardzo Bogiem z nami, że nie boi się stracić twarzy, zaryzykować swój autorytet, narazić się na zniesławienie.

I oto dzieje się coś dziwnego. Z nieba słychać głos: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”. Pośród nieczystych wód Jordanu, zanieczyszczonych przez grzeszników, Bóg czyni wyznanie miłości. Ojciec, który jak mówi św. Paweł, „dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu” w Nim także wyznaje swoją miłość do grzeszników.

Bóg jest Emmanuelem – Bogiem z nami. I wcale nie z nami grzecznymi, świętymi, poukładanymi, ale także z nami grzesznymi. Nie ma upodobania w grzechu, ale chrzest Jezusa w Jordanie pokazuje wyraźnie, że także grzesznik jest Jego dzieckiem, w którym ma upodobanie, to znaczy, do którego się przyznaje i którego kocha.

Scenę Chrztu Pańskiego w niezwykle wymowny sposób przedstawiają ikony wschodnie. Widzimy na nich stojącego w wodach Jordanu Jezusa, który przyjmując od Jana chrzest, zdaje się zanurzać w ciemnej otchłani przypominającej grobową pieczarę. Chrzest Jezusa w Jordanie jest bowiem nie tylko znakiem solidarności z grzesznikami czy potwierdzeniem, że Mesjasz dzieli we wszystkim los swojego ludu. Jest przede wszystkim zapowiedzią innego chrztu, którego Jezus pragnie i który przyjmie.

Stanie się to w dniu, gdy Baranek Boży, dźwigając na sobie grzech świata, da się zanurzyć w otchłań cierpienia i męki. Syn Boży pozwoli się ogarnąć śmierci, zstępując aż na dno szeolu.
Wynurzy się jednak z mrocznych głębin, w chwale zmartwychwstania, dając – w mocy Ducha Świętego – wieczne życie tym, którzy w Niego będą wierzyć.

„Wszystkie rzeczy w stworzeniu z czasem się psują, tylko wino z wiekiem nabiera bogatszego smaku, z każdym dniem tracąc gorycz. Tak samo jest z chrześcijaninem. Im więcej czasu upływa od jego chrztu, tym więcej gubi goryczy swego grzesznego życia, przyswaja sobie mądrość i zjednuje względy Boskiej Trójcy” – pięknie to ujął Maksym Wyznawca.

Im dalej od Jordanu, im dalej od wód chrztu, tym bliżej Jerozolimy, bliżej poranka zmartwychwstania, bliżej nieba… Mniej w nas goryczy, śmierci grzechu, więcej mądrości, więcej miłosierdzia..

..a więc

„Przyjdź Duchu Święty!
Dmuchaj na nas –
nie tyle o ile, ale na całego!”

😊


Opublikowano

6 stycznia

Ani trzech, ani króli..

Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon». Mt 2, 1-2

W rzeczywistości Ewangelia według Mateusza mówi jedynie o mędrcach ze Wschodu (a dokładnie o magach), nie nazywa ich w ogóle królami ani nie precyzuje ich liczby (choć wzmianka o trzech darach może ją sugerować). Dalej czytamy w Ewangelii wyraźnie, że magowie, którzy chcieli oddać pokłon Jezusowi, weszli do domu (a nie do żadnej stajenki czy groty).

Ojcowie Kościoła zwracali uwagę na fakt, że przybycie magów nastąpiło znacznie później niż narodzenie Jezusa, gdy Święta Rodzina miała już własne lokum.

Tymczasem ludowa wyobraźnia postawiła mędrców ze Wschodu w towarzystwie pasterzy, którzy oddali pokłon Dzieciątku, po tym jak zostali obudzeni przez anioła.

Liczne szopki i kartki świąteczne pokazują więc taki obrazek: stajenka ze Świętą Rodziną, pasterze, trzej królowie, no i obowiązkowa gwiazda betlejemska z ogonem.

Taką samą wizję utrwalają liczne kolędy: Śpiewajcie aniołowie, pasterze, grajcie Mu. Kłaniajcie się królowie, nie budźcie Go ze snu.

Wszyscy razem przy narodzonym Jezusie. To chyba jedno z najbardziej żywotnych ikonograficznych wyobrażeń Bożego Narodzenia. Całkowicie nieprawdziwe, ale zakorzenione bardzo głęboko.

Zanim utrwaliła się liczba trzech mędrców, pojawiały się też inne wersje. Na malowidłach z II i III w., znajdujących się w rzymskich katakumbach, mamy dwóch, czterech albo sześciu mędrców. Tak, tak! Sześciu! 😊 😊

Warto jednak dodać, że niektórzy podawali jeszcze większą liczbę mędrców, którzy przybyli do Jezusa z pokłonem. W Kościele ormiańskim wierzono, iż było ich 12 (tyle ile plemion Izraela oraz apostołów), natomiast wszystkich bije na głowę obecna w tradycji koptyjskiej liczba 60 cudzoziemców! To absolutny rekord!

