Maryjo Królowo Polski

..módl się za nami!

Polska historia na wszystkich jej dramatycznych zakrętach pozostaje nierozerwalnie związana z Matką Zbawiciela. Z Jej opieką i naszymi do Niej modlitwami.

Rzadko zdarza się, by zagraniczny polityk mówiąc o Polsce wychodził poza standardowe formułki i trafił w punkt. Udało się to Donaldowi Trumpowi, gdy podczas lipcowej wizyty w Warszawie przywołał pieśń „My chcemy Boga”, jako najcelniej opisującą  ducha i naturę polskiej wolności. Wielu komentatorów zwróciło na to uwagę, nieliczni poszli krok dalej, przypominając, że jest to pieśń maryjna. Co nie jest jedynie przypisem, ale stanowi istotę rzeczy.

Dlaczego?

Sięgnijmy po garść kilku faktów historycznych:

Już po chrzcie przyjętym przez księcia Polan – Mieszka prawdopodobnie w kwietniu 966 r., w Gnieźnie wzniesiono pierwszą na ziemiach Polan świątynię pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Syn Mieszka i pierwszy koronowany król Polski – Bolesław Chrobry w Sandomierzu ufundował kościół dedykowany Najświętszej Maryi Pannie. Jego prawnuk – książę Władysław Herman twierdził, że został cudownie uleczony przez Matkę Bożą i jako wotum wdzięczności wybudował kościół w Krakowie „Na Piasku”.

Książę Bolesław Wstydliwy – prawnuk Bolesława III Krzywoustego wprowadził zwyczaj codziennego odprawiania „rorat” w Adwencie. 

*
Polskie rycerstwo obrało Maryję za swoją patronkę i Jej wizerunek widniał na jego bojowych sztandarach.

Z XIII wieku pochodzi hymn „Bogurodzica”, który 15 lipca 1410 r. wiódł polskich rycerzy do zwycięstwa w bitwie pod Grunwaldem.

O czci do Matki Bożej świadczy fakt, że to Jej została poświęcona ta pierwsza pieśń religijna i najstarszy zachowany polski tekst poetycki wraz z melodią.

Piętnastowieczny kronikarz i wychowawca synów króla Kazimierza Jagiellończyka – Jan Długosz nazywał ją „carmen patrium” – pieśnią ojczystą.  W jego kronikach znajduje się po raz pierwszy, kilkukrotnie