ŚRODA POPIELCOWA – MSZE ŚWIĘTE Z POSYPANIEM GŁÓW POPIOŁEM NA ZNAK POKUTY O GODZINACH 7:00, 9:00, 17:00, 18:00.

1. Dzisiaj Środa Popielcowa. Rozpoczyna czterdziestodniowy okres przygotowania paschalnego – okres Wielkiego Postu. Msze Święte z posypaniem naszych głów popiołem na znak pokuty będą o godzinach: 7:00, 9:00, 17:00 i 18:00. Zapraszamy dzieci wraz z rodzicami, młodzież szkolną, kandydatów do bierzmowania, dorosłych i starszych. Zachęcamy do podjęcia praktyk pokutnych w tym świętym czasie.

2. Środa Popielcowa to dzień ścisłego postu. Post ścisły polega na wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych oraz na spożyciu jednego posiłku do syta oraz dwóch skromnych posiłków w ciągu dnia. Powstrzymujemy się od hucznych zabaw, tańców i dyskotek.

3. Nabożeństwo Drogi Krzyżowej w każdy piątek Wielkiego Postu:

  • dla dzieci wraz z rodzicami i dla starszych o godzinie 17:30.
  • dla młodzieży i kandydatów do bierzmowania z klas VI, VII i VIII o godzinie 18:45.

4. W tym tygodniu pierwszy piątek miesiąca. Msza św. o godz. 17:00. Dzieci i dorosłych zachęcamy do skorzystania z spowiedzi pierwszopiątkowej i Komunii św. wynagradzającej Bożemu Sercu. Litania do Najświętszego Serca Jezusowego i akt wynagrodzenia o godzinie 16:50.  

5. Odwiedziny chorych od godziny 8:00.

6. W sobotę o godz. 16.00 zmiana tajemnic i modlitwa różańcowa.
7. Gorzkie Żale w Niedzielę po Mszy świętej o godzinie 7.30.
8. Dzisiaj i w niedzielę pragniemy przyjść narodowi ukraińskiemu z materialną pomocą. Trwa zbiórka ofiar do puszek, które znajdują się przy filarach w kościele. Zebrane ofiary za pośrednictwem Caritas Archidiecezji Częstochowskiej zostaną przeznaczone na pomoc uchodźcom wojennym z Ukrainy. Pomoc Kościoła katolickiego będzie świadczona sukcesywnie i systemowo za pośrednictwem naszych instytucji charytatywnych – parafialnych, diecezjalnych. Maryi Królowej Pokoju zawierzamy losy Ukrainy i Polski.

Msza św. w intencji chorych w piątek 11.02.2022 o godz. 17:00.

Od godz. 16:30 będzie możliwość przystąpienia do spowiedzi. 

W czasie Mszy św. można przyjąć sakrament namaszczenia chorych dla zdrowia duszy i ciała. Na zakończenie eucharystii udzielimy błogosławieństwa.

Rozejrzyjmy się wokół siebie, w naszych rodzinach, sąsiedztwach – pomóżmy naszym chorym, starszym w dotarciu do kościoła parafialnego na Mszę św.

Podtrzymując świat w Bożym uścisku..

11 lutego -we wspomnienie pierwszego ukazania się Maryi św. Bernardecie Soubirous w Lourdes (1858 r.), Kościół katolicki obchodzi ustanowiony przez Jana Pawła II Światowy Dzień Chorego.

*

Czy dziś naprawdę z całkowitą pewnością mogę powiedzieć, że „Bóg tak chciał”, stojąc nad łóżkiem w hospicjum lub na oddziale onkologicznym?
Czy wiem, że krzyż Jezusa był jedną z wielu setek tysięcy szubienic sterczących przy drogach imperium rzymskiego, a jednak stał się narzędziem zbawienia i łaski, bo przybity do niego Człowiek rzucił się z jego wysokości w ramiona Boga ? Jak to wszystko zrozumieć ?

*

nic nie poradzisz

Choroba własna lub kogoś bliskiego, nasze różnego rodzaju słabości, niedomagania, uciążliwości związane z wiekiem, wreszcie odchodzenie tych, których kochamy. Cała gama cierpień, które po prostu przychodzą w pewnym momencie życia, nie pytając nas ani o zgodę, ani o naszą gotowość.

Tak już jest w świecie stworzonym i odkupionym przez Boga, ale noszącym aż po kres swego istnienia ślad kosmicznej katastrofy zwanej przez nas „grzechem pierworodnym”, której skutkiem jest zburzenie zaplanowanej pierwotnie przez Boga harmonii i stanu szczęścia.

Czasem możemy jeszcze walczyć, starać się poprawić naszą sytuację, leczyć się, próbować sobie lub drugiemu pomóc. Ale niejednokrotnie nie da się już wiele zrobić lub po prostu nie można zrobić już nic. Wtedy zaczyna się w sercu walka.

