5.20. Przecierasz oczy. Patrzysz przez okno, nie wyściubiając jeszcze nosa spod ciepłej pościeli. Ciemno. Zimno. Pada… Wstajesz leniwie i powłóczysz nogami w kierunku łazienki. Po drodze słuchasz pierwszych dźwięków zaspanego radia. Zakładasz sweter i czapkę – szkoda czasu na układanie włosów..
_
16.00. Kończysz pracę. Biegniesz na autobus, jak zwykle w ostatniej chwili. Jeszcze tylko kilka przystanków..byle nie utknąć w korku. Za oknem ciemno. Zimno. Pada. Zbliżając się do schodów uśmiechasz się ukradkiem na widok tylu lampionów trzymanych kurczowo w dłoniach. No tak, wszyscy czujecie się o tej porze dokładnie tak samo..
*
Wchodzisz do kościoła.. Dalej ciemno. Dalej zimno. Dalej wieje. Siadasz na stopniach starego konfesjonału, bo wolnych krzeseł już nie ma. I czekasz, razem z setkami zaspanych/zabieganych ludzi. Jeden ziewa, drugi się trzęsie przytulony do drewnianej ławki. Czekacie, aż On przyjdzie i sprawi, że nic w waszym życiu nie będzie już takie samo, jak przedtem.
Nagle rozlega się śpiew. 'Niebiosa rosę spuśćcie nam z góry…’ Śpiewa ten, kto zna słowa i ten, kto ich nie zna. Jedna świeca odpala się od drugiej…
„Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie..”
Rozpoczął się rok liturgiczny. Znowu nastał Adwent. Zawsze pojawia się zbyt wcześnie. Przypomina, że do drzwi puka już Boże Narodzenie. Znowu trzeba będzie łamać sobie głowę nad znalezieniem prezentów, nie mówiąc już o strachu, że te wydatki nas zrujnują. I choć nie ma niczego złego w zewnętrznych przygotowaniach do najważniejszych dni w roku, to czas poprzedzający Boże Narodzenie sprowadzony do mycia okien, wyboru prezentów i gotowania w ilościach, które zadowoliłyby mały oddział wojska nie ma nic wspólnego z Adwentem (łac. adventus – przyjście).
Św. Cyryl Jerozolimski pisał: „Głosimy przyjście Chrystusa – nie tylko pierwsze, ale i drugie, o wiele wspanialsze”. Czy w naszej- już rozpoczętej, przedbożonarodzeniowej gorączce znajdzie się miejsce na informację o końcu świata? Nie mówiąc o pogłębionej refleksji nad „drugim przyjściem”? Przecież będąc chrześcijanami – oczekujemy, a przynajmniej powinniśmy to sobie ciągle na nowo uświadamiać.
By zdążyć na święta, trzeba… zwolnić!
Zróbmy więc wszystko, abyśmy nie wpadli na nie zadyszani, i z plastikowymi reklamówkami w rękach powiedzieli: „To już”?
Czas Adwentu ma przygotować nasze serca na narodzenie się Jezusa Chrystusa. Przed wiekami, kiedy „nadeszła pełnia czasów, zesłał Bóg Swojego Syna Jednorodzonego” (Ga 4, 4). Dzisiaj Historia Zbawienia zatacza swoje koło w liturgii Kościoła. To ona prowadzi nas do miejsca Nowego Narodzenia, którym w tym roku nie będzie już Betlejem, ale serce każdego z nas.
Adwentowe oczekiwanie dzielimy na dwa okresy. Od pierwszej niedzieli Adwentu przez dwa tygodnie czekamy na powtórne przyjście Chrystusa, czyli na paruzję. O tym wydarzeniu usłyszymy w tym czasie w mszalnych czytaniach. Będzie też sporo o sądzie ostatecznym i nawróceniu.
Druga część Adwentu to okres od 15 do 24 grudnia. To już czas bezpośredniego przygotowania do świąt Bożego Narodzenia.
Cztery niedziele Adwentu – trzy fioletowe i jedna różowa..
W czasie Adwentu księża odprawiają msze św. w fioletowych ornatach. To kolor, który ma symbolizować walkę między duchem a ciałem – powstał z pomieszania błękitu, który wyraża to, co duchowe, i czerwieni – koloru oznaczającego cielesność. Połączenie tych kolorów ma też symbolizować zjednoczenie tego, co boskie, z tym, co ludzkie, które dokonało się dzięki wcieleniu Chrystusa.
W trzecią niedzielę Adwentu, tzw. niedzielę Gaudete, a po polsku po prostu niedzielę radości, księża odprawiają msze – dla odmiany – w różowych ornatach (podobno niektórzy bardzo z tego powodu cierpią). Skąd ten kolor? Róż ma wyrażać przewagę światła nad ciemnością i przypominać, że zbliża się już Boże Narodzenie.
Każdą kolejną niedzielę Adwentu symbolizuje jedna świeca.
W czasie mszy św. (z wyjątkiem rorat) nie śpiewamy hymnu „Chwała na wysokości Bogu”, ale nie jest to – jak w Wielkim Poście – znak pokuty, tylko oczekiwania na uroczyste odśpiewanie tego hymnu w noc narodzenia Jezusa.
Roraty – msze święte ku czci Maryi..
Roraty to odprawiane od poniedziałku do soboty, wcześnie rano lub w godzinach popołudniowych msze św. ku czci Najświętszej Maryi Panny. W niektórych kościołach rano jest jeszcze opcja extra, czyli laudesy – jutrznia z godziną czytań, odprawiane mniej więcej godzinę przed roratami. Ostatnie tradycyjnie odbędą się 24 grudnia.
Nazwa “roraty” pochodzi od pierwszego słowa łacińskiej pieśni na wejście śpiewanej w okresie Adwentu – “Rorate coeli” (Niebiosa, spuśćcie rosę). Rosa symbolizuje łaski otrzymane dzięki przyjściu Jezusa na ziemię i przyjęciu przez Niego ludzkiej natury. Pieśń ta jest zapowiedzią zbawienia, którego dokona nowo narodzony Jezus.
Roraty rozpoczynają się w ciemności, mrok rozświetla tylko blask świec i lampionów, światła włącza się dopiero, gdy w kościele rozbrzmiewa „Chwała na wysokości Bogu”. W niektórych miejscach na roratnich Mszach na początku, w procesji z kruchty kościoła do ołtarza z lampionami w ręku idą dzieci. Lampion lub świeca to symbol czuwania, a także radości ze zbliżającego się przyjścia Chrystusa. Ważnym symbolem jest zapalana podczas mszy świeca roratnia, przewiązana białą lub niebieską wstążką i udekorowana mirtem. Świeca symbolizuje Maryję niosącą Chrystusa.
Czuwaj!
Adwent to czas, w którym możemy – z większą uwagą, niż na co dzień – przyjrzeć się swoim motywacjom, relacjom, zrobić remanent duszy. To też dobry czas, by zrobić coś dla innych! Ale zawsze w obecności Boga! Jeśli zaś chodzi o wyrzeczenia – trzeba znaleźć więcej czasu na modlitwę – czuwanie serca.
Siostra Faustyna u progu Adwentu 1936 roku pisała:
Matka Boża pouczyła mnie, jak się przygotować do święta Bożego Narodzenia. Widziałam Ją dziś bez Dzieciątka Jezus; powiedziała mi: Córko moja, staraj się o cichość i pokorę, aby Jezus, który ustawicznie mieszka w sercu twoim, mógł wypocząć. Adoruj Go w sercu swoim (Dz. 785).
Na świętach może zabraknąć wielu rzeczy. Nie może jednak zabraknąć w nich Jezusa i ludzkiej życzliwości. Dlatego wykorzystaj czas adwentu na porządny duchowy remont i pamiętaj:
..czasem oczekiwanie jest już miłością
Zadzwoń do kogoś, kto czeka na twój głos.
Napisz list.
Pozałatwiaj sprawy wciąż odkładane „na jutro”.
Umów się na kawę od miesięcy ustalaną na „kiedyś”.
I poczytaj w końcu katechezy papieża Franciszka!
Nie zadowalaj się przeciętnością, bo jesteś powołany do czegoś więcej.
Zrezygnuj z tego, co bezsensownie pożera twój cenny czas.
Wycisz się i oddaj ster we właściwe Ręce 🙂
Jeżeli chcesz chodzić na roraty, nie traktuj ich jak wyzwania. Po prostu bądź. Bóg cieszy się z każdej chwili, w której chcesz skupić się na Nim. Wyznacz chociaż dwa dni w tygodniu, kiedy poranek albo wieczór rezerwujesz na roraty. Zakreśl to sobie w kalendarzu: kawa z Tatą ! 🙂
Nie zapomnij też o spowiedzi. Nie odkładaj jej na ostatnią chwilę. I pamiętaj: to wszystko dla Ciebie, twojego duchowego komfortu, nastrojonego serca, by zdążyć na Boże Narodzenie.
Pomyśl o jakiej relacji z Bogiem zawsze marzyłeś. Może w 2021 roku wreszcie zaczniesz polegać na Nim, nie na sobie? 🙂
A potem zrób coś dobrego. Dziel się miłością – blachą szarlotki, termosem z kawą, dobrym słowem w sklepie, uśmiechem w korporacji.
Bo „w życiu nie zawsze możemy robić rzeczy wielkie, ale możemy robić rzeczy małe z wielką miłością” (Matka Teresa).
🙂 🙂 🙂
ZAMÓW WYPOMINKI ZA ZMARŁYCH
Wypominki oktawalne (1 – 8 listopada br. o godz. 16:30 różaniec, o godz. 17:00 Msza oktawalna za zmarłych)
Wypominki roczne 2021/2022 (od 14 listopada w każdą niedzielę o godzinie 8:40 z Koronką do Bożego Miłosierdzia) przyjmujemy w zakrystii i kancelarii parafialnej.
Kartki na wypominki znajdują się na stolikach przy filarach w kościele.
Istnieje inna możliwość zgłoszenia wypominków za zmarłych – tj. przez konto parafialne składając ofiarę, a w tytule wpisując: roczne lub oktawalne, a także imiona i nazwiska zmarłych.
NUMER KONTA PARAFIALNEGO: 28 1140 2004 0000 3802 7701 6432
..kolejne w naszym życiu..
..co roku uczymy się ich od dziecka.. ..rodzinne wyprawy na groby bliskich rozsianych po wielu cmentarzach.. często pośpiech i para z ust.. czasem rodzinne wspomnienia, by nie zapomnieć, kim jest osoba, której nazwisko widzimy na grobie..
..lecz dopiero ostatnie dni z najbliższą osobą są jednym z najważniejszych doświadczeń w naszym życiu.. to czas bardzo trudny, ale jednocześnie niezwykły, który bez wahania traktujemy jak cenny dar.. i dopiero tutaj.. nad tym bliskim sercu grobem doświadczamy, że łącząca nas więź z ukochaną osobą wcale nie została zerwana w momencie jej śmierci.. dalej się plecie, tylko w inny sposób..czujemy na co dzień jej obecność..
To już kolejne listopadowe święta w naszym życiu.. Damy się przez chwilę porwać wlewającej się cmentarną bramą rzece ludzi. W dłoniach niezliczone siatki z kulami barwnych chryzantem, brzdękające znicze, wieńce z iglastych gałązek. Ogromne bogactwo ozdób, wstążek, kwiatów i kolorów.
To czas na odwiedziny. Jeszcze tylko odnalezienie dobrego adresu – numeru wiecznego mieszkania: alei, rzędu albo nieco tajemniczego „XIV, 4”, „A3 tuje” lub „284a Wprost”. A gdyby tak wtedy spojrzeć na nas z góry, czy można byłoby dostrzec w tej cmentarnej przestrzeni niezwykłe przenikanie żywych i zmarłych? Przemieszani.. Współobecni..
Tak. Dopiero tutaj zdajemy sobie sprawę, jak blisko są ci, których nie ma już z nami na tym świecie. Przecinamy codziennie zostawione przez nich ślady, powtarzamy gesty, które oni robią razem z nami – już niewidzialni.