Jak widać z tymi Trzema Królami wszystko wygląda inaczej, niż to sobie wyobrażamy.

..więc co dziś świętujemy?

No nie wystarcza powtarzana w kółko formuła, że „to uroczystość Objawienia Pańskiego, popularnie zwana świętem Trzech Króli”.
Po prostu, na wieki wieków amen przyjęło się, że 6 stycznia obchodzimy Trzech Króli, śpiewamy kolędę „Mędrcy Świata” i wypisujemy kredą na drzwiach K+M+B (kto jeszcze pamięta, że to jednak powinno być C+M+B). Żadne argumenty, że Objawienie Pańskie jest praktycznie najstarszym świętem chrześcijańskim, że wcześniej pełniło tę rolę, którą dziś pełni Boże Narodzenie, a dzień wolny 6 stycznia został przywrócony po tym, jak znieśli go komuniści w 1960r. – nie skutkują.

Porzućmy nazwę tradycyjną i skupmy się na prawdziwej treści uroczystości. Epifania (oficjalna nazwa święta Objawienia Pańskiego) już pierwotnie była dniem podkreślającym fakt, iż Bóg najpełniej objawił się człowiekowi, wcielając się w ludzkie ciało, wszedł w historię jego życia i historię powszechną. Tę funkcję – misterium Wcielenia, pełni dziś raczej uroczystość Narodzenia Pańskiego, która pojawiła się w kalendarzu Kościoła kilka wieków później.

Tajemnica Objawienia Pańskiego była unaoczniona trzema wydarzeniami: pokłonem Mędrców ze Wschodu, Chrztem Jezusa w Jordanie oraz cudem w Kanie Galilejskiej. Te trzy fakty stanowią w rzeczywistości treść całego przeżywanego przez nas dzisiaj święta Trzech Króli, a naprawdę Epifanii. I zwróćmy uwagę, że z wyjątkiem pierwszego, wydarzenia te są całkiem odległe od dzieciństwa Jezusa, klimatów szopki oraz groty betlejemskiej.

Czy mędrcy w ogóle istnieli, ilu ich było i jak się nazywali nie będzie miało znaczenia, gdy zrozumiemy prawdziwy sens tego święta. Mateusz zamieścił tę historię w swojej Ewangelii, aby pokazać, że Chrystus nie przyszedł tylko dla narodu wybranego. W gruncie rzeczy jest to święto tych wszystkich, którzy uznają Jezusa za swojego Zbawiciela.

***

Starożytna tradycja oznaczania drzwi..

Tradycyjnie w Kościele Katolickim w Święto Trzech Króli błogosławimy kredę, którą później oznaczamy drzwi naszych domów.

Przywodzi to na myśl zdarzenie opisane w Księdze Wyjścia (12,21-23). Naród Wybrany przed wyjściem z niewoli znaczył drzwi i progi domów krwią baranka, wtedy Bóg „nie pozwolił niszczycielowi wejść do tych domów” (Wj 12,23).

My również pragniemy, aby tylko dobro i Boże błogosławieństwo przekraczało próg naszych mieszkań. Dlatego poprzez ten zapis zapraszamy Chrystusa do naszego domu i prosimy o to, aby uświęcił nasze życie swoją obecnością.

Umieszczany u nas najczęściej napis K+M+B 2024 odnosi się do imion trzech Mędrców ze Wschodu, którzy przybyli, aby oddać pokłon nowo narodzonemu Jezusowi (Kacper, Melchior i Baltazar). Jest to powszechnie przyjęty i poprawny zapis, jednak stoi za nim dość powierzchowna interpretacja.

Znacznie starszy i głębszy przekaz mówi, że drzwi należy oznaczać napisem C+M+B, a do liter dopisać datę bieżącego roku: C+M+B 2024. W niektórych krajach skrót umieszcza się pomiędzy liczbami oznaczającymi rok: 20+C+M+B+24.

C+M+B to skrót pochodzący od łacińskiej sentencji Christus Mansionem Benedicat, która oznacza „(Niech) Chrystus mieszkanie błogosławi”. Choć św. Augustyn podaje jeszcze jedną interpretację: Christus Multorum Benefaktor – „Chrystus dobroczyńcą wielu”.

***

W uroczystość Objawienia Pańskiego nasze mieszkanie pachnie kadzidłem. Robimy znak krzyża, oplatamy wszystko żywicznym dymem. Świadomie prosząc Boga o Jego obecność w tym domu.