Odpowiedzi, które często nam się wówczas nasuwają (lub które podsuwają nam inni) to „próba” lub „kara”, a może „łaska”? Chętnie szafujemy wtedy stwierdzeniem: „Bóg tak chciał”. Ale skąd ta pewność? Czy rzeczywiście jestem pewien, że to co się dzieje jest „wolą Bożą”?

*

łaska – prezent od boga ?

Znalezione obrazy dla zapytania: łaska cierpienia

Nie, choroba – cierpienie nie jest łaską i nie uszlachetnia. Bo nie jest niczym dobrym. I też nie jest nigdy wolą Boga. Gdyby było, to musielibyśmy przyjąć, że Bóg może chcieć (i często chce) zła i cierpienia swoich stworzeń. Ale to już nie jest Bóg, jakiego znamy z Objawienia – nie Ojciec, którego objawił nam Jezus Chrystus.

Choroby, tragedie, kłopoty, starość, straty nie są niczym dobrym same w sobie. Bóg nie zsyła nam ich jako „krzyży” w celach pedagogicznych. Żadne z nich nie jest też krzyżem „z automatu”. Jest po prostu złem, które nas spotyka.

To zło spotyka nas dlatego, że zaplanowany przez Boga porządek świata został zniszczony przez katastrofę grzechu. Ale to zło (nieraz naprawdę straszliwe) może stać się krzyżem, czyli miejscem paschalnego zwycięstwa, łaski i zbawienia, jeśli zechcemy (na miarę swoich sił i możliwości) w taki sposób je przyjąć i przeżyć.

To jednak zawsze zależy od naszej woli. Jeśli próbuję przeżywać to zło, które mnie niszczy w jedności z Jezusem (przez modlitwę, sakramenty, przez powtarzany uparcie akt mojej kruchej woli zwróconej do Niego), to dzięki Jego łasce moje cierpienie staje się krzyżem – kładką przerzuconą między tym zranionym przez zło światem, w którym żyję, a „nowym niebem i nową ziemią”, gdzie Bóg „otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie; ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie” (por. Ap 21,1-5).

Choroba sama w sobie jest złem. „Zdarza się, że choroba zakorzenia się w nas tak bardzo, że zdaje się być jednocześnie intruzem i zwycięską siłą” – mawiał św. Jan Paweł II. To zło wydaje nam się szczególnie absurdalne i trudne do zniesienia, gdy dotyczy dziecka. Dalibyśmy wszystko, byleby tylko móc wziąć na siebie jego chorobę, cierpieć zamiast niego, a tymczasem jesteśmy tylko bezsilnymi obserwatorami, których często ogarnia lęk, bunt lub poczucie winy.

*

kara ?

Choroba nie jest złem bezwzględnym. Podobnie jak zdrowie nie jest bezwzględnym dobrem. Jak pisał św. Bazyli Wielki: „Zdrowie samo w sobie nie czyni dobrymi tych, którzy je posiadają, nie jest jedną z rzeczy dobrych ze swej natury”. Co z kolei kazało powiedzieć innemu z Ojców Kościoła, św. Grzegorzowi z Nazjanzu: „Nie przeceniajmy każdego przejawu zdrowia i nie gardźmy każdą chorobą”. Innymi słowy, wszystko zależy od użytku, jaki zrobimy z choroby lub zdrowia. Czy też jeszcze pogłębiając temat, wszystko zależy od naszego spojrzenia na chorobę, od tego jaką perspektywę obierzemy.

Choroba nie jest przekleństwem. Nawet jeśli jest konsekwencją grzechu pierworodnego, nie jest karą, którą Bóg wymierza nam osobiście. Pamiętamy pytanie Apostołów, jakie postawili w przypadku niewidomego od urodzenia: „«Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?». Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego»” (J 9, 1-2). Jezus powtarza nam to za każdym razem, gdy w obliczu choroby pytamy: „Czym sobie na to zasłużyłem?”. Mówi nam to również wtedy, gdy w obliczu zła, które dotknęło innych, myślimy sobie «Dobrze mu tak, pokarało go».

*

próba ?

Znamy zapewne wiele przypadków ludzi, którzy pod wpływem własnej choroby nawracają się lub ostatecznie tracą wiarę w Boga i Jego dobroć. W tym kontekście słuszną wydaje się myśl, że każda choroba jest pewną próbą, która potrafi nadać sens cierpieniu i uczynić je znośnym bądź złamać człowieka, który w wewnętrznej rozpaczy pyta: Dlaczego?

Niestety, na tak postawione pytanie nie mamy jednoznacznej odpowiedzi. Wszelkie próby zdefiniowania sensu cierpienia kończą się rozczarowaniem i wcale nie ułatwiają znoszenia choroby.

Pytanie to tym bardziej nie daje spokoju, ale wręcz krzyczy na widok małych ciężko chorych pacjentów.. dlaczego oni muszą zmagać się z takimi chorobami? To cierpienie niewinnych dzieci kieruje nasze myśli na krzyż, gdzie też sama Niewinność poddana została cierpieniu i śmierci. Widocznie pozostanie to pewną tajemnicą Pana Boga, który patrzy na nasze cierpienie zupełnie inaczej.