Na cmentarzu naśladuję nieświadomie kroki Mamy. Tyle razy szłyśmy tymi alejkami. Łapię się na tym, że teraz tak jak ona układam gałązki świerku na grobie pradziadków, wybieram podobne naturalne wianuszki i małe chryzantemy, które by jej się spodobały. Uczyła mnie tego. Teraz jestem jej rękami. Robimy to razem. Gdy wyrabiam ciasto z jednej z zapisanych receptur, prawie czuję, że dotykamy swoich dłoni zanurzonych w mąkę.. „Ma być cienko, jak najcieniej” – za każdym razem w głowie słyszę głos Mamy – a moje dłonie automatycznie powtarzają jej gesty. Śledzę je w pamięci. Wystarczy jeden impuls, skojarzenie, a rozwiązuje się worek ze wspomnieniami. Gdy siedzę przy naszym stole i dotykam dłonią nowo zakupionej serwety, od razu gdzieś obok obecna jest ona. „Mamo – i co, nie jest piękna?”. Gdzieś pod powiekami widzę wtedy jej uśmiech. Namacalnie jej nie ma, ale często czuję, że towarzyszy mi. Niektóre moje gesty są jej gestami. Niosę ją w sobie. Wspominam. Opowiadam. Uobecniam.
*
Chwila śmierci jest chwilą początku innego życia — ale przecież ja to będę nadal ja, ty zaś będziesz ty. Apostoł Paweł, ten sam, który spotkał Zmartwychwstałego, napisze: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował” (1 Kor 2,9). I na tę chwilę, na dzień zanurzenia się w to inne, oczekiwane, ale wciąż moje życie czekamy.
*
Oczywiście nie bez obaw. To przecież JA tam pójdę. Ja — z całym inwentarzem i dobytkiem lat przeżytych na tym świecie. Pójdę, by stanąć oko w oko z Dobrem — tak przecież można nazwać Boga. A we mnie nie samo dobro. Zła też wiele. I obojętności wiele (a obojętność nie jest dobrem). Słabości wiele, ale i przewrotności wiele. Jednym słowem grzechu wiele. Mojego grzechu i mojej winy. Jakże stanę wobec Boga? Jak pokażę się przed Twórcą i Miarą wszelkiego dobra?
*
W takim momencie chciałabym mieć kogoś obok siebie. Na szczęście będzie ten Ktoś — jest nim Jezus. On jest wszystkim. Ale On nie jest sam. Z Jezusem są wszyscy, którzy Mu uwierzyli. Zatem chwila śmierci — mimo że jest najbardziej samotną chwilą życia — nie pozostawi mnie w zupełnym opuszczeniu. I wtedy — już na drugim brzegu — zacznie się trudny odcinek mej drogi do domu Ojca. Drogi, na której będę musiała zostawić wszelkie pozostałości zła, jakim obciążyłam swoje sumienie. Nasza tradycja nazywa to czyśćcem. Jak długa będzie ta droga? Nie pytam ani o czas, ani o odległość. Tam będą inne miary. Patrząc na siebie i ludzi wokół mnie, widzę ogromne różnice dojrzałości w dobrym. Z tego wnoszę, że ta droga ku odwiecznemu Dobru niejednakową dla nas będzie. Chciałabym w tej drodze mieć kogoś obok siebie. Będzie Zbawiciel. Będzie Jego krzyżowa, zwycięska ofiara. Z Nim będzie modlitewna pamięć tych, którzy już są w domu Ojca, i tych, którzy są jeszcze w drodze przez ziemię. Modlitewna pamięć… Najwięcej znacząca, gdy modlący się jest najbliżej Zbawiciela. A zatem Msza święta i zjednoczenie z Nim w Komunii. Ta modlitwa znaczy najwięcej. Dopiero na jej przedłużeniu są wszystkie inne modlitwy — i te mówione, i te śpiewane. Ale i te, których nie nazywamy modlitwą, a przecież mogą się w modlitwę przemienić. To przynoszone na grób kwiaty, zapalane znicze. Wiem, mogą być tylko wyrazem pamięci. Wszystko zależy od tego, co wypiszemy w sercu. A na pomniku? Niechby już lepiej przypominał, że bardziej od pamięci potrzebna jest modlitwa.
***
Tęsknimy za nieśmiertelnością, a zarazem robimy wszystko, aby o niej nie myśleć. Ten paradoks dostrzegamy w polskiej tradycji przeżywania Wszystkich Świętych i Zaduszek. Można odnieść wrażenie, że pospiesznie omijamy dzielenie radości ze świętymi, koncentrując się na grobach, zniczach i wieńcach.
Zbyt wcześnie schodzimy z nieba na ziemię, przywdziewając minorową maskę zadumy i smutku, albo próbujemy obłaskawić śmierć, czyniąc z niej przedmiot zabawy. Jakby nagłe zderzenie z cieniem śmierci wprawiało nas w stan zagubienia. Jakby los błogosławionych nas nie dotyczył. Jakby święci byli postaciami z bajki lub przybyszami z kosmosu, oderwanymi od naszego codziennego życia. Jakbyśmy nie wierzyli, że świętość jest możliwa.
Tymczasem Uroczystość Wszystkich Świętych jest jednym z radośniejszych dni w roku, świętem żywych – świętem nieba. Jest to dzień imienin wszystkich zbawionych. Nie tylko świętych wielkich, znanych heroicznych męczenników, budzących podziw, ale również zwyczajnych, prostych, o których wiemy niewiele.
Ciągnęło ich, jak się zdaje, potężne pragnienie Boga. I ono właśnie często było powodem trudów i cierpienia. Bo przecież łatwiej byłoby czasem się poddać. Ale najwyraźniej nie potrafili inaczej. Miłość była silniejsza.
*
Choroby, kryzysy w rodzinie, odrzucenie.. Różnica między świętymi a nami jest taka, że święci idą w ciemno za Chrystusem, a my próbujemy chwytać się innych desek, nie tych z krzyża.
*
I jeszcze jedno. Wbrew pozorom, święci wcale nie “śpią i odpoczywają w pokoju”, jak zwykliśmy prosić o to dla zmarłych, mając na myśli uwolnienie od znojów i cierpień obecnego życia. Nasi błogosławieni bracia i siostry są raczej stale zajęci. Wyraża to prawda o “obcowaniu świętych”, czyli istniejącej dobroczynnej więzi między Bogiem, mieszkańcami nieba, a pozostałymi członkami Ciała Chrystusa. Święci żyjący w świecie rozlewają dobro wokół siebie, stając się kanałami boskiej miłości do ludzi. Z kolei święci rozkoszujący się oglądaniem Boga, również myślą o naszym dobru, ponieważ Bóg, w którego się wpatrują, ciągle o nas pamięta. Mogą nam przekazać Jego dary, umocnić w wierze, dodać siły w przeciwnościach, wskazać drogę, rozproszyć ciemności, jeśli ich o to poprosimy.
Tak naprawdę to święto jest również naszym świętem, bo wszyscy jesteśmy powołani do świętości; wszyscy jesteśmy zaproszeni do życia w miłości Boga.
2 listopadaKościół katolicki wspomina wszystkich wiernych zmarłych. Dzień Zaduszny to czas szczególnej modlitwy do Boga, by zmarli mieli udział w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy po śmierci potrzebują oczyszczenia w miłości, czyli czyśćca, który jest „przedsionkiem nieba”.
Najcenniejszy skarb.. pewny klucz do nieba..
Msza Św. jest największą pomocą, jaką możemy ofiarować naszym zmarłym!
Ile kar czyśćcowych gładzi jedna Msza św., nie wiadomo. Ale to wiemy z nauki Kościoła, że szczególnie ofiarą Mszy św. pomóc możemy duszom w czyśćcu cierpiącym. Msza św., w czasie której sam Jezus Chrystus modli się do swego Ojca, składa Ofiarę ze swego życia, jest najpotężniejszym sposobem do zmniejszenia cierpienia dusz i zbliżenia ich do Nieba…
O gdybyśmy wiedzieli, jakiego pokrzepienia dostępują te dusze przez Mszę św., jak pilnie staralibyśmy się o nie.. A jeżeli ani jednej Mszy św. za nie zamówić nie możesz, to przynajmniej słuchaj – uczestnicz w wielu Mszach św. za nich, proś twych przyjaciół, żeby jednej lub kilka Mszy św. dla nich wysłuchali, ponieważ przez nią łatwo wybawione być mogą.
Św. Hieronim zapewnia nas, że gdy odprawia się Msza Św. za duszę w czyśćcu, siła ognia niejako jest zawieszona i przez cały czas ofiary Mszy Św. ona nie cierpi. Owszem, zapewnia, że każda Msza Św. uwalnia wiele dusz z czyśćca i wprowadza je do Nieba.
Dlatego składajmy ofiarę na Mszę święta za zmarłą osobę. Odświeżmy w swojej pamięci tradycję zamawiania za zmarłych Mszy św. zwanych gregoriańskimi, czy też Nowennę 9 Mszy św., lub Msze św. wieczyste.
Wypominki to nie kościelna lista nieobecnych..
Wypominamy Panu Bogu naszych zmarłych.Każdą jedną śmierć. Każdego jednego drogiego człowieka, który odszedł, którego nam zabrakło. Zawsze za wcześnie. Wypominki. Modlitwa nietajonej pretensji.
Kiedy to sobie uświadomimy, budzi się w nas od razu religijny instynkt bronienia Pana Boga. No bo jak to tak? Wypominać coś Panu Bogu? Nieładnie. Nie wolno. Tylko czy Pana Boga trzeba bronić? Czy On potrzebuje naszej obrony?
Dziecko, które potknęło się o kamień i rozbiło kolano, głośno płacze. Przez ten głośny płacz natarczywie domaga się uwagi matki lub ojca. Jest rozżalone. Ma pretensje. Do rodzica? Nie. Do świata, do życia, do kamienia. Jeśli jest bardziej refleksyjne, to może i trochę do samego siebie.
Wypominki to taki płacz. Natarczywie żalimy się Panu Bogu, że ten i ten, i tamta, i jeszcze tamten drogi nam człowiek umarł.
Śmierć to kamień, o który się potykamy. Nie mamy pretensji do Pana Boga. Ale nie podoba nam się, że świat i życie są tak urządzone, że trzeba się potykać. Rozbite o śmierć kolano boli. Nieraz bardzo boli. Więc płaczemy głośno i natarczywie, i zgłaszamy Ojcu swoją pretensję.
Żalimy się, jednocześnie wierząc, że ostatecznie ma On moc uśmierzyć nasz ból i rozprawić się z grobowym kamieniem. Ich i naszym.
I to jest istotą tej modlitwy. Jak zasmarkany z płaczu malec pokazujemy Ojcu palcem: Zobacz! Tam! Ten konkretny grób tego konkretnie kochanego człowieka. Boli! Ja nie dźwignę tego grobowego kamienia, ale Ty: tak. Dźwignij i odrzuć go daleko, żeby już nikt nigdy się o niego nie potknął!
Wypominki jednorazowe czytane są na cmentarzu. Również odczytywane są w listopadzie, miesiącu szczególnej pamięci modlitewnej za zmarłych.
Wypominki oktawalne odczytywane są przez osiem dni od Uroczystości Wszystkich Świętych i często połączone z nabożeństwem różańcowym i Mszą św.
Wypominki roczne czytane są przez cały rok przed ustalonymi niedzielnymi Mszami św. lub w innym czasie przyjętym przez parafię.
Odpusty za zmarłych..
..są bezcenne!!! – powiedziały dusze czyśćcowe do Maryi Simmy..
Odpust dotyczy tych osób, które nie są jeszcze w pełnej jedności z Bogiem. Są w stanie czyśćca. Potrzebują oczyścić jeszcze swoją duszę przed pełnym radości spotkaniem z Chrystusem. Możemy im naprawdę pomóc!
W dniach 1 – 8 listopada mamy wyjątkową szansę na to, aby nasi najbliżsi mogli osiągnąć chwałę Nieba! W każdy z tych dni można zdobyć odpust dla jednej osoby cierpiącej w czyśćcu.
Odpust, który mamy okazję uzyskać za zmarłych może być zupełny lub cząstkowy. Zupełny oznacza, że naszemu zmarłemu zostaną darowane wszystkie kary czyśćcowe, cząstkowy zaś że zostanie darowane tylko część kar czyśćcowych.
Odpust zupełny za zmarłych uzyskujemy, gdy spełnimy następujące warunki:
1.Należy pragnąć, mieć intencję uzyskania odpustu dla danej osoby.
2. Odbyć sakramentalną spowiedź (stan łaski uświęcającej). Nasze czyste serce jest podstawowym warunkiem skierowania się ku Bogu. Warunek przystąpienia do spowiedzi nie oznacza, że musimy chodzić codziennie do spowiedzi. Wystarczy pójść raz na początku czynności odpustowych, a potem nawet codziennie spełniać pozostałe warunki odpustowe za poszczególnych bliskich zmarłych. Zatem po jednej spowiedzi można uzyskać wiele odpustów zupełnych.