Na Trzech Króli zawsze wraca jedno ze wspomnień. Za oknem śnieg i ciemno, ale dom rozjaśniony ciepłym światłem. Jest spora, żywa choinka rozświetlona kolorowymi lampkami przyczepionymi klipsami do gałązek, otulona przezroczystym „włosem anielskim” oraz kłaczkami waty udającymi śnieg.

Jest i szufelka do węgla (używana na co dzień do palenia w piecu) w ręku mamy. Na niej kilka rozżarzonych węgielków wyjętych z paleniska i ten zapach, tak specyficzny: żywiczno-ziołowy. Szare stróżki dymu unoszące się do góry, oplatające mamę esami-floresami, mknące do sufitu, widoczne w świetle lamp. Dziwna obecność.

Mama szła, a ja za nią dreptałam krok w krok, ciągle nie mogąc nasycić się zapachem pojawiającym się w naszym mieszkaniu tylko raz w roku. Szła z pokoju do pokoju, trzymając przed sobą szufelkę, kreśliła nią w powietrzu znak krzyża i prosiła o błogosławieństwo.

Czułam, że dzieje się coś ważnego, że ten pachnący dym ma sprawić, iż będzie nam tutaj wszystkim lepiej i że nas w jakiś sposób ochroni.

Pamiętam, że zawsze odbywało się to niejako komisyjnie – spowijanie dymem całego naszego domowego życia.

***

Mirra, kadzidło, złoto
i ptasie mleczko..

Przynieśli dary: złoto jest symbolem godności królewskiej, mirra – wypełnienia proroctw i zapowiedzią śmierci Zbawiciela, kadzidło godności kapłańskiej. Dlaczego wybrali akurat takie skarby? Czym one są dzisiaj?

Mirra

To wonna żywica otrzymywana z balsamowców Commiphora. Są to krzewy lub drzewa. Rosną głównie w południowej Afryce, Arabii i Indiach. Wypływająca substancja twardnieje przybierając postać ziarenek, które zmieniają kolor na brunatny lub czerwonozłoty. Ziarenka te przy spalaniu wydają miły zapach. Jest znana od tysiącleci.

Mirra (myrrh) 20g - Sklep Ezoteryczny Fraida.pl

W starożytności była podstawowym składnikiem wykorzystywanym do nacierania ciała po śmierci. Jej przyjemny, korzenno-cynamonowy zapach sprawiał, że wykorzystywana była również do perfumowania. Zmieszana z winem miała właściwości lekko odurzające, dlatego też taki napój łagodzący stres oferowano skazanym przed wykonaniem wyroku śmierci. Według Ewangelii Marka (15,23) podano ją również Jezusowi na krzyżu: „Tam dawali mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął”.

Kadzidło

A właściwie olibanum, to zastygła żywica z drzew rodzaju Boswellia. Spalane wydziela przyjemny cytrynowy zapach. Od tysięcy lat używane było w celach religijnych, a jego cena w czasach rzymskich mogła przewyższać cenę złota. Wierzono, że kadzidło jest specyfikiem o potężnej mocy oczyszczania ciała i duszy. Prawo Mojżeszowe stanowiło, że bezkrwawe ofiary należało posypywać kadzidłem. Chciano zatem ofiarować Bogu nie tylko coś smacznego, lecz także odznaczającego się miłą wonią. Kadzidło było przeznaczone wyłącznie dla Boga, było symbolem najczystszego uwielbienia, ale i przebłagania dla ludzi. Taki właśnie sens miało Kadzidło darowane Jezuskowi – było wyrazem hołdu złożonego Bogu i Najwyższemu Kapłanowi Nowego Przymierza.

Olibanum kadzidło naturalne PREMIUM 70g

Dzisiaj okadzanie ma miejsce na przykład podczas uroczystej Mszy św. Podnosi ono jej świąteczny nastrój. Okadza się ołtarz, krzyż (ewentualnie relikwie), księgę Ewangelii, dary ofiarne, kapłana, wiernych, stanowiących mistyczne członki Chrystusa. Kreślenie kadzielnicą znaku krzyża wskazuje na ofiarę krzyżową, natomiast koliste ruchy kadzielnicą mają niejako otoczyć kręgiem święte dary i oddzielić je jako należące do Boga. Wonne obłoki podczas przemienienia uwielbiają święte postacie Chleba i Wina. W liturgii zmarłych okadza się zwłoki lub grobowiec. Pięć ziarenek kadzidła, które umieszcza się w paschale, mają z kolei przypominać o pięciu ranach Zbawiciela i o wonnościach, które święte niewiasty niosły w poranek zmartwychwstania.

złoto

Z przekazów biblijnych możemy wnioskować, że ze wszystkich rzeczy nieożywionych, jakie Bóg dał ludziom, najwartościowsze jest złoto. Złoto zajmuje poczesne miejsce w Starym Testamencie, gdzie jest pierwszym i najczęściej wymienianym metalem, bo aż 570 razy.