*

dar dla świata ?

„Cierpienie jest w świecie po to, ażeby wyzwalało miłość.”

..pisał Jan Paweł II

Choroby wiążą się z niewyobrażalnym lękiem i bezradnością oraz poruszają całe społeczności. Chwieją gruntem pod nogami, którym jest tak zwana codzienność, praca, zabawa i plany na przyszłość – bo uświadamiają, że to, co jest dziś, jutro może już być jedynie wspomnieniem „normalnego życia”.

Ewangelia często posługuje się obrazem przynoszenia chorych do Jezusa. Czerpiąc z tej tradycji, śpiewamy w jednym z hymnów brewiarzowych: „Jezu otoczony rzeszą kalek, ślepców, trędowatych, ciał niemocą naznaczonych”.

Sam Jezus w sposób szczególny wydaje się kierować swoje zainteresowanie ku chorym i cierpiącym. Wielu pragnęło jedynie samego zbliżenia do Mistrza, a znamy przypadek, gdy zwykłe dotknięcie płaszcza Jezusa przywracało zdrowie. Wszystkie te historie pokazują , że Jezus nie jest obojętny na chorobę i ból z nią związany.

W swojej misji uzdrawiania ludzkości domaga się tylko jednej rzeczy – wiary. „Twoja wiara cię uzdrowiła” – słyszymy z Jego ust za każdym razem. To jakby przypomnienie, że człowiek może przeżywać swoją chorobę na wyższym poziomie niż reszta stworzenia.

Choroba staje się więc okazją, by zbliżyć się do Boga, by zanurzyć się głębiej w Jego miłości. Oczywiście, łatwo to powiedzieć. Dużo trudniej jest tym żyć. Ale jest to możliwe, dlatego że Bóg czyni to możliwym. Prosi nas jedynie o ten wysiłek, by odpowiedzieć „tak” temu, co przychodzi, minuta po minucie, nie żałując przeszłości i nie obawiając się przyszłości. „Tak”, które opiera się na sile Chrystusa: „Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem silny (2 Kor 12, 10). Wobec choroby, zwłaszcza tej poważnej, błagamy Boga, by uczynił cud. A Bóg niejednokrotnie wydaje się głuchy na to wołanie. Ale czy to On nas nie słyszy, czy to my nie potrafimy Go słuchać?

*

W obliczu śmiertelnej choroby mamy wydarzyło się wiele sytuacji, które niejednokrotnie zmuszały nas do myślenia. Jakiś impuls nie całkiem racjonalny sprawiał, że właśnie wtedy, gdy uginały się pod nami nogi, a w głowie huczały bezradność i strach – czuliśmy bliską obecność Boga, jak położenie na ramieniu ręki..
Zrozumiałam, że jednak nie wszystko wiemy o ludziach, którzy cierpią. Nawet będąc tak blisko, towarzysząc na wszystkich szpitalnych ścieżkach, które dzielą ich od zdrowia albo przejścia na tamtą stronę, możemy nie mieć pojęcia o tej Obecności, która jest przy nich i krok po kroku przeprowadza przez trud cierpienia.
Wiem, że nigdy tak do końca nie znajdę odpowiedzi, dlaczego mamy dźwigać swój krzyż. Przemawia do mnie za to mocno, że nikt z nas nigdy nie jest z tym krzyżem sam. Bo tak, jak ta Obecność jest – tak każdy z nas może być dla drugiego kimś, kto rozrywa samotność cierpienia.

U progu zbliżającego się okresu Wielkiego Postu i rozważania Męki Pańskiej mam też w sercu myśl, że On – Jezus, przeszedł tę ścieżkę po to, by nas potem w cierpieniu nosić, by każdy chory i cierpiący mógł podtrzymywać ten świat w Bożym uścisku..

*

NAMASZCZENIE I CO DALEJ ?

Sakrament namaszczenia chorych jest doskonałym „lekarstwem”, bo ma liczne zalety i żadnych skutków ubocznych. Czy rzeczywiście jest jednak skuteczny?

Przyglądając się dogłębniej drugiemu sakramentowi uzdrowienia namaszczeniu chorych – (pierwszym jest pokuta) – możemy mieć wrażenie, że jest on jednym z najbardziej tajemniczych sakramentów. Być może niektórzy nie byli w ogóle świadkami jego udzielania. Często też bywa on błędnie utożsamiany z ostatnim namaszczeniem. Jak to wszystko rozumieć ?

Sakrament chorych jest obrzędem przejścia. Pozwala przekraczać sytuacje graniczne: z choroby do uzdrowienia, ze śmierci do życia wiecznego. Sytuacje graniczne wiążą się z doświadczeniem bólu, cierpienia i towarzyszy im zwykle lęk, niepokój, a nawet strach oraz przykre uczucia bezradności, samotności, niezrozumienia, odrzucenia… W takich sytuacjach, gdy zawodzą wszelkie ludzkie siły i możliwości medycyny, istnieje łaska spotkania z Jezusem Uzdrowicielem. Jezus w sakramencie chorych uzdrawia przede wszystkim ducha, psychikę.