3. Przyjąć Komunię Świętą. Komunia jest najściślejszym zjednoczeniem z Chrystusem tu na ziemi. Zmarły poprzez mistyczną wymianę darów, jaka istnieje w Kościele, otrzymuje siły do dążenia ku całkowitemu zjednoczeniu się z Chrystusem w Niebie. Po jednej Komunii Świętej można uzyskać tylko jeden odpust zupełny.
4. Pomodlić się w intencjach polecanych przez Papieża. Gdy mówimy o modlitwie w intencji polecanej przez Papieża, to nie chodzi tu o modlitwę np. o zdrowie dla Ojca Świętego. Należy się pomodlić w intencji, która jest bliska Następcy św. Piotra. Na każdy miesiąc ogłaszane są papieskie intencje apostolstwa modlitwy. Również Papież w swych przemówieniach wzywa do modlitw w szczególnych intencjach, np. o pokój w świecie, za misje, za Kościół, za grzeszników. Modląc się w tych intencjach, dajemy świadectwo, że zarówno my, jak i nasz zmarły, tworzymy mistyczną wspólnotę z całym Kościołem. Tym samym, że nie są nam obojętne sprawy, jakimi żyje Kościół zarówno ten ziemski, jak i ten oczyszczający się w czyśćcu. Po jednej modlitwie w intencjach Papieża można uzyskać tylko jeden odpust zupełny. Warunek modlitwy w intencji Papieża będzie całkowicie spełniony przez odmówienie „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”. Pozostawia się jednak wiernym możność odmówienia jakiejkolwiek innej modlitwy zgodnie z ich pobożnością.
5. Wypełnić czynność obdarzoną odpustem – nawiedzić pobożnie cmentarz i równocześnie pomodlić się za zmarłych, choćby tylko w myśli, w dniach od 1 do 8 listopada. Czyniąc to możemy zyskać codziennie odpust zupełny, który można ofiarować jedynie za zmarłych. Za nawiedzenie cmentarza w inne dni – odpust cząstkowy, który można ofiarować jedynie za zmarłych.
Za pobożne nawiedzenie kościoła lub kaplicy w Dniu Zadusznym lub w najbliższą niedzielę lub w uroczystość Wszystkich Świętych i odmówienie w nim „Ojcze nasz” i „Wierzę” można zyskać odpust zupełny, który można ofiarować jedynie za zmarłych.
Pamiętajmy, że cmentarz i groby – to święty i widzialny znak tych, którzy odeszli. Przychodząc tam i modląc się, zbliżamy się w duchu do tego niewidzialnego świata. Wszystko, co nas tam otacza, przypomina nam o nim.
6. Wykluczyć wszelkie upodobania do jakiegokolwiek grzechu, nawet lekkiego – trzeba zatem wykluczyć na przyszłość dobrowolne i świadome powtarzanie grzechów ciężkich i lekkich, tzn. nie wolno u siebie tolerować złych przyzwyczajeń lub dobrowolnie trwać w jakimkolwiek nałogu. Brak takiej wolności – wyklucza możliwość uzyskania odpustu zupełnego.
Chodzi więc w tym punkcie o takie nastawienie naszej woli, żeby odwrócić się od wszelkiego zła, nawet tego najmniejszego. Starać się tak czynić, żeby nie poddawać się złu. Im dłużej trwa ten stan, tym większa szansa, że uzyskamy odpust zupełny dla naszego zmarłego. W ten sposób odpust za osobę zmarłą jest nie tylko pomocą dla niej, ale uświęca również nas! Jeśli uzyskamy odpust zupełny dla zmarłego, oznacza to, że będzie się on już cieszył radością zbawienia.
Ten warunek jest dla każdego z nas najtrudniejszy do wypełnienia. Pamiętajmy jednak, że chodzi tu o rzecz najważniejszą dla każdego człowieka: życie z Bogiem – czyli zbawienie.
Trzy warunki – spowiedź, Komunia Święta, modlitwa w intencji Papieża mogą być dopełnione w ciągu wielu dni przed lub po wypełnieniu przepisanej czynności. Musi być jednak między nimi łączność.
Czy dopełniliśmy wszystkich warunków zyskania odpustu – o tym wie tylko Bóg.
Pamiętajmy też, że kto za życia często zdobywa odpusty dla dusz czyśćcowych, ten szybciej niż kto inny otrzyma w godzinie śmierci łaskę odpustu zupełnego. Chciejmy więc gorliwie czerpać z tego skarbca łask, który nam Jezus przez swoje cierpienia wysłużył i przez swój Kościół podaje.
Jako wierzący w prawdziwą obecność Jezusa w Eucharystii, wiemy, że w Niej kryje się siła i moc, która rozwiewa nasze troski, łagodzi nabrzmiały ból tęsknoty za zmarłymi, a im skraca czas oczyszczenia. W tej listopadowej zadumie, wpatrując się w cmentarny płomyk szarpany wiatrem, starajmy się usłyszeć głos niewidzialnego Pana, głos zapisany w Ewangelii św. Łukasza: „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. Nieśmy zatem dzień po dniu modlitwę za zmarłych, aby doszli jak najszybciej do Boga i Jego miłości.
***
Do butów czepiają się liście jak dusze żebrzące o litość a zniczów języki liżą płachtę dymną przypaloną wonią kadzideł
chryzantemy drobnolistne w zimnym uścisku całują cmentarne tablice
w procesji zawodzą pacierzem co ma nieść się błagalnie ku niebu o litość dla świętej ziemi w której położeni najbliżsi…
… i najdalsi gdzieś za oceanami
wszystkim daj pokój Panie i tym nie pogrzebanym a zwłaszcza nie rozgrzeszonym największą łaskę podaruj w dniu Świętych Obcowania Jadwiga Zgliszewska
***
„..nie ma takiej prośby, która nie byłaby wysłuchana przez Pana Boga, jeśli jest ona zanoszona za przyczyną dusz w czyśćcu cierpiących.”
Boże miłosierny, z tronu Twojej chwały wejrzyj na biedne dusze w czyśćcu cierpiące. Wejrzyj na ich karanie i męki, jakie ponoszą, na łzy, które przed Tobą wylewają. Usłysz ich błagania i jęki, którymi wołają do Ciebie o miłosierdzie. Zmiłuj się nad nimi i odpuść im grzechy. Wspomnij, najłaskawszy Ojcze, na Mękę, którą Twój Syn podjął dla nich. Wspomnij na Krew Przenajświętszą, którą za nich wylał. Wspomnij na gorzką śmierć Jego, którą dla nich podjął i zmiłuj się nad nimi. Za wszystkie ich przewinienia, których się kiedykolwiek dopuściły, ofiaruję Ci przenajświętsze życie i wszystkie czyny Twego najmilszego Syna. Za zaniedbania popełnione w Twojej świętej służbie ofiaruję Ci Jego gorące pragnienia. Za opuszczenie dobrych i zbawiennych spraw ofiaruję Ci nieskończone zasługi Twego Syna. Za wszystkie krzywdy, jakich od nich doznałeś, ofiaruję Ci wszystko, co Ci kiedykolwiek miłego świadczyły. Na koniec za wszystkie męki, które słusznie muszą cierpieć, ofiaruję Ci wszystkie pokuty, posty, czuwania, modlitwy, prace, boleści, Krew i Rany, mękę i Śmierć niewinną, którą z najgorętszej miłości cierpiał za nas najmilszy Twój Syn. Błagam Cię, abyś raczył przyjąć te ukochane dusze do rajskiej szczęśliwości, aby Cię tam wielbiły na wieki. Amen.
W czasie jednego z licznych objawień Jezus podyktował św. Gertrudzie modlitwę za dusze w czyśćcu cierpiące. Obiecał, że za każdorazowe jej odmówienie uwolni z czyśćca 1000 dusz. Modlitwę tę można odmawiać wielokrotnie w ciągu dnia, samemu lub w grupie. Daje to niewyobrażalne wręcz możliwości pomocy duszom, które cierpią w czyśćcu.
Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci, Najdroższą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami świętymi dzisiaj na całym świecie odprawianymi, za dusze w Czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w Kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen.
Zaczytane toruńskie anioły..
..czyli garstka wspomnień i szczypta wiary z sierpniowej pielgrzymki do miasta gotyku..
*
Na ołtarzu w kościele.. w wielobarwnym witrażu.. w galerii z ceramiką.. na straganie.. a nawet w sklepie z piernikami..
Co anioły – i to w takiej liczbie! – robią w Toruniu?
…
..chyba najprostsza odpowiedź brzmi: są.
I to wszędzie!
Małe, duże, ceramiczne i drewniane, gipsowe, ze szkła, masy solnej i z ..piernika.
Zerkają z wystaw galerii i ulicznych straganów, unoszą się w powietrzu, spoglądają ze ścian budynków..
Ubrane zgodnie z modą secesyjnych detali architektonicznych siedzą w oknach, czytają książki..
*
Przed rokiem przyleciał..
Tak zamyślony i zaczytany, że o mało swym skrzydłem nie przewrócił kwiatka w doniczce..
Dalej czyta – jakby nigdy nic.. Moją drogę poznał wcześniej ode mnie Jak to Anioł…
*
..czekają też w sklepach z pamiątkami, gdzie przybierają najrozmaitszą postać: od drewnianych płaskorzeźb po pękate od mąki figury..
Rzeczywiście Toruń lubi anioły… A może to anioły polubiły to miasto…?
*
Już na samym początku, w Sanktuarium Maryi Gwiazdy Nowej Ewangelizacji przywitał nas nie kto inny, jak Michał Archanioł u boku Matki Bożej Anielskiej, i to w ukrytym otoczeniu anielskich chórów..!!
Ceramiczny wizerunek Matki Bożej Anielskiej zachwyca! To spotkanie wywołuje tyle myśli i wrażeń, że koniecznym jest stanąć na chwilę, by móc je wszystkie ogarnąć w sobie..
Chórów Anielskich przepiękne hymny Na chwałę Bożą brzmią nieustannie I Magnificat na cześć swej Pani, Królowej Nieba Maryi Pannie.
Bądź pozdrowiona, zdrowaś Maryjo, Anielska Królowa! Naucz nas słuchać – szeptu Anioła -Świętego Ducha – w tej ciszy kościoła..
*
Z kolei Anielskie Chóry ukryte w kutych poręczach nieustannie towarzyszą modlitwie zebranych..
Niesamowita, zdumiewająca wizja artysty, który w tak niepozornym przedmiocie, jak poręcz – ukrył najważniejsze przymioty istot duchowych – naszych Aniołów Stróżów.
*
Nie pukają. Porywają serca w Bożej Miłości. Są tutaj. Niedostrzegalne. Klęczą. Wchodzą w moich słów szczeliny. Przepraszają Boga, uwielbiają Pana, ze mną – wszędzie ich pełno.
*
*
Aniele Boży, który nie śpisz wcale, a serce Twoje czuwa jak płomyk lampki wiecznej.. za chwilę modlitwę jak świecę zapalę by było jaśniej i bezpieczniej..
*
Pod krzyżem Zbawcy, gdy wiara i miłość Rzuciły w żalu Golgoty pochyłość, Kiedy odchodził setnik do bram miasta, Gdy włos stargany wiązała niewiasta, Gdy noc zgłuszyła żołnierstwa okrzyki..
Jam został jeden i słyszałem z drżeniem Jęk Boga… Ziemio! módlmy się milczeniem!
*
* Aniele Boży, który nie śpisz wcale..
Przypomnij mi proszę starca Symeona, co nazwał Jezusa światłem Niegasnącym.. gdy moja wiara, jak lampa zgaszona zapomni o Bogu jaśniejszym niż słońce.
*
*
Pomóż się nie bać tych z sercem zgaszonym.. co chcą złym śmiechem zgasić mi nadzieję.. Rozkołysz w mym sercu wielkanocne dzwony, I powtarzaj: ten zwycięża, kto się ostatni śmieje!
*
Przed wejściem spoglądamy na Kościół. Wyróżnia go wielka ażurowa, 320-tonowa kopuła zwieńczona koroną, widoczną z odległej przestrzeni miasta..
Nic dodać, nic ująć.. nie trzeba zbyt długo się zastanawiać, komu dedykowana jest ta świątynia..
W Królowej nieba koronie.. uśmiecha się w słońcu, zda się i w zorzy zachodniej płonie..
*
Ale zaraz, zaraz.. czy to szum skrzydeł nad nami..?
..co prawda umknęło nam to wizualnie, stojąc fizycznie przed kopułą.. jednak teraz widać dokładnie na płatach korony.. ..srebrne płaskorzeźby aniołów!
Na placu kościelnym znajduje się brama, w której umieszczono wielki krucyfiks z cytatem Cypriana Kamila Norwida 'Krzyż stał się nam bramą.’