Złoto pojawia się w Starym Testamencie w Księdze Rodzaju opisującej eden, jako miejsce pełne wszelakich dóbr, przeznaczonych dla człowieka. W tamtych czasach uważano, że posiadanie złota jest dowodem nadzwyczajnych względów Boga – kto je miał ten był darzony także szacunkiem ludu. Bóg w szczególny sposób błogosławił Abrahamowi, toteż stał się on zamożny: miał owce, woły, niewolników, wielbłądy i osły a także dużo złota i srebra.  Złotem pokryto Arkę Przymierza, w której złożono tablice z dziesięcioma przykazaniami. Najwięcej złota posiadał król Salomon. Na początku odziedziczył po ojcu, królu Dawidzie 3 tys. talentów złota (około 100 ton) a później systematycznie powiększał swój skarbiec. Królestwo Salomona opływało więc w złocie. Złoto jest ściśle związane z dziejami opisanymi w Biblii – traktowano je, jako dar od Boga. Dlatego nie mogło go zabraknąć wśród darów od Trzech Króli przyniesionych nowonarodzonemu Jezusowi.

Wszystko o metalach szlachetnych

Ale czemu takie dary ofiarowano Dzieciątku? Balsamowanie zwłok, odurzające wino – czy to dobre przesłanki, by sprawić radość Nowonarodzonemu? Odpowiedzi mogą być dwie. Po pierwsze dary te miały wartość symboliczną – odwołująca się do zapowiadanego władania Jezusa nad światem, kapłaństwa i męczeńskiej śmierci. Wpisywały się wiec w symbolikę proroctwa. W tym sensie nie były to dary dla małego Jezusa, a bardziej wiadomość dla świata, kto narodził się w betlejemskiej stajence. Druga z odpowiedzi wiąże taki wybór podarunków z ich wartością materialną (były bardzo drogie), jak i ich właściwościami leczniczymi – to zapowiedź powodzenia Nowonarodzonego i jego rodziny.

Ptasie mleczko

Pastuszkowie już dawno wyszli z groty betlejemskiej, a Trzej Królowie wkrótce odjadą zostawiając dary u stóp Jezusa..
gdy kurz gwiazdkowych emocji opada, a świąteczne rozmowy milkną gdzieś w dali – wtedy podejdź do Niego..
złóż w pokorze złoto twojego życia, mirrę miłości, kadzidło modlitwy..
a noc pozostanie wciąż święta..

Jezus jest Stwórcą: „Wszystko przez Niego się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1, 3). Jeżeli Jezus jest naszym Stwórcą, jeżeli wszystko zawdzięczamy Bogu, to co ja mogę ofiarować Jemu? Może takie „nic”, Ptasie Mleczko (ulubioną rzecz, z której tak ciężko zrezygnować), a więc walkę, wewnętrzną pustkę, bezradność, niemoc i słabość.. Niech tę nicość On na nowo stwarza i przemienia, bym za każdym razem, gdy mówię „nie” na tę małą słodką ucztę – mówił „tak” lepszej ścieżce..

Największym darem dla Niego niech będzie moje zaproszenie: Jezu, zamieszkaj we mnie! 😊 Niech ten dar przyniesie konkretną formę: uśmiechu dla drugiego człowieka, przebaczenia, czy innego postu życzliwości.. a może chwili osobistej modlitwy. Nie musi być wielki..ważne by został złożony z wiarą i ufnością, a wtedy na pewno będzie największą radością Jezusa!

*

Kiedy litera zabija..

Magowie wyruszyli w drogę, podążając za gwiazdą, która przywiodła ich do Jerozolimy. Tam poradzili się, gdzie szukać narodzonego Mesjasza, uczonych w Piśmie. Ci dobrą drogę im wskazali. Magowie poszli do Betlejem, a uczeni pozostali w Jerozolimie.

Paradoks tej historii polega na tym, że pytający usłyszeli odpowiedź i ruszyli w drogę przywitać Zbawcę; natomiast studiujący natchnione teksty pouczyli, ale pozostali na miejscu. To istotna lekcja dla wszystkich, którzy umiłowali Słowo.

*

..a wszystko wydaje się być przesądzone..

Przybyli mędrcy
plackiem padli
złożyli dary
odjechali

wół miał pretensje:

powinni zaraz wziąć Jezusa
ukryć
ratować Go przed wrogiem
przed panem diabłem i Herodem

Kasprze Melchiorze Baltazarze
wół dyskutował tupał szurał

puknij się w głowę rzekł osiołek
bo przecież Matka Boska czuwa

ks. Jan Twardowski

😊


Opublikowano