Sakrament ten nie jest przeznaczony wyłącznie dla umierających. Ponieważ „każda choroba może łączyć się z przewidywaniem śmierci” wskazane jest, aby był on udzielany osobom w niebezpieczeństwie śmierci lub powracającej chorobie. Czasem faktycznie bywają sytuacje, że człowiek niedługo po jego udzieleniu umiera, natomiast nie należy tego rozumieć, jak stuprocentowy wyrok. Takie przekonanie powoduje odkładanie sakramentu do ostatnich minut, a niejednokrotnie wzywa się kapłana dopiero po śmierci.

Sakrament jest skuteczny, gdy dokonuje się to, o czym mówi.

Św. Jakub pisze:

„Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5, 14-15).

Być może powinniśmy przyjrzeć się temu sakramentowi w najjaśniejszych chwilach swojego życia, by prosić o niego w czasie trudnych doświadczeń.

Pamiętajmy, że..

..sakrament chorych prowadzi przede wszystkim do uzdrowienia duchowego, ale zdarza się również, zwłaszcza gdy przyjęty jest z głęboką wiarą i taka jest wola Boża, że pomaga w uzdrowieniu fizycznym. 

Czułe namaszczenie świętym olejem pozbawia śmierć jej okrucieństwa. Ma w sobie coś tkliwego, macierzyńskiego. Przyjmując sakrament namaszczenia chorych, spotykamy Jezusa jako Ojca i Matkę, który wspiera nas swą męską siłą, a jednocześnie po macierzyńsku bierze w ramiona. Spotkanie z Nim rodzi pewność, że przechodząc ze świata ziemskiego do niebieskiego, będziemy czuć macierzyńską miłość, którą otula nas Bóg (A. Grün).

*

LOURDES..

Nie bez przyczyny akurat we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes ojciec święty Jan Paweł II ustanowił Światowy Dzień Chorego..

Lourdes – miasteczku leżącym u stóp Pirenejów – zrobiło się głośno dzięki Matce Bożej. Maryja ukazała się tam w 1858 r. Bernardzie Marii Soubirous, zwanej przez bliskich Bernadetą.

„Idź do źródła, napij się z niego i obmyj się” – te słowa usłyszała Bernadeta Soubirous od Maryi. Co roku sześć milionów wiernych przybywających do Lourdes wypełnia to polecenie Matki Bożej. 

Od czasu tych objawień, czyli przez ponad 160 lat do Biura Lourdes ds. Obserwacji Medycznej zgłoszono ponad siedem tysięcy cudów, z których oficjalnie uznanych zostało siedemdziesiąt. 

Dr Theillier przestrzega jednak, by pamiętać, że choć liczne uzdrowienia dokonały się właśnie przy udziale źródła z groty Misabielle, to jednak nie ono uzdrawia, lecz głęboka wiara i modlitwa pielgrzyma. W rozmowie z „Przewodnikiem Katolickim” przyznaje wprost: „Ta woda nie ma szczególnych właściwości”. I dodaje, że uzdrowienie dokonuje się za sprawą Boga, przy wstawiennictwie Matki Bożej, zaś źródło stanowi ważny symbol. „Dla mnie to przede wszystkim symbol życia” – zaznacza.

… Uśmiech Maryi jest źródłem wody żywej. «Jeśli ktoś (…) wierzy we Mnie (…) Rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza» – mówi Jezus (J 7, 38). Maryja jest Tą, która uwierzyła, i z Jej łona wytrysnęły strumienie wody żywej, które użyźniły historię rodzaju ludzkiego. Źródło, które tutaj, w Lourdes, Maryja wskazała Bernadetcie, jest skromnym znakiem tej duchowej rzeczywistości. Z Jej serca wierzącej i matki wytryskuje woda żywa, która oczyszcza i uzdrawia.

..Benedykt XVI o Matce Bożej z Lourdes..


Opublikowano

Msze święte jeszcze dzisiaj o godz.17.00 i 18.00


Opublikowano

Z A C H Ę C A M Y !!

..by od dzisiejszej uroczystości Świętej Bożej Rodzicielki Maryi (1.01) rozpocząć odprawianie 33-dniowych Rekolekcji:

RODZINA 33

..z odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich i zawierzeniem rodzin Świętej Rodzinie z Nazaretu,

w których udział polega na odczytywaniu codziennie kolejnych tekstów

lub oglądaniu około 15 minutowych filmów ze strony:

rodzina33.pl


Opublikowano

Opublikowano

Pasterka o 24:00. Taca w Pasterkę przeznaczona na wsparcie Funduszu Obrony Życia.

W dzień uroczystości Bożego Narodzenia (25 XII) porządek Mszy św. jak w każdą niedzielę: 7:30, 9:00, 10:30, 12:00 i 17:00.

W niedzielę, 26 grudnia, uroczystość Świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa. Msze święte o godz.: 7:30, 9:00, 10:30, 12:00, 16:00 i 17:00. Taca na Katolicki Uniwersytet Lubelski.