Dalej na mostku prowadzącym do świątyni, znajdującym się nad fontanną, pozdrawia św. Jan Paweł II.
Sanktuarium to jest również pewnym wotum wdzięczności za Jego pontyfikat.
Bardzo wymownym dopełnieniem tego wizerunku jest rzeźba zatytułowana Święty Piotr Rybak: „Ostatni połów”, znajdująca się po drugiej stronie świątyni, również nad fontanną w tym samym stylu..
To piękne artystyczne dzieło skłania do postrzegania tych dwóch odrębnych obiektów, jako jednej całości.
*
Wchodzimy na pierwsze piętro.. droga pokutna kieruje nas do prezbiterium, gdzie znajduje się relikwia krwi świętego Jana Pawła II..
Ołtarz jest wierną repliką prywatnej kaplicy Jana Pawła II w Watykanie. Sufit wypełnia piękny witraż, zaś centralne miejsce zajmuje duży krucyfiks, przy którym umieszczono obraz Matki Bożej Częstochowskiej.
W czasie swojego pontyfikatu Ojciec Święty zawierzał Jasnogórskiej Pani wszystkie sprawy Kościoła i świata. Teraz również, z brewiarzem otwartym na stronie z Uroczystości Matki Bożej Królowej Polski – wskazuje na tabernakulum i obraz Maryi..
*
Wiele do powiedzenia mają tu dwie mozaiki umieszczone po obu stronach krucyfiksu: ścięcie św. Pawła po prawej i ukrzyżowanie św. Piotra po lewej stronie..
Jest chwila, by się zatrzymać..
..zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus – właśnie patrzymy na nasz początek, tj. początek Kościoła..
*
Losy dwunastu uczniów, jak ślady zasypywane latami piaskiem – giną w mrokach historii. Nowy Testament nie zajmuje się szczególnie ich dziejami, ale z pism wczesnochrześcijańskich i źródeł pozakanonicznych mniej więcej wiemy, co się z nimi stało..
Piotr został ukrzyżowany głową w dół w cyrku Nerona na zboczu Wzgórza Watykańskiego..
Andrzeja rozciągnięto na krzyżu w kształcie litery X, która w języku greckim jest pierwszą literą imienia „Chrystus” (nawiasem mówiąc ta forma została nazwana „krzyżem świętego Andrzeja” i obecnie jest ustawiana przed przejazdami kolejowymi jako drogowy znak ostrzegawczy, dlatego warto wspomnieć sobie o tym fakcie czekając np. na przejeżdżający pociąg)..
Śmiercią męczeńską poprzez ukrzyżowanie zginęli też Jakub, Filip i być może Szymon oraz Juda Tadeusz..
Mateusz i Jakub ponieśli śmierć przez ścięcie mieczem..
Bartłomiej został obdarty ze skóry, a Tomasz przebity włócznią..
Jan jako jedyny zmarł śmiercią naturalną, a po wydaniu Chrystusa Judasz popełnił samobójstwo.
Straszną śmiercią zginął również ten, który zajął jego miejsce – Maciej – został ukamienowany.
*
Dziś, kiedy świadczenie o Jezusie nie grozi torturami i śmiercią (przynajmniej na terenie współczesnej Europy) – ze smutkiem patrzymy, jak w Niemczech wierni masowo występują z Kościoła, a włoskie bazyliki świecą pustkami.. płaczemy nad płonącymi katedrami we Francji i rozdzieramy szaty czytając o statystykach Kościoła skandynawskiego..
Jak to się dzieje, że w Polsce mniej ludzi straciło wiarę w czasie wojny, niż po 1989 roku?
I czy to już zawsze tak musi być, że bogactwo, dobrobyt i poczucie bezpieczeństwa wprost oddalają nas od Boga sprawiając, że staje się nam mniej potrzebny?
Może tu i teraz, w cieniu tej prywatnej papieskiej kaplicy, w otoczeniu tych, a nie innych postaci świętych męczenników – łatwiej dostrzec impuls tych wszystkich podróży papieża Polaka w jego pontyfikacie bez granic..
..skąd u niego ten nacisk na tożsamość, dbałość o silne korzenie wiary i wciąż niekończące się wołanie: co zrobiliśmy z naszym chrztem..
*
Wychodząc z prezbiterium, zabieramy te myśli ze sobą.. w domu będzie więcej czasu, by móc je poukładać w swym wnętrzu..
Idziemy dalej..
Marmurowa posadzka z cierniową koroną pod stacjami drogi krzyżowej przypomina:
„Zostaw w sobie wszystkie dobre relacje i przyjaźnie, byś umiał bez rozpaczyprzeżyć odejścia i zdrady tych, którzy mieli iść z tobą przez życie”
*
Stacja XII..!
– krzyk przejmującej ciszy Jego miłości do nas..
..za horyzontem krzyża schowała się nadzieja zamknięta w maleńkim ziarenku gorczycy naszej wiary..
*
Tu też czuwają niebieskie duchy..
..są zawsze obok –
jak obłok na górskim szczycie..
*
Wychodzimy na taras, który otacza kościół.. podziwiając okolicę próbujemy zatrzymać czas..
Ja wędrowcem – Tyś mi drogą. Ja jeziorem – Tyś mi wodą. Ja obłokiem – Tyś mi niebem. Ja ustami – Tyś mi chlebem. Ty latarnią – ja Ci statkiem. Ty ogrodem – ja Ci kwiatkiem. Ja Ci światłem – Tyś mi Słońcem. Ty początkiem – Tyś jest końcem.
*
Wokół kościoła, na jego zewnętrznych ścianach, mijamy płaskorzeźbione stacje drogi maryjnej z przedstawieniem 14 sanktuariów Polski i świata..
Poza dobrze nam znaną Madonną z Jasnej Góry, spotkać tu można m.in. tulącą nagie zwłoki żołnierza zamordowanego strzałem w tył głowy Matkę Boską Katyńską..
..afrykańską Matkę Słowa z Kibeho w Rwandzie..
..wietnamską Opiekunkę Pielgrzymów z sanktuarium w dżungli La Vang..
..płaczącą Matkę Bożą Japońską z Akity..
..a nawet Matkę Bożą Dobrego Zdrowia z Vailankanni w Indiach..
..czy Śliczną Gwiazdę Miasta Lwów..
..oraz Matkę Bożą z Guadalupe, Loreto, Fatimy, Lourdes i Tuchowa..
Czy istnieje na świecie kraj, w którym nie byłoby chociaż jednego sanktuarium poświęconego Matce Bożej? Z pewnością nie, gdyż jak widać – Maryja wypełnia świat na wszystkich kontynentach..
*
Matka Boża Królowa świata w zakątkach ziemi ze spokojem nabrzmiałym wiekami czujna i czysta bliska i daleka..
*
Jest jeszcze jeden ważny szczegół tego miejsca – nasz patron..:)
..i radość, bo właśnie odkryliśmy jego kolejny ślad..
Znajduje się tutaj Centrum Kulturalno -Kongresowe Jordanki, w którym organizowane są różnego rodzaju wydarzenia kulturalne.
„Toruński gotyk na dotyk”to hasło, które w bardzo trafny i plastyczny sposób opisuje średniowieczne skarby rozsiane po całym mieście.
Na przykład za nami w tle – „Okrąglak” – neogotycki areszt śledczy.. właściwie przetrwał do czasów współczesnych w niezmienionej formie architektonicznej..
Gród Kopernika właściwie nie ucierpiał w czasach wojennych, dzięki czemu dziś może pochwalić się gotyckimi budowlami najwyższych lotów.
A poniżej Uniwersytet Mikołaja Kopernika – jedna z największych uczelni w Polsce, zarówno pod względem liczby studentów, jak i oferowanych kierunków studiów..
Spacerując uliczkami Starego Miasta podziwiamy piękną architekturę..
Naszą uwagę przyciąga anioł na szczycie jednej z kamienic..
Co on tam robi..?
– strzeże fortecy sumień..?
– zapala pochodnie wiary..?
– gasi zajadłość pychy..?
..może gra w kości o dusze..?
Podchodzimy bliżej..
.. przecież to święty Michał..!
*
No tak.. kamienica pod Aniołem..
Każdego dnia tysiące ludzi przemierza tym przejściem kierując się do lub z przystanku na pobliskim placu.. przechodzą nie myśląc o tym, że ponad sto lat temu ten szeroki tunel służył nie tylko pieszym czy tramwajom, ale i samochodom, które powoli turlały się po Starówce..
..że ta przeciętna, niewielka część obszaru jest bohaterem licznych pocztówek i pamiątkowych zdjęć, jako jednego z symboli miasta..
..że zamiast Łuku Cezara była tu pachnąca pieczywem piekarnia pana Sztuczko..
..dziś możemy sobie tylko wyobrazić roznoszący się po całej ulicy zapach świeżego chleba i dzieci wychodzące z parującym bochenkiem w jednej ręce i oderwaną kromką w drugiej, pochłaniające je z apetytem w drodze do domu..
Lecz czy to właśnie dla tej słynnej piekarni święty Archanioł obrał sobie to miejsce, by swym światłem i pokojem prowadzić dialogi rajskie..?
..pewnie trzeba byłoby zajrzeć tu głębiej w przeszłość, aby to sprawdzić..
Tymczasem my kierujemy się dalej..
*
Miasto ma swój niepowtarzalny urok.. Bogato zdobione, kolorowe kamienice sąsiadują z monumentalnymi kościołami..
Jednym z przykładów wybitnej klasy XIV-wiecznej architektury gotyckiej jest Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny..
Wchodzimy do wewnątrz..
Z ołtarza głównego – w scenie Zwiastowania – pozdrawia Archanioł Gabriel w promienistej Glorii..
..w tryptyku godzin kołysze dzwonem nieba..
a na świetlistej strunie ciszy odsłania się Tajemnica Zwiastowania..
szumią serca Ave Maria w pokornym uniżeniu
szary dzień staje się po trzykroć święty
*
Ponad kolumnami unosi się ogromna korona – symbol królewskiej godności Maryi – którą podtrzymują cztery anioły ze słowami Pozdrowienia Anielskiego.
Bogactwo wyposażenia i ciekawa historia świątyni stwarzają niepowtarzalny nastrój, który dopełniają refleksy światła wpadającego do wnętrza przez dziewiętnastowieczne witraże..
*
Słowa Pańskie spacerują po deptaku dusz..
*
*
Z półmroku wyłania się nadzieja.. świeża woń modlitwy.. nieskończonej pełni blask..
*
Mimo swej monumentalności kościół ten – dzięki wielu pięknym zdobieniom – jest delikatny i pełen wdzięku..
Nad wejściem do prezbiterium uwagę zwraca bogato rzeźbiony łuk tęczowy, na którego szczycie wznosi się wysoki krzyż..
Wybitnym dziełem rzeźbiarskim są również wysokiej klasy artystyczne prospekty organowe z początku XVII w. To najstarszy taki zabytek w Polsce..
Promieniami swej łaski dotykasz pustynnego dna duszy..
W anielskim akordzie poisz muzyką istnienia..
*
Wychodząc z kościoła – nie można przejść obojętnie pośród malowideł ściennych zdobiących nawę południową..
.. tym bardziej, że to polichromie pochodzące z 1380 roku..!
*
Zachwycającą architekturą upakowaną ciasno na historycznej starówce, uroczymi brukowanymi uliczkami, starymi spichlerzami i tajemniczymi podwórkami Toruń trafia nawet w te najbardziej wybredne gusta.
Jest jednak jeden punkt, który sprawia, że można też krzywo spojrzeć na to miasto..
To słynna Krzywa Wieża..
Dlaczego jest przechylona..?
Baszta z końca XIII w. pochyliła się najprawdopodobniej dwa wieki później na skutek niestabilnego gruntu.
Jednak według legendy stała się symbolem odejścia od reguły zakonnej pewnego rycerza. Dlatego dziś jest miejscem, w którym chętni sprawdzają swoją niewinność. Ten, kto zdoła utrzymać równowagę opierając się plecami o ścianę wieży – ma nieskazitelnie czyste sumienie.
*
Idąc dalej wzdłuż fragmentu murów miejskich szybko dotarliśmy nad Bulwar Filadelfijski..
Fale wiślane wspominając dawne kogi kupieckie – przywołują w wyobraźni ruchliwe i pachnące korzennymi przyprawami, pełne gwaru różnojęzycznego, bogate miasto portowe..
Tutaj przy Bramie Klasztornej poznaliśmy historię toruńskich katarzynek.. bo jak się tak głębiej zastanowić, to Toruń w zasadzie jest… mocno piernikowy.