Najcichsza cicha noc..

Dlaczego cicha noc? Dlaczego wśród nocnej ciszy? Najważniejsze wydarzenie świata, które zaczęło całkiem nowy początek wszystkiego, odbywa się w ciszy.. i my również świętujemy je w ciszy, bez żadnych petard, rac i okrzyków.

Każdy rodzic, który spędził pierwsze dni życia ze swoim dzieckiem wie, jak ważna jest cisza: ta majestatyczna i piękna, wprowadzająca spokój, kiedy patrzymy na słodko śpiącą kruszynkę.. jak i ta cisza potrzebna do chwilowego odpoczynku, wytchnienia, pozbierania myśli w ferworze nowych spraw i obowiązków związanych z narodzinami dziecka.

Jak zatem wielka powinna być cisza, gdy rodzi się sam Bóg? Jakie uroczyste skupienie? Wszyscy troszczymy się wtedy o to, by Go nie obudzić, by spał, rósł, rozwijał się. Mamy śpiewać, grać i kłaniać się, ale tak cicho, by Go nie zbudzić i nie przerwać tej ciszy. 

Spokój i cisza dziecięcego pokoju.. spokój i cisza betlejemskiego żłóbka. Choć raz w roku dajmy sobie czas na ciszę. Dla odmiany w tych najpiękniejszych dniach w roku, w oderwaniu od zgiełku i biegu, niech towarzyszy nam ona.. Wielka Cisza, którą zafundował nam Pan Bóg dwa tysiące lat temu, niech będzie tym jednym dniem luksusu i majestatyczności, o które przecież próbujemy walczyć przez cały rok.

Chwilo jedna! Przy tobie nikną odległości,
Co szare – zmienia się w odświętne, tajemnicze.
Daj nam więcej dni takich, spragnionych miłości,
Niech świat przy żłóbku Twoim odmienia oblicze.

o. Franciszek Czarnowski

***

Największe cuda dokonują się w absolutnej ciszy, w zapomnianych częściach świata, z dala od ciekawych oczu. Położone w cieniu Jerozolimy Betlejem („Betlehem” znaczy po hebrajsku „dom chleba”), od czasu, kiedy wyszedł z niego wielki Dawid, żyło jedynie dalekim odblaskiem dawnej chwały oraz obietnicą proroka, która mówiła, że do końca swych dni nie będzie przecież najlichszym z miast (Mi 5,1). To właśnie tutaj zatrzymał się Bóg, wybierając małość, zapomnienie i ubóstwo. Tym samym wprawił świat w pełne napięcia zdumienie.

A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności. (Mi 5,1)

O ile Jego przyjście wymyka się oczom ludzkim, o tyle nieustannie czuwają nad nim oczy samego Boga. To on wypatruje pasterzy, którzy w tej właśnie okolicy trzymali straż nocną (Łk 2,8). Pasterze to grupa z marginesu społecznego, ludzie pogardzani przez większość z powodu trybu życia, który uniemożliwiał im zachowywanie przepisów Prawa – nieczyści dla pobożnego Izraelity. To oni mają być pierwszymi świadkami narodzin Mesjasza. Realizuje się w ten sposób wola Boga, który objawia swoje tajemnice ludziom o prostym sercu, zdolnym przyjąć z wiarą ogłaszane im Słowo.

Fresk W Shepherdspola Kościół Betlejem - zdjęcia stockowe i więcej obrazów  Anioł - iStock
Betlejem.. fresk w Kościele na Polu Pasterzy w Beit Sahur.

W historii tej pojawiają się wreszcie aniołowie, których nazwać możemy tłumaczami rzeczywistości niebiańskiej (Łk 2,9). To oni wskazują drogę pasterzom i informują ich o tym, co wydarzyło się w Betlejem. 

Z historii Bożego Narodzenia uczymy się kilku ważnych prawd:

  • nasz Bóg ma kilka nawyków, nałogów, o których warto wiedzieć. Jego ulubionym sposobem docierania do człowieka jest ten najmniej spektakularny: przemawia do nas przez naszych bliskich, poprzez drobiazgi życia, przychodzi po cichu, niepozornie, pragnie być oczekiwany i poszukiwany. Taka właśnie jest Miłość nie-pretensjonalna..
  • skoro jest Panem historii, posługuje się pasterzami, królami, aniołami.. jest także Panem naszego czasu i naszego życia. Poprzez wszystkie doświadczenia, także poprzez ludzkie biedy, słabości, przeciwności może realizować swój plan wobec nas. Nie potrzebuje idealnych warunków, potrzebuje tylko oddania się w Jego ręce..
  • znaki, które pozostawia w naszym życiu – wymagają wiary. Nigdy nie dają stuprocentowej pewności. To wiara uruchamia cuda w Bożej historii..
Betlejem – Bazylika Narodzenia Pańskiego (Grota Narodzenia)

Bliskość, stół, czas zawieszony..

czyli jak przeżyć Boże Narodzenie?

Zwyczaj świętowania już wieczorem w przeddzień uroczystości religijnych wziął się z żydowskiego sposobu odmierzania czasu, w którym doba rozpoczyna się o zmierzchu. W Starym Testamencie o tej właśnie porze zaczyna się celebrowanie świąt. Chrześcijanie przejęli ten zwyczaj, ale zachował się tylko w niektórych krajach, i to w odniesieniu do Bożego Narodzenia. Do wieczora należało poczynić wszelkie świąteczne przygotowania, by w dzień święta nie wykonywać żadnej pracy. Sama nazwa wywodzi się z łaciny, gdzie vigilia oznacza czuwanie.

Wigilia kojarzy się przede wszystkim z uroczystą wieczerzą. Rozpoczyna się ją tradycyjnie po ujrzeniu pierwszej gwiazdy na niebie, co nawiązuje do światła Gwiazdy Betlejemskiej, prowadzącej trzech mędrców do Pańskiego żłóbka. Do tego czasu należało zakończyć wszelkie prace, zarówno te ciężkie przy gospodarstwie, jak i związane z nadchodzącymi świętami: sprzątanie, ozdabianie domu, gotowanie potraw. Gdy pierwsza gwiazda zostanie wypatrzona, zazwyczaj przez dzieci, wszyscy skupiają się przy wigilijnym stole.

Na nakrytym białym obrusem stole najważniejszymi elementami są: świeca, krzyż, Pismo Święte i poświęcone opłatki ułożone na garści siana. Prowadzący – zazwyczaj ojciec lub matka – rozpoczyna obrzęd od zapalenia świecy i wypowiedzenia słów: „Światło Chrystusa”, na co zgromadzeni odpowiadają „Bogu niech będą dzięki” i czynią znak krzyża ze słowami „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”.

Po odczytaniu fragmentu Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa (Łk 2, 1-14) prowadzący całuje Pismo Święte i rozpoczyna modlitwę dziękczynno-błagalną. Następnie odmawia się Ojcze nasz oraz modlitwę błogosławieństwa opłatków, po czym rozpoczyna się łamanie opłatkiem i składanie życzeń.

Delikatne, cienkie, kruche białe opłatki wytwarza się z ciasta wyrabianego wyłącznie z pszennej mąki i wody, bez dodatków piekarskich. Dawniej ciasto wlewano do specjalnych żelaznych szczypców z wytłaczanymi motywami Świętej Rodziny. Wypiekiem zajmowały się wyłącznie osoby konsekrowane, ubrane na tę okazję w białe szaty, a przygotowaniu opłatków towarzyszył śpiew pobożnych pieśni. Z czasem pozwolenia na wypiek opłatków udzielano też organistom czy kościelnym. Dziś to domena małych rodzinnych wytwórni i niektórych klasztorów, a zamiast żelaznych ciężkich form używa się urządzeń elektrycznych.

771014917_2_644x461_oplatki-wigilijne-oplatek-wigilijny-sianko-wigilijne-dodaj-zdjecia

Do ludowych wierzeń związanych z opłatkiem należało między innymi przekonanie, że jeśli komuś zdarzyłoby się zabłądzić, prędko odnajdzie drogę do domu, gdy przypomni sobie, z kim podczas Wigilii łamał się opłatkiem.

Łamanie się opłatkiem wiąże się z przekazaniem znaku pokoju, zazwyczaj pocałunkiem. Do tego obrzędu trzeba przystąpić z pokojem w sercu, miłością i z wzajemnym przebaczeniem.

Wigilia to wyjątkowy czas, na który większość z nas czeka – nie tylko dlatego, że pod choinką wylegują się już od rana wymarzone prezenty, ale przede wszystkim dlatego, że to moment, w którym możemy wreszcie pobyć razem, być może jedyny raz w roku wspólnie przeczytać fragment Pisma Świętego, spojrzeć sobie w oczy i dobrze życzyć.

A jeśli w twojej rodzinie nie ma tradycji czytania Pisma Świętego, a na samą myśl o tym, że mógłbyś to zaproponować, przeszywa cię dreszcz albo pobłażająca myśl – „bez przesady”?

To święta, a więc – cuda się zdarzają!

To nic, że mama w tym czasie będzie krzątała się z pierogami, a tata zamiast wyłączyć telewizor tylko go wyciszy. Trudno. Święta idealne są tylko w reklamach i świątecznych hollywoodzkich produkcjach.

Jeśli w domu ty jesteś jedynym ogniwem, mającym coś wspólnego z wiarą – możesz pomodlić się sam. Wspólny czas też można przeżyć pięknie, radośnie i dobrze wśród niewierzących bliskich.

Może warto spędzić ten czas bez komórki i zamiast wrzucać na Fejsa zdjęcia ryby po grecku i karpia w galarecie, np. pomóc wynieść do kuchni brudne talerze?  Oczywiście można też spędzić kolejne święta z Hugh Grantem, czy “Bridget Jones” tylko po co? Najtrudniejsze i najpiękniejsze wyzwanie to spotkać się – ale tak naprawdę – z naszymi bliskimi! Zapytać co u nich, powiedzieć co u nas. I zalajkować nasze historie w realu.