Tak jak słodkimi pysznościami – trudno się Toruniem nasycić, a ceglana zabudowa nawet barwą przywodzi na myśl słynne wypieki..
Sama historia piernika (już prawie 700-letnia) jest pełna tajemniczych bajań. Powstawały one z powodu niepowtarzalnego korzennego smaku i wymyślnych kształtów..
Nie ulega wątpliwości, że nazwa toruńskich katarzynek musi pochodzić od jakiejś Katarzyny.
Najpierw była nią święta Katarzyna, bo już od średniowiecza wywodzi się jedna z najstarszych tradycji toruńskich tj. wypiek dużej ilości pierników na 25 listopada, kiedy to przypada dzień patronki piekarzy – św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
A wszystko po to, by wypieczone pierniki mogły spokojnie dojrzeć do Świąt Bożego Narodzenia..
W legendach toruńskich tę świętą zastąpiła toruńska mniszka benedyktyńska o tym samym imieniu.
Miała ona żyć w klasztorze, położonym na toruńskich Rybakach i odkryć przepis na ciasto, wykorzystując korzenne przyprawy, które do Torunia i do całego państwa krzyżackiego sprowadzali kupcy toruńscy utrzymujący od XIII w. bezpośrednie kontakty handlowe ze Lwowem..
*
Kierując się w stronę Domu Kopernika, odkrywamy kolejne oblicza Starego Miasta..
..przy ulicy Rabiańskiej unosi się słodki zapach goździków, miodu i cynamonu.. zmysły nas nie oszukują.. mijamy Galerię Piernika..
Piękno i zamożność Torunia zachwyca nie tylko aurą dawnego wielkiego emporium handlowego, ale także nastrojowymi, brukowanymi zaułkami, takimi jak ten..
Spokój uliczek wokół rynku zachęca, bo jeśli dobrze nadstawić ucha i zamknąć oczy – można tu jeszcze usłyszeć szepty wiekowych murów opowiadających niewiarygodne legendy i historie..
*
Zespół dwóch kamienic tworzących dziś muzeum – Dom Kopernika, to miejsce niezwykłe..
Klimat czasów astronoma tworzą tu właśnie te budowle – przykład mieszczańskiej architektury gotyckiej (jeden z najlepiej zachowanych w Toruniu).
Rzeczywiście zachwycają swym pięknem i dają świadectwo tego, jak kiedyś wyglądało to miasto.
Wielu historyków wskazuje, że to właśnie tutaj w 1473 roku przyszedł na świat Mikołaj Kopernik.
Mikołaj Kopernik uznany jest za najwybitniejszego astronoma wszech czasów, ale co ciekawe nie zajmował się jedynie tą dziedziną nauki.
Był wszechstronnie wykształcony – jako prawnik, urzędnik, dyplomata, lekarz i niższy duchowny katolicki, doktor prawa kanonicznego, zajmujący się również astrologią, matematyką, ekonomią, strategią wojskową, kartografią i filologią.
Studiował w Padwie oraz w Bolonii we Włoszech. Znał doskonale język niemiecki oraz łacinę.
*
Idąc dalej ulicą Kopernika, dochodzimy do katedry św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty..
Przestronne wnętrze kościoła wypełnione jest cennymi dziełami sztuki. W prezbiterium zachowały się pochodzące z I poł. XIV wieku gotyckie malowidła ukazujące patronów świątyni – św. Jana Chrzciciela i Ewangelistę..
Nad ołtarzem umieszczono krucyfiks, którego tłem jest otwór okienny z fragmentami oryginalnych gotyckich witraży z ok. 1330r. ..
..a na północnej ścianie, nad wejściem do zakrystii – wyjątkowe malowidło z końca XIV w. (Ukrzyżowanie i Sąd Ostateczny)
Centralnym przedstawieniem jest tu scena Ukrzyżowania na Drzewie Jessego. Widzimy Chrystusa zawieszonego na zielonym krzyżu, który zamiast belek, ma cztery gałęzie o licznych sękach i pękach liści – to motyw Drzewa Życia, wyrastającego z boku leżącego na łożu Jessego (ojca starotestamentowego króla Dawida).
Aniołów tu nie brakuje, a Ten wzywa na Sąd Ostateczny i trąbi przez całą szerokość naszego sumienia, by je poruszyć..!
*
Wznosimy oczy ku górze.. ten widok zadziwia..!!
..ukryci w ciszy kościelnej, w pół jasnym brzasku pod sklepionymi łukami chłodnych kolumn zatrzymujemy się..
..wsłuchani w niezmierny spokój, niezmącony nawet szeptem modlitwy, rozpraszamy swój wzrok na złotych aniołach, szafirowych smugach rozwieszonych w powietrzu, na liniach wysmukłych, lecących gdzieś ku górze, jakby w przepaście nieba..
Jakaś wielka i jasna głębia opływa duszę, i wyrwawszy ją prawie z zawiasów cielesnych – niesie na przestwory dalekie, by tam rozmyślać o wieczności..
Na gwiaździstym sklepieniu świątyni delikatność wykończenia potrąca w duszy nieznane struny i ubiera w blaski każde ogniwo zachwytu..
Można tak godzinami przechadzać się z nawy do nawy lub usiąść w ławce, i nieobecnym wzrokiem – po raz kolejny – przerzucać skarby katedry, by nazajutrz znów wrócić do tego kościoła, do tych barw i do tych myśli..
Obłoki ciszy płyną rzeką błękitu.. kolebią się w złotym cekinie słońca jak w kołysce świtu..
*
Najsłynniejszym zakątkiem jest tu Kaplica Kopernikowska, którą wspólnie dzielą Kopernik i król Olbracht. Obaj zasłużyli na swoje specjalne miejsce w Toruniu: jeden urodził się w tym mieście, a drugi w nim umarł..
Patrzymy na gotycką chrzcielnicę, w której Mikołaj Kopernik otrzymał chrzest..
..wiew niosą wodę w chrzcielnicy na Święty Chrzest przez wieki całe Anioły… Anioły białe..
*
Zbliżając się ku wyjściu zaintrygował nas pewien fresk..
Chrystus Boleściwy..?
..czy dusza cierpiąca..?
..ktoś z nas dodał – najpewniej przed spowiedzią..:)
To chyba najbardziej tajemnicze malowidło toruńskiej katedry Świętojańskiej..!
Umieszczone wysoko w ostrołukowej arkadzie na zachodniej ścianie nawy południowej przedstawia szkicowo wykonaną postać..
..prawdopodobnie to Chrystus Boleściwy w koronie cierniowej i królewskim szyderczym płaszczu, na ciemnoszarym tle..
Badacze jednak nie są w stanie jednoznacznie orzec ani treści, ani celu powstania tej polichromii..
..sugerują, że jest to upamiętnienie klęski Czarnej Śmierci (dżumy), która dwukrotnie nawiedziła Toruń w XIV w. Tymczasem widoczna jest tu data..
No właśnie..
..rzymskie I ..dalej połowa ósemki czyli 4.. ..dalej dół rzymskiego X, a więc 'obalona’ 7 ..i na końcu 8
1478 !
..być może oznacza czas powstania.. ale część, na której znajduje się owo malowidło, powstała dopiero w XV wieku..
Nic tu się nie zgadza.. a wyobraźnia działa i nowych pomysłów przybywa..
– szkic, który nie został dokończony..
– mieszkaniec dziękujący Bogu..
– Czarna Śmierć..
– piąta strona świata czyli Chrystus u wrót Szeolu..
…
Jakby nie było.. malowidło jest bardzo stare, a tajemnica intryguje nadal..
Podobno w tej katedrze jest ich więcej..
*
Zabytkowa toruńska starówka została wpisana na listę UNESCO nie przez przypadek – jest to bowiem miejsce, w którym historię można czerpać całymi garściami..
Na nas największe wrażenie zrobił gmach poczty głównej oraz ratusz, który swoim kształtem przypomina zamek i co ciekawe -nawiązuje do.. kalendarza!
Wieża – symbolizuje 1 rok.. 4 małe wieżyczki –4 pory roku.. 12 wielkich komnat – 12 miesięcy.. 52 mniejsze sale – to 52 tygodnie.. zaś 365 okien – symbolizuje ilość dni w roku (w roku przestępnym odkuwano dodatkowe okno, które w zwykłych latach było zamurowywane)..
*
Wyłączona z ruchu samochodowego ulica Szeroka to prawdziwy turystyczny strzał w dziesiątkę. Cudownie się nią spaceruje, a przepiękna architektura toruńskich kamieniczek jest tu doskonale wyeksponowana.
Średniowieczne korzenie miasta są tutaj na wyciągnięcie ręki.. historia przeplata się z pięknem pod płaszczem anielskiej modlitwy, która oplata ulice toruńskiej Starówki..
Bo przecież poza Kopernikiem, któremu spojrzeliśmy prosto w oczy..
..osiołkiem – pręgierzem, z którym wszystkie dzieci chętnie robią sobie zdjęcia..
..piernikową Aleją Gwiazd..
..czy psem Filusiem, który wiernie czeka pilnując rzeczy swojego pana – Profesora Filutka..
..wypatrzeć tu można jeszcze tę rzeczywistość nieznaną..
..która otwiera oczy na niewidzialnych posłańców Boga..
„Anioł oznacza funkcję, a nie naturę. Pytasz, jak nazywa się natura? – Duch. Pytasz o funkcję? – Anioł. Przez to, czym jest, jest duchem, a przez to, co wypełnia, jest aniołem.”
św. Augustyn
*
Nie wystarcza dzień dzisiejszy, by zrozumieć – dlaczego akurat w Toruniu stróże ludzkich dusz, przyglądając się naszym doczesnym chwilom, tak bardzo chcą nam przypomnieć, że nie jesteśmy sami..
*
Wystarczyło jednak czasu, by z tej pielgrzymki zabrać do domów na pamiątkę jedną niedomkniętą myśl:
*
Zjawiamy się, tak jak Anioły, w swoich nieskończonościach niezasłużenie!
Trwamy w nich, przeczuwając swoje ograniczenia..
..i nie mamy w płucach tyle miejsca, aby odetchnąć pełnią.
Wstajemy rano, idziemy z powinności w powinność..
..pytając od czasu do czasu,
ile można w tym krążeniu ustalonym torem lotu
uchwycić błogosławionych chwil.
Jedną..?
Wiele..?
Może wszystkie one są święte..?
*
Lux ex Silesia
Ważnych chwil kilka z parafialnej pielgrzymki do miejsc jackowych..
*
Nie góry, nie plaża, nie dalekie kraje, ale właśnie tu, gdzie wśród łagodności pól i cierpliwości drzew, spacerując w ciszy i spokoju, w towarzystwie wspaniałych relacji i prostych gestów dobroci można na nowo odkrywać, co znaczą biblijne słowa „Nieustannie się módlcie..”
Bo czy możemy dać komuś coś cenniejszego od modlitwy? A sobie samym – coś lepszego od czasu spędzonego ze Stwórcą?
*
OD ŚWIĘTEGO JACKA – DO ŚWIĘTEGO JACKA
– kamień śląski –
– pierwszy punkt naszej pielgrzymki-> jest miejscem narodzin świętego Jacka (ok. 1183– 1257) oraz błogosławionych Bronisławy i Czesława – patrona Wrocławia z rodziny Odrowążów, którzy odegrali wielką rolę w ewangelizacji ówczesnej Europy.
Pięć wieków po narodzeniu św. Jacka, średniowieczna warownia w Kamieniu Śląskim została przebudowana w barokowy pałac. Jej komnata – uznawana za miejsce narodzin świętego – stała się kaplicą, dziś dostępną również dla nas.
Późniejszy święty był z całą pewnością jednym z najwybitniejszych śląskich umysłów średniowiecza. Studiował na słynnym uniwersytecie w Bolonii, jednak ostatecznie wybrał życie zakonne i wdział habit dominikanina.
Zaraz na wejściu wita nas portret gospodarza. Święty Jacek nazywany był Apostołem Słowian, ale z jego osobą wiąże się również termin Lux et Silesia(Światło ze Śląska), który nadano mu w średniowiecznym Krakowie.
Od 1994 r. nazwę tę noszą regionalne nagrody, przyznawane osobom wnoszącym trwały ślad w kulturę Górnego Śląska.
Stylowe wnętrza budynku kryją w sobie długą historię. Do czasu zakończenia II wojny światowej kamieński pałac i posiadłości z nim związane dobrze się rozwijały. Jednak pod koniec wojny ten piękny obiekt został splądrowany przez wojska sowieckie.
Po wojnie funkcjonował jako dom dziecka. Następnie został przejęty przez wojska rosyjskie, stacjonujące na pobliskim lotnisku. Wtedy to całkowicie go zdewastowano, a w 1971 r. podpalono.
Dopiero w 1989 r. nowe władze wystąpiły z inicjatywą przejęcia zniszczonego kompleksu przez Diecezję Opolską. Intensywne prace remontowe trwały cztery lata. Prowadzone były pod kierownictwem ks. prałata dra Alberta Glaesera.
Od 1994 r. obiekt stał się nie tylko miejscem pielgrzymkowym, ale także centrum konferencyjno-naukowym przy Uniwersytecie Opolskim.
W parku, naprzeciw pałacu, wznosi się Brama Dzwonów, zwana „bramą pojednania i pokoju”. Dzwony zostały podarowane w 2012 roku przez redemptorystów z niemieckiego Bochum w dowód uznania dla arcybiskupa diecezji opolskiej Alfonsa Nossola.
Na jej frontonie umieszczono napis: Laudate Dominum (Uwielbiajcie Pana). Określa on cel, którym jest uwielbienie Boga i przywoływanie wszystkich do udziału w modlitwie oddającej cześć i chwałę Najwyższemu Panu.
Całość kompozycji tworzy osiem dzwonów zestrojonych ze sobą w brzmieniową oktawę. Można je usłyszeć w każdą sobotę i niedzielę o określonych godzinach. Niestety nam nie udało się trafić na ten nietypowy koncert dźwięków.
Spacerując alejkami wśród zieleni doszliśmy do Sebastianeum Silesiacum. To nic innego jak ośrodek rehabilitacyjno-leczniczy. Jego znakiem firmowym jest wodolecznictwo, praktykowane głównie według naturalnych XIX-wiecznych metod księdza Sebastiana Kneippa.
Obok pałacu znajduje się też staw z uroczą małą architekturą, która aż prosi się o zdjęcia..
Zamieszkują go dzikie kaczki, które chętnie wychodzą na spotkanie każdemu, kto tylko zechce podzielić się swą ostatnią pielgrzymią kanapką..
A na terenie całego parku urzęduje stado owiec i kózek, które odgrywają rolę ekologicznych kosiarek do trawy.
Jest tutaj wiele pięknych zakątków, można zjeść smaczny domowy obiad, napić się kawy, wypocząć wśród naprawdę soczystej zieleni.
*
Najważniejszą chwilą tego miejsca była jednak sprawowana Eucharystia w kaplicy św. Jacka.
W duszy szeptane tajemnice spinamy klamrą modlitwy.
Panie, Twoja obecność tak bardzo prawdziwa, więcej waży niż jakikolwiek argument.
Jak fala, co się na skałach rozbija, jak trzciny wichrem złamane jesteśmy – Ty kładziesz granicę cierpieniu i Ty pozwalasz, by trwało.
Na sklepieniu kaplicy umieszczono cztery sceny z życia Maryi: „Zwiastowanie”, „Narodziny Jezusa w Betlejem”, „Ofiarowanie Jezusa w świątyni”, „Śmierć Maryi-Wniebowzięcie”, a na jej ścianach – po przekątnej – wizerunki świętych ewangelistów: Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. W kaplicy jest też nasz dobry znajomy – św.ojciec Pio.
Święty Jacku, spoglądasz w bagaże naszych serc.. zechciej i do nas przemówić, jak niegdyś powiedziałeś zrozpaczonym mieszkańcom Kościelca:
„Bóg wszelkiego miłosierdzia, który zwykł zawsze przychodzić strapionym z pomocą, i was pocieszy. Wróćcie teraz do domów i noc tę spędźcie na modlitwie.”
***
OD ŚWIĘTEGO JACKA – DO ŚWIĘTEJ ANNY
Tu, na tej górze jest Dom, a przynajmniej można go tutaj odczuć bez względu na to, w jakim rytmie bije serce i w jakim języku człowiek wypowiada swoje modlitwy.
Nie sposób też nie zatrzymać swych oczu i nie popatrzeć z zachwytem z najwyższego wzniesienia w Masywie Chełmskim, jakim jest Góra św. Anny (407,6 m n.p.m.)
By dojść do bazyliki, trzeba się trochę zmęczyć. Po wysokich kamiennych schodach wspinamy się na dziedziniec sanktuarium, które otaczają krużganki.
Ten arkadowy dziedziniec został nazwany Rajskim Placem. Prowadzą do niego trzy wejścia. Główne wejście, przez które zwykle przybywają pielgrzymki pątników, zbudowane jest z 70 schodów.
Od strony północnej prowadzą schody Ave Maria, a trzecie wejście to Brama Papieska. Poniżej w tle widok z bramy głównej.
Powiedzieć o tym miejscu jedno zdanie to truizm. Jej całościowy odbiór wymaga błyskawicznego przestawienia zmysłów na skrajnie odmienne tryby odbierania rzeczywistości.
Próbę uchwycenia tej poplątanej tkanki i wyjaśnienia, jak w ogóle doszło do tego, że to niezwykłe miejsce oddano świętej Annie – podjął nasz przewodnik.
To niezwykłe miejsce nie jest łatwe w odbiorze. Dlatego trzeba do niego podejść kilkukrotnie:
– jako pielgrzym – przechodząc kalwarię, kontemplując historyczną mszę papieża-Polaka na błoniach, szukając natchnienia w Bazylice i w Grocie Lurdzkiej,
– potem jako turysta – wjeżdżając rowerem, spacerując po geoparku i zaliczając kilka przejażdżek kolejką grawitacyjną Alpin Coaster,
-a potem jako turysta poważniejszy – odwiedzający miejscowe muzea – Czynu Powstańczego, Sztuki Sakralnej i Krzyża Świętego.
Góra Świętej Anny to odwieczna, mistyczna, przecięta wojnami i nacjonalizmami, przekuta nazizmem, po wojnie ugłaskana PRL-owską wizją historii – święta góra Ślązaków.
Symboliką, wielkimi i ważnymi wydarzeniami historycznymi oraz przyrodniczym bogactwem mogłaby obdarować ze dwa kraje.
Tutaj kończyły się zwycięską porażką powstania śląskie, to tu kształtował się hart germańskiego ducha, u jej podnóża grzały się silniki bombowców, które znienacka rozpoczęły II wojnę światową, obracając Wieluń w ruiny.
To miejsce ma swoje tajemnice i dlatego trzeba tu wrócić jeszcze nie raz, by dotknąć wszystkich annogórskich oblicz.
Na południowej ścianie Rajskiego Placu mieści się kaplica Matki Bożej Fatimskiej. Subtelność i delikatność tego niewielkiego miejsca bije ciepłem matczynej wrażliwości.
*
Z kolei przy furcie klasztornej, w bocznym korytarzu przykuwa uwagę pewien obraz, będący naśladownictwem dzieła Maurycego Retzscha, przedstawiający grę szatana z człowiekiem o duszę.
Artysta przedstawia w nim grę w szachy, ale nie jest to zwykła gra.
Jak się lepiej przyjrzymy – szachownica leży na sarkofagu, co daje poczucie wagi gry – „na śmierć i życie”.
Ze sklepienia zwieszają się dwa smoki, śledzące jej przebieg, gotowe rzucić się na ofiarę..
Przystojny młodzieniec, grający białymi pionkami, oparł swą kędzierzawą głowę na ręce i pogrążył się zupełnie – w nierównej walce.
Naprzeciw niego szatan, Książę ciemności. Lew, na oparciu jego krzesła, trzymający łapę na ludzkiej czaszce, odsłania jego zamiary – „jak lew ryczący krąży, szukając kogo by pożreć”. Z jego twarzy przebija chytrość, pycha i okrucieństwo, a szyderczy uśmiech zdradza przeczucie zwycięstwa.
W głębi, pomiędzy grającymi stoi świetlista postać Anioła stróża młodzieńca. Gra jeszcze nie jest zakończona…
Figurka, okryta płaszczem, po stronie szatana to czarny król-szatan. Jego wojsko idzie odważnie do ataku.
Czarna królowa to zmysłowość – piękna postać kobieca trzymająca w ręku czarę rozkoszy. Oficerowie to grzechy.
Tuż przed królem stoi niedowiarstwo, depczące krzyż.
Obłuda, z kocią głową – w prawej ręce trzyma nóż za plecami, a lewą bije się w piersi.
Pycha, podobna do pawia – kroczy dumnie z koroną na głowie, z rozłożonymi małymi skrzydełkami. W ręku trzyma worek z pieniędzmi i wydyma swą pierś pokrytą orderami.
Po prawej stronie królowej, ze skrzynką pieniędzy pod pachą, gryzie swą własną rękę skąpstwo i zazdrość.
Dalej – lenistwo podobne do ociężałej świni, siedzi na pniu ze zwieszonymi do ziemi rękoma.
Poza szachownicą namiętność zwyciężona przez młodzieńca i gniew – pod postacią napuszonego indyka, pokrytego kolcami.
Czarne małe figurki oznaczają wątpliwości o rzeczach wiary, którymi szatan trapi młodzieńca.
Po stronie młodzieńca (białe figurki) jest jego dusza w postaci króla ze skrzydełkami.
Biała królowa to religia – najpotężniejsza opiekunka duszy, postać pełna majestatu z wielkimi skrzydłami i krzyżem w ręce.
Oficerami są prawda, z tarczą i pochodnią (po prawej stronie króla) oraz nadzieja – z kotwicą.
Poza planszą, w posiadaniu szatana: pokora – ubogo ubrana z torbą przez ramię, niewinność pod postacią chłopca, wyciągającego z ufnością rękę oraz miłość – dwoje dzieci obok siebie z gwiazdą między główkami.
Szatan odebrał młodzieńcowi również pokój (figurka z liściem palmowym w dłoni) i trzyma go w kościstych palcach.
Zmysłowość, niedowiarstwo i złe myśli pod postacią czarnych skrzydlatych potworków, atakują zaciekle religię, która stoi w postawie obronnej przed duszą.
Ornamentacja sarkofagu potęguje jeszcze bardziej klimat walki.
Postać kobiety, zakrywającej twarz oznacza wyrzuty sumienia.
A pająk, wychodzący z sarkofagu oznacza śmierć, pokrywającą wszystko pleśnią i zgnilizną jak sieć pajęcza.
Anioł stróż stojący u boku człowieka daje nadzieję, że walka nie musi być przesądzona, jak to się początkowo wydaje. W miejscu, gdzie stoją konfesjonały – obraz daje do myślenia.
*
święta anna samotrzecia
Punktem centralnym całego sanktuarium jest słynąca łaskami, wyrzeźbiona z lipowego drewna – figurka św. Anny Samotrzeciej, która na lewej ręce trzyma swoją córkę – Najświętszą Maryję Pannę, a na prawej ręce – swojego wnuka – Pana Jezusa.
Rzeźba została wykonana z jednego kawałka drewna -„we troje razem” – tak interpretowano to połączenie w średniowieczu. Patrząc na układ postaci, można powiedzieć o św. Annie, że „sama jest trzecia”, gdyż na pierwszym planie ukazano Jezusa i Maryję.
Samo wnętrze bazyliki zachwyca bogatym wystrojem w stylu barokowym.
Malowidła na suficie wzdłuż środkowego przejścia nawiązują do życia św. Anny. Pierwsze nad wejściem do bazyliki przedstawia Narodzenie Maryi, na środku – Ofiarowanie Maryi w świątyni jerozolimskiej.
Patrząc na te sceny wspominamy wiersz ks.Twardowskiego:
„Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci że znała Matkę Bożą w sukience do kolan z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką w sandałach z rzemykami co były niepewne czy może się poplątać to co nieśmiertelne..
O córko świętej Anny z najwyższych obrazów tak ludzka że nie byłaś dorosłą od razu.”
Trzecie malowidło związane z życiem św. Anny znajduje się na suficie prezbiterium i ukazuje Śmierć św. Anny. Na łożu widoczna jest umierająca babcia, a wokół niej zgromadzona rodzina. Obok siedzi mąż – św. Joachim oraz Święta Rodzina – Józef i Maryja z małym Jezusem na rękach.
Przyglądając się układowi postaci, zwłaszcza Maryi z Dzieciątkiem, można zauważyć, że Maryja podaje Jezusa św. Annie, tak jak kapłan podaje Wiatyk umierającemu człowiekowi. W ten sposób nie św. Anna, lecz Jezus staje się centralną postacią tej sceny.
Jak w figurze, tak i na tym malowidle św. Anna schodzi na dalszy plan. Najważniejszy jest Jezus. On jest Tym, który daje życie wieczne.