Wigilia nie kończy się wraz z ostatnim pierogiem, ciąg dalszy wspólnego czasu przenosimy do kościoła, na pasterkę.

Pierwsza msza w Boże Narodzenie radośnie oznajmia narodziny Jezusa. Odbywa się o północy lub w godzinach wieczornych, by wyrazić naszą niecierpliwość na przyjście Dzieciątka na świat. Przypomina nam o gorliwej modlitwie i oczekiwaniu pasterzy, którzy jako pierwsi złożyli mu hołd. Pasterka nie tylko uroczyście rozpoczyna obchody Bożego Narodzenia, ale również nowy rok liturgiczny w Kościele katolickim. Uczestniczą w niej wierni na całym świecie.

Uroczysta Pasterka w Betlejem
Uroczysta Pasterka w Betlejem

..talerz z zupą łza w oku jak gwiazda na niebie
tam w Betlejem i tutaj daj nam Boże pokój..

Eligiusz Dymowski

Według teologów, w Palestynie w wigilijną noc istniał zwyczaj gromadzenia się chrześcijan za murami Betlejem, przy grocie, w której Jezus przyszedł na świat. Mszę będącą pierwowzorem pasterki odprawiano już w połowie IV w. Wtedy właśnie wybudowano w Rzymie Bazylikę Matki Bożej Większej (Santa Maria Maggiore), gdzie umieszczono żłóbek i szopkę – na wzór tej betlejemskiej. O północy mszę miał odprawić tam ówczesny papież. Specjalny formularz bożonarodzeniowej mszy opracowano jednak dopiero w następnym wieku.

Od VI w. w Rzymie 25 grudnia odbywały się już aż trzy msze: o północy, o świcie i w dzień. Każda z nich miała inną symbolikę. Nawiązywała do różnych osób, które oddały hołd Chrystusowi. Nocna była poświęcona pasterzom, poranna aniołom, a ta celebrowana w trakcie dnia, zwana królewską- mędrcom ze Wschodu.

Lecą, lecą Aniołowie - tekst kolędy, wykonanie, autor

Choć odprawiana jest w środku nocy, przyciąga wiele osób, również tych rzadko pojawiających się w kościele w ciągu roku. Przychodzenie na pasterkę z całą rodziną po wigilijnej kolacji jest jedną z najpiękniejszych tradycji świątecznych. Trudno o lepszą inaugurację Bożego Narodzenia niż wspólne śpiewanie kolęd w radosnej atmosferze.

Cały ceremoniał świątecznych zwyczajów jest psu na budę, gdy są one powtarzane tylko i wyłącznie jako tradycja. Może jednak stać się prawdziwym skarbem pełnych cudownych rzeczy, gdy się go zrozumie i zacznie świadomie wykonywać. Opłatek może przypomnieć o Eucharystii, szopka o ubóstwie, a puste miejsce nie tylko o tych, którzy już umarli. Może są takie osoby, które żyją i powinny je zająć, a jednak ich nie ma?

Wiele osób na całym świecie, choćby tylko w Polsce nie może spędzić spokojnych i radosnych świąt. I nie rozwiążą wszystkiego kolejne edycje Szlachetnej Paczki czy szereg innych wspaniałych akcji.

Wokół każdego z nas są ludzie, którzy są nam powierzeni, którzy liczą na nas i czekają na naszą pomoc. I o to chyba właśnie chodzi w Boże Narodzenie, aby znaleźć małego Jezusa w tej szopce, która jest wokół nas. Można wykorzystać te święta do pojednania, do dostrzegania ludzi i niesienia miłości. Może wtedy Boże Narodzenie z całym swoim nastrojem zostanie w nas na dłużej.

Święta, święta..i Ty decydujesz co..!


Papież Franciszek w jednej ze swoich katechez powiedział:

Narodziny Jezusa nie zapewniają uspokajającego ciepła w kominku,
ale boski dreszcz, który wstrząsa historią.

Z przyjściem na świat Jezusa modlitwa przestaje być tylko krzykiem skierowanym w górę, ale całe ludzkie życie zaczyna być modlitwą. Bo jak jeszcze Bóg mógłby przekonać człowieka, że to z czym przychodzi do nas w ciele, to przede wszystkim bliskość: w ciele, w duszy, w życiu, w śmierci, w zmartwychwstaniu. Że od tej pory człowiek nigdy nie będzie już zostawiony sam sobie, że te pieluszki w które zawijano małego Jezusa to wypisz wymaluj te chusty, które pozostawi po sobie w pustym grobie. Jako pierwszy z nas nie da w nich uwięzić ani ciała ani duszy. Urodziny przestaną być wreszcie zapowiedzią końca, i przestaniemy się bać oczywistego faktu, że ktoś z nas kiedyś umrze pierwszy.

Dla każdego z nas Boże Narodzenie oznacza coś innego. I może właśnie o to chodzi. Może to też jedna z tajemnic tego świątecznego czasu. Bóg, który przychodzi jako Dziecko, przychodzi w całkowitej wolności. W takim samym stopniu, z wciąż nieskończoną miłością, pozwala sobie na to, by zostać przyjętym i odrzuconym. I tak od dwóch tysięcy lat. W Betlejem nie został przyjęty przez wszystkich. Byli tacy jak pasterze, którzy zauważyli, że ta Noc zmienia wszystko w ich życiu i spotkali Dziecko oraz tacy, którzy nie zauważyli niczego, nikogo nie spotkali. I tak to trwa. Bóg przyszedł i przychodzi, nie podając recepty, jak ma zostać przyjęty. I wciąż pozwala sobie na to, by być pośród sytych świąteczną atmosferą, zanim ta się naprawdę wydarzy i być z tymi, którzy oczekują, wyglądają, czujni i uważni, z adwentową tęsknotą w oczach.

Nie ma recepty na to, jak przeżywać Święta Bożego Narodzenia. Po prostu trzeba je przeżyć, tak jak przeżywa się życie. Każdy musi odkryć i znaleźć swój własny sposób. Tak jak Przychodzący Bóg ma swój własny sposób, by znaleźć każdego z nas.

Śnieg tańczy
skrzypi i skrzy
pasterka
Chrystus i my

w zmarzniętych sercach
śpi moc
i gwiazda mocniejsza
niż noc –

Anioły białe
jak skry na rękach niebo
i łzy
nadzieja parzy
jak ból
Sen Żywy
Dziecię i Król –

Przed nami
światło i Bóg
i radość
u kresu dróg

opłatka zbliźnił się
skrzep
i Matki Bożej drży
szept –

Stanisław Hermaszewski


Opublikowano

Pająki pod sufitem i wielkie sprzątanie.. A co, jeśli święta zastaną cię w lesie..?

Nasza relacja do świętowania Bożego Narodzenia ma długą historię, a wszechobecna kultura niemiłosiernie idealizuje święta.

*

Nasiąkaliśmy klimatem obchodów świąt od małego, chłonęliśmy emocje dorosłych, jeszcze zanim potrafiliśmy mówić pełnymi zdaniami czy narysować kółko.

Wszystko ma być idealne: prezenty, dekoracje, potrawy na stole, wygląd, nawet nastroje.. Od reklamowych stylizacji świątecznych można dostać zawrotu głowy..

STOP !

*

Marana tha !

*

Niedługo Wigilia..

a ja w lesie..

I co teraz..?


Święta last minute..?

Skutkiem pośpiechu i ciśnienia na efekt jest zawsze utrata kontaktu z własnym wnętrzem.

*

Zaczynając od ciała, które wypowiada prawdę o moich fizycznych i psychicznych możliwościach, potrzebuję się przede wszystkim zatrzymać. I zauważyć w sobie to wszystko, czyli co..?

Napięcie. Lęk. Zwiększone obroty. Zagubienie. Presję. Poczucie przytłoczenia..

*

Mogę też zapytać, o co to moje napięcie chce zadbać. Przed czym powinno mnie uratować. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o… przynależność.

*

Przynależność to potrzeba czucia się kochanym i przyjętym. Może chcę zasłużyć na miano „dobrego człowieka”, „porządnego katolika” lub też „dobrej córki” czy „grzecznego syna” nawet dawno już nieżyjących rodziców..

*

Może więc spojrzę teraz inaczej na siebie i docenię, jak bardzo się staram.. że mam dobre intencje. Jednocześnie dojrzę własne zmęczenie i poczucie, że tyle spraw mnie przerasta. I że potrzebuję wysiąść z tego pociągu pospiesznego wesołych świąt i pobyć przy sobie.

Ulgę wtedy przyniesie myśl, że wartościowe więzi w naszym życiu są darmowe. Za darmo przychodzi do nas miłość Boga. Za darmo przychodzą najpiękniejsze chwile poczucia wspólnoty z drugim człowiekiem.

*

Nie muszę więc zasługiwać na Boże Narodzenie ani dokręcać sobie śruby. Bóg rodzi się jako dziecko, które potrzebuje przytulenia, bliskości, akceptacji – i ja też tych potrzeb nie muszę pakować w błyszczący papier na drogich prezentach, które zapewnią mi miejsce w sercu drugiego człowieka.

Mogę za to każdej bliskiej osobie powiedzieć, za co ją cenię i co mi daje jej obecność w moim życiu.

*

Aby święta last minute udały się – potrzebuję akceptacji. Dla siebie i ludzi wokół mnie. Dla niedoskonałości. Krzywej choinki. Stłuczonej bombki.

*

Mogę spróbować, co się stanie, gdy mniej będzie tego, co zewnętrzne, a więcej tego, co autentyczne i ze środka.

Bo jeśli zaczniemy siebie nawzajem głębiej widzieć i słyszeć, to wtedy i smak farszu w uszkach zejdzie na trzeci plan.

*

Marana tha !


Opublikowano