Z kolei na emporze z tyłu kościoła znajdują się cudne organy. Trudno ustalić, kiedy je zbudowano po raz pierwszy, ale po wielu pracach remontowych od 1998r. grają „Bogu na chwałę, a ludziom na pożytek”.
Wychodząc z bazyliki – rzucamy ostatnie szybkie spojrzenie na tą oczywistą niezwykłość tego miejsca.
Nawiasem mówiąc ciekawe, czy Pan Jezus znał swoją babcię.. choć właściwie z drugiej strony teraz to przecież nieważne. Tu w sanktuarium trzyma Go w swoich ramionach i to wystarczy. Niech trzyma i nas, i naszych bliskich w swojej opiece.
*
Kierując się w stronę parkingu – schodzimy do Groty Lurdzkiej.
Plac przed grotą otoczony jest 14 kamiennymi grotami skalnymi. Stanowią one stacje Drogi Krzyżowej. Każdą z nich charakteryzuje inny styl.
Jak widać, również ksiądz proboszcz znalazł tu swoje wyjątkowe miejsce. Kaplica św. Rafała, znajdująca się na środku placu – to pierwsza stacja annogórskiej kalwarii. Z tego miejsca wyruszają pielgrzymi na kalwarię, prosząc patrona pielgrzymów – św. Rafała, o opiekę i wstawiennictwo.
Niestety była zamknięta, a szkoda, bo jej wnętrze ozdobione jest pięknymi malowidłami przedstawiającymi aniołów. W niszy zaś stoi figura archanioła Rafała i młodego Tobiasza.
Warto w tym miejscu przypomnieć sobie, że św. Rafał to nie tylko opiekun podróżujących, ale również potężny i skuteczny patron modlitwy o uzdrowienie.
Zostawiamy więc u progu tych drzwi imiona szczególnie bliskich nam chorych, prosząc Boskiego Lekarza – św. Rafała Archanioła, by wstawiał się u Boga za nimi..
*
Sama kalwaria – to zespół pięknych, bogato zdobionych 41 kaplic Męki Pańskiej, kaplic Maryjnych i kaplicy św. Józefa. Niestety czas nie pozwolił już na przejście tej drogi, ale kto wie.. być może ten właśnie niedosyt pchnie nas kiedyś do tego, by wrócić tu jeszcze..
Co ciekawe..
Góra św. Anny zatrzymuje chmury !
Zerodowana, wypłaszczona przez czas, nie mówi otwarcie, że jest wulkanem. A jednak jest zboczem zapadniętej koldery, porośniętej bukowym lasem, która kryje sieć szlaków i ścieżek. Nazywana jest górą, która zmienia chmury. Czasem z jednej strony szaleją żywioły, z drugiej – słońce strzela promieniami spomiędzy chmur, z jednej strony śnieg – z drugiej wiosna. Jest coś dziwnego w tym, jak Góra św. Anny rozdziela niebo. Jest tylko małym wałem skał i ziemi, a zachowuje się, jak potężny łańcuch górski.
*
od świętego jacka – do matki boskiej piekarskiej
Zdrowaś Maryjo prostą dobrocią zwyczajna tak codzienna że aż niewidoczna
Ty otwierasz Biblię obietnicą i zamykasz ją zwycięstwem
Niewiasto pierwszych i ostatnich stronic klamro czasów cicha ojczyzno dobrej nowiny
życiorysie wichrem i ogniem napisany łzo wezbrana tęsknotą wieków
Matko piekarska śląskim dymem spowita Patronko pracy ciężkiej jak węgiel
Módl się za nami!
*
Pobyt w sanktuarium rozpoczynamy od Placu Rajskiego, gdzie czekamy na przewodnika. Tak tak – znów jesteśmy na Placu Rajskim, otoczonym krużgankami, znów jest krzyż, znów kalwaria, znów kaplica św. Rafała.. jak to rozumieć?
Pierwsze myśli i wrażenia przerywa głos pani przewodnik: Joanny Grajewskiej-Wróbel, która olbrzymią wiedzą, wielką pasją i niezwykłym zaangażowaniem dosłownie przeniosła nas w rzeczywistość dawnych i obecnych zdarzeń sanktuarium piekarskiego.
Na placu wokół kościoła znajdują się cztery kaplice: św. Teresy, św. Franciszka, św. Sebastiana oraz Matki Bożej Lekarki Chorych. Wzdłuż muru kościelnego, od strony zachodniej, na kamiennych cokołach umieszczono kamienne figury 12 apostołów.
A w miejscu, gdzie stoi ta duża piękna bazylika, był postawiony na początku czternastego stulecia mały drewniany kościółek św. Bartłomieja.
Inicjatorem budowy nowego kościoła był proboszcz ks. Jan Alojzy Ficek. Wykazywał on wyjątkowe talenty organizacyjne, a także cieszył się ogromnym zaufaniem wśród parafian. Te dwa fakty sprawiły, że podjął się trudnego zadania zebrania funduszy i przeprowadzenia planowanej od dawna inwestycji.
Mówi się, że autorami dzieła budowy nowego kościoła są nie możni, ale pobożni. Stwierdzenie to ma sens, gdy zanalizuje się źródła funduszów zgromadzonych na ten cel. Pomimo hojnych darów zamożniejszych ludzi, przeważającą część przekazali ubodzy wierni z Piekar.
W bocznym ołtarzu drewnianego kościoła znajdował się wizerunek Matki Bożej namalowany przez nieznanego artystę. Z biegiem czasu pod obrazem tym zbierało się na modlitwę coraz więcej ludzi, zaczęły się też coraz częściej pojawiać świadectwa o cudownych uzdrowieniach. W roku 1659 umieszczono go w ołtarzu głównym.
Ikona przedstawiająca Matkę Bożą została prawdopodobnie przyniesiona z przydrożnej kapliczki. Nieznany jest autor obrazu. Została namalowana na lipowej desce. Przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem w lewej ręce. W prawej dłoni Maryja trzyma jabłko – symbol Ewy. Dzieciątko unosi prawą rączkę w geście błogosławieństwa, a w lewej trzyma ewangeliarz.
Matka Boska Piekarska ma wiele imion. Nazywana jest Uzdrowicielką chorych, Gospodynią Śląska oraz Matką Sprawiedliwości i Miłości Społecznej.
Samo wnętrze bazyliki upiększone jest wspaniałą polichromią przedstawiającą wiele obrazów, m. in. „Ofiarowanie”, „Ukoronowanie Maryi w Niebie”, wizerunki największych Jej czcicieli, apostołów i świętych. Główną treścią tych malowideł ściennych jest uwielbienie Matki Bożej.
Szczególną uwagę zwraca jedna z ikon, gdzie pod opiekuńczym płaszczem Matki Boskiej znajdują się ludzie różnych klas społecznych.
Uznaje się za bardzo prawdopodobne, że autor tych wszystkich dzieł malarskich umieścił swoją osobę (człowiek na wpół ubrany) jako formę swoistego podpisu.
Świadczyć to może o jego niebywałej pokorze, z jaką wykonywał swoją pracę w kościele.
Biorąc pod uwagę styl artystyczny i zastosowane techniki malarskie, bardzo możliwe, że mógł być to Otto Kowalewski – niepospolity malarz, pracujący na Górnym Śląsku.
Do dziś niemal całe jego życie jest owiane tajemnicą. Nie wiemy jakiego był wyznania, jakiej narodowości oraz jak i kiedy zmarł czy gdzie został pochowany. Wiemy jednak na pewno, iż co najmniej kilkanaście kościołów na terenie Śląska wyszło spod jego pędzla.
*
I jeszcze jedna historia, która trwale zapisała nam się w sercach:
Na ścianie muzeum sanktuaryjnego wisi jedna z nietypowych pamiątek. Jest to różaniec meksykański złożony w darze przez nowo poślubioną parę młodych ludzi z Meksyku, którzy uczestnicząc w Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie 2016r., byli również i tutaj.
Różańce meksykańskie w formie dwóch różańców połączonych jednym łącznikiem, wykonane ze srebra i szlachetnych górskich kamieni, używane są do sakramentu małżeństwa w tym kraju.
Początkowo proboszcz parafii wzbraniał się z przyjęciem tak wyjątkowego podarunku tłumacząc, że to życiowa pamiątka i może jednak warto zatrzymać ją dla siebie, ale ostatecznie pod wpływem upartych próśb przyjął to ślubne wotum.
Może poza unikatową formą samego różańca i pięknego gestu tej pary – wśród wielu innych form wotów i pamiątek znajdujących się w tym miejscu – nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w niedługim czasie po tym zdarzeniu ksiądz proboszcz otrzymał telefon o śmierci tych dwojga osób..
*
Wychodząc z muzeum okazuje się, że znów nie zdążymy przejść Kalwarii.. jeszcze tylko w ostatniej chwili kłaniamy się świętemu Rafałowi i szybkim tempem zmierzamy do autokaru.
*
Dzięki obfitości łask i bogactwu treści tej jednodniowej wyprawy przenosimy Matkę Bożą z bocznego ołtarza naszej codzienności do głównego ołtarza naszych serc.
Zostawiliśmy tu nasze troski i sprawy. Nie wracamy z pustymi rękoma. Wieziemy światło wiary i nadziei – wieziemy Światło ze Śląska.
Na wakacje do Nieba przez Wolę Bożą..
Wakacje, lato, podróże.. Czy aby na pewno? Czy pierwsze dni lipca muszą zawsze oznaczać datę na bilecie „tam”? Co jeśli w tym roku nie możemy wyjechać na Rodos, Dominikanę, ani nawet w Tatry lub do Karpacza – czy to znaczy, że już po wszystkim, że przegraliśmy grę w „Wakacje i urlopy”, i pozostaje tylko wymyślić, jak później przyznać się bliskim, że naszą tegoroczną najdłuższą podróżą był spacer do warzywniaka po czereśnie..
Każdy z nas marzy o wakacyjnym wyjeździe, cudownym urlopie w egzotycznym miejscu, pod palmą z drinkami. Albo chociaż o wędrówce z plecakiem w Bieszczadach czy autostopowej wyprawie po Europie. I do takich podróży należy dążyć za wszelką cenę, bo wszak na wakacje koniecznie trzeba gdzieś wyjechać.
Tymczasem to nie tak, że nasz organizm wypoczywa tylko w strefie zwrotnikowej i długotrwała podróż jest niezbędnym minimum, by ciało w ogóle mogło wejść w stan relaksu. Nasze domowe papcie i mięciutki szlafroczek mogą dać taką samą frajdę, jak nadmorskie SPA na Zanzibar.
Bo można pojechać do najbardziej unikalnych miejsc na świecie i nie dostrzec ich wyjątkowości. A można pójść do pobliskiego lasu i zachwycić się jego niezwykłością.
Nie oznacza to, że dalekie podróże nie mają sensu.. Podróż w dal jest ważna dla podróży w głąb. Zobaczenie tego, co inne i odległe, pozwala lepiej zrozumieć i docenić to, co bliskie i nasze. Chodzi bardziej o to, byśmy nie dali się zapędzić w wakacyjny wyścig o najlepsze selfie z palmą w tle.
„W dzieciństwie całe wakacje spędzaliśmy u dziadków na wsi. To były najwspanialsze wakacje w moim życiu.”
Wiele razy słyszeliśmy takie wspomnienia. Jakość chwil na wsi wiąże się z możliwością nieskrępowanego przebywania blisko natury, którego tak bardzo dziś nam brakuje. Ale jest coś ważniejszego. Ważniejsza jest możliwość głębokiego poznawania miejsca, w którym się jest.
Uwielbiam zachody słońca na Mazurach. One nigdy nie są takie same. Chodzenie tą samą drogą do lasu też wcale nie jest monotonne. To jak spacer ze starym przyjacielem, którego dobrze znam, ale którego mogę poznać jeszcze lepiej.
Relacja z jedną osobą, czy z jednym miejscem jest drogą do głębi. Daje możliwości, których nie może dać nawet tysiąc powierzchownych znajomości.
A jeśli już nieznane jest takie fascynujące i uwielbiasz odkrywać nowe miejsca, których nie ma w żadnym turystycznym przewodniku, zacznij od tego, co najbliżej.. wybierz się np. w podróż do Nieba przez Wolę Bożą.
Czy wiesz, że w Polsce mamy Raj, a dokładnie – aż 20 Rajów? Do tego trzy miejscowości o nazwie Niebo i jedne Niebiosy?
Jest też Piekło i choć na mocniejszej pozycji – przynajmniej jeśli chodzi o liczbę nazw miejscowości – to zawsze można spędzić wakacje w jakimś anielskim miejscu, jak np.: Aniołów, Aniołowo, Aniołowie..
Cokolwiek wybierzesz i gdziekolwiek się znajdziesz, tam zwyczajnie zachwyć się chwilą: szumem wiatru, śpiewem ptaków, iskrzącym ogniskiem.. piknikiem pod sosnami w oparach żywicy (nie szkodzi, że ciągle zaczepiają te czarne mrówki).. zobacz falujące morze kłosów jęczmienia, przeplecione kępkami maków i chabrów – najpiękniejszych „szkodników” świata.. stań pod przydrożnym krzyżem, co pamięta najcichszą modlitwę..niech krzyczy ci prosto do serca: bądź teraz z Jezusem!
Nie oko za oko, lecz serce za serce..
Kiedy serce człowieka zatrzymuje się, krew przestaje krążyć po ciele. A przecież krwiobieg zapewnia nam życie, dostarczając tlen i substancje odżywcze. Jeśli mięsień sercowy traci swoją giętkość, jeśli zaczyna twardnieć, organizm zaczyna zawodzić. Bez serca ciało nie może przetrwać fizycznie.
To samo dzieje się w sferze ducha. W naszym życiu jednym z najważniejszych obszarów, któremu powinniśmy się z uwagą przyglądać, jest miłość i pragnienie Boga.
Odejście od Pana oznacza poszukiwanie pociechy poza Bogiem, co powoduje, że nasze serca twardnieją. A jeśli nie pozostaniemy przy Tym, który jest źródłem miłości, coraz bardziej tracimy umiejętność kochania w ogóle.
Dlatego musimy za wszelką cenę unikać zatwardzenia serca i wciąż ćwiczyć je w zdolności do dzielenia się życiem i miłością z innymi.
Tylko od czego zacząć ?
Po pierwsze: stań w prawdzie przed sobą, by ocenić, co przeszkadza twojej miłości.
Aby to zrobić, musisz cofnąć się wstecz !
Bo najwięcej o miłości uczą pierwsze doświadczenia – najwcześniejsze – te z własnej historii.
Może tak być, że potrzeby dziecka pogrążone są w głębokiej recesji – i nie czuje się ono ani bezpieczne, ani nakarmione bliskością, ani zauważane. Że regularnie naruszane są jego granice – i fizyczne, i psychiczne. Że jest poniżane, zawstydzane, traktowane jak przedmiot w domu albo ktoś, od kogo się tylko wymaga, jakby był pusty w środku. Na kogo się krzyczy.
I ono szybko się uczy, że miłość to tylko samozaparcie, polegające na nieustannym zadowalaniu bliskich bez względu na swoją potrzebę bycia kochanym. Bo dzieci nie przestają kochać rodziców, nawet jeśli nie dostają od nich niczego, co by je wspierało.
Całe stają się nadzieją, że jak będą myśleć tylko o rodzicach, i jak będą bardzo grzeczne, to jakimś cudem skapną się im okruchy miłości. Jakoś stworzą jej tyle, że starczy dla wszystkich – i dla rodziców, i rodzicom dla nich.
Bywa też, że mama lub tato byli ikoną zapomnienia o sobie. I tylko potem ktoś strasznie w domu krzyczał, bo już nie dawał rady żyć. Tak bardzo zaparł się siebie, że w końcu wołała ta zapomniana część, aż sąsiedzi słyszeli.
Mogliśmy nauczyć się w domu jeszcze innych rzeczy: że kochać to nieustannie coś robić. Stale być zajętym. Że jestem tylko tym, co zrobiłem i osiągnąłem.
Albo że ludzie, którzy się nawzajem kochają, są wobec siebie złośliwi. Albo nigdy nie ujawniają swoich uczuć, i w domu panuje zimna atmosfera wycofania, udekorowana wyprasowanym obrusem i sztucznymi kwiatkami.
Żeby dowiedzieć się czegoś o miłości, nieraz najpierw tylu rzeczy potrzebujemy się oduczyć. Potrzebujemy poczuć głęboko w sobie, jak chcieliśmy być traktowani, choć może nigdy nie byliśmy. I choć miłość to nie uczucie, wiele potrzebujemy poczuć, by się jej nauczyć.
Potrzebujemy odmrozić uczucie przykrości, zawstydzenia i zawodu, gdy ktoś na nas krzyczał. Odmrozić stłumioną złość, gdy nikt nie pytał o nasze „tak” i „nie”. Poczuć skamieniałe przeciążeniem mięśnie, które brały na siebie więcej, niż można było unieść.
I wyobrazić sobie, jakby to było być widzianym i słyszanym. Jakby to było, gdyby ktoś cieszył się na nasz widok, gdy wracaliśmy ze szkoły. Jakby to było, gdyby kogoś ciekawiło, co nas smuci, a co cieszy i fascynuje.
Może wtedy łatwiej byłoby wziąć odpowiedzialność za fakt, że aby to wszystko umieć innym dawać, ja sam potrzebuję miejsc, gdzie tego doświadczę.
Potrzebuję wciąż pamiętać, że już byłam umiłowaną córką / umiłowanym synem Boga, zanim moi rodzice i przyjaciele zdążyli mnie pokochać.
Potrzebuję wreszcie odkryć, że miłości się nie zdobywa, ani się na nią nie zasługuje. Bo miłość jest darem, który dostałem od Boga bez względu na to, jaki jestem, co umiem i potrafię. I jedyne, co pozostaje mi z nią zrobić – to rozwijać w sobie i pielęgnować każdego dnia.
No tak. A co z cierpieniem zranionego już serca?
Naszą duchową drogę życia najlepiej opisują cztery proste słowa:
wzięty
pobłogosławiony
połamany
Dany
Nasze życie stapia się z Ciałem Chrystusa. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wziął chleb, pobłogosławił go, połamał i dawał uczniom (Mk 14,22).
Jesteśmy wzięci, można powiedzieć – wybrani. Ale nasze wybranie nie oznacza, że inni są gorsi, że nie zostali wybrani. Zwykle w świecie, gdy ktoś dostaje nagrodę, ktoś inny musi pogodzić się z porażką.
W relacji z Bogiem jest zupełnie odwrotnie. Gdy odkrywam, że jestem wybrany, doświadczam zarazem tego, że inni również są wybrani. To tajemnica miłości Boga do każdego z nas.
*
Jesteśmy pobłogosławieni – ukochani przez samego Boga!
*
Podobnie jak chleb eucharystyczny – jesteśmy też połamani. Kluczem jest tu uznanie swojego cierpienia, jako okazji do oczyszczenia i pogłębienia błogosławieństwa, które otrzymaliśmy.
„Co wydawało się karą, staje się delikatnym przycinaniem rośliny. Co wydawało się odrzuceniem, staje się drogą do głębszej komunii” H.Nouwen
*
I co najważniejsze: jesteśmy wzięci, pobłogosławieni i połamani, aby być darem dla innych. Bo naszym celem nie jest sukces, ale podarowanie siebie dla świata. Warto jest tu przypomnieć sobie słowa Jezusa wypowiedziane do apostołów: „Pożyteczne jest dla was moje odejście”.
*
Ok, ale jak pielęgnować miłość w swoim sercu każdego dnia?
1. Nie bądź obojętny !
Obojętność to największy rodzaj zgryzoty, która przeszkadza nam kochać. Obojętność to chłód, który zamraża nasze serce, blokując zdolność do dzielenia się życiem i miłością z innymi.
Mówi się, że przeciwieństwem miłości jest nie tyle nienawiść, co właśnie obojętność.
Potwierdzają to smutne słowa Pana Jezusa wypowiedziane do s.Faustyny:
„Czekam na dusze, a one są dla mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami — one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze mną jak z czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosierdzia.”
Pamiętajmy również, a może i przede wszystkim ! – że wymierzana świadomie obojętność wobec drugiego człowieka jest formą agresji psychologicznej!!
Ma uczynić kogoś niewidzialnym, unieważnić go emocjonalnie i zawetować jego potrzebę bliskości, aby doprowadzić go do otchłani autentycznej pustki i cierpienia.
Dla przykładu, karanie milczeniem jest długotrwałym, emocjonalnym znęcaniem się nad drugą osobą, subtelnym – wyrafinowanym aktem przemocy w 'białych rękawiczkach’!
Gdy stosujemy ten rodzaj agresji – nasza ofiara czuje się poniżona, upokorzona, niegodna szacunku, uwagi, miłości. Gdy bliska nam osoba przestaje się do nas odzywać – tak właśnie się czujemy. I nie chodzi tu wcale o brak konwersacji werbalnej, bo karanie milczeniem w obecnych czasach może przejawiać się na różnych płaszczyznach: np. cisza w eterze, czyli brak telefonów, sms-ów, blokada numeru itd.
Brak komunikatu to także komunikat, w dodatku o ogromnym ładunku emocjonalnym stosowany w celu wyrażenia ignorancji, pogardy i niezadowolenia, lub wymuszenia oczekiwanego zachowania – a więc forma zaplanowanej manipulacji..
Ciche dni (tygodnie, miesiące..), obrażanie, nieodzywanie się, foch – to milczenie, które nie jest złotem – metoda, która niczego nie rozwiązuje, do niczego nie prowadzi, wzbudza jedynie złość, bezsilność i w ostateczności odpycha..
Warto wbić sobie w tym miejscu i to mocno do głowy ostre słowa Pana Jezusa:
„Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.” (Mt 5,22-26)
Świadoma cisza to najokrutniejsza kara i sposób traktowania drugiej osoby,
dlatego św. Paweł napisze potem w liście do Efezjan: (Ef 4, 26-27)
„Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!”
2. Nie bądź powierzchowny !
Czy bardziej zależy mi na wizerunku mojego życia, czy na swoim prawdziwym życiu?
Bo jeśli wizerunek zawładnie moim sercem, to będzie wpływać w sposób decydujący na mój sposób życia.
I po czasie może okazać się, że zbudowałem powierzchowne więzi, w których wystarczy sekunda, jeden gest, jedno słowo i stracę szacunek, przyjaźń na zawsze i często już nieodwracalnie.
Czy naprawdę chcesz być niewolnikiem własnej niestałości?
Dlatego nie bądź sam dla siebie najważniejszy, nie kreuj swojego idealnego wizerunku.. nie musisz !! Masz go już przecież sam w sobie pod warunkiem, że jesteś prawdziwy..
Nie traktuj innych instrumentalnie – szanuj !! ..próbuj wczuwać się w sytuację innych, rozumieć..
Jeśli chcesz się chwalić – bądź skromny.. Chcesz zalać kogoś opowieściami o sobie – posłuchaj opowieści o nim.. Jeśli przesadnie skupiasz się nad tym, jak jesteś ubrany, jak inni na ciebie patrzą – to czasem wyjdź jakby z rosołu.. nie przejmuj się tym, jak wyglądasz – tak dla odmiany, od czasu do czasu dla wniesienia pewnej równowagi..
3. Nie bądź zgorzkniały!
Chodzi tu o niezdolność wybaczania. Wybaczenie wymaga wysiłku, który można podjąć jedynie czerpiąc siłę od Pana Jezusa. Bóg daje nam siłę i zdolność wybaczania. Ale i my sami możemy podjąć starania uleczenia zadawnionych urazów, prosząc Boga o pomoc w udzieleniu przebaczenia.
Już sama taka prośba o nakłonienie naszego serca do przebaczenia otwiera nas na Boże miłosierdzie.
A może by tak pójść jeszcze dalej i przekroczyć tą granicę ?
Sztuką jest wybaczać.. to wiemy, ale chyba większym wyczynem – ponownie zaufać..
Niemożliwe.. ?
4. Proś o przemianę serca !!
Jeśli masz 6 sekund:
Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca Twego.
Jeśli masz 18 sekund:
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego! Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego! Przywróć mi radość z Twojego zbawienia i wzmocnij mnie duchem ochoczym! (Ps 51, 12-14)
Jeśli masz 40 sekund:
Przyjdź, Duchu Święty, przemień nasze wewnętrzne napięcie w święte odprężenie. Przemień nasz niepokój w kojącą ciszę. Przemień nasze zatroskanie w spokojną ufność. Przemień nasz lęk w nieugiętą wiarę. Przemień naszą gorycz w słodycz Twojej łaski. Przemień mrok naszych serc w Twoje światło. Przemień naszą obojętność w serdeczną życzliwość.
Wyprostuj nasze krzywe drogi, wypełnij naszą pustkę, oczyść nas z pychy, pogłęb naszą pokorę, rozpal w nas miłość, zgaś w nas zmysłowość.
Spraw, abyśmy widzieli siebie, jak Ty nas widzisz. Amen.
Powiedziano przecież:
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).
i..
“Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą.” Mt. 7:7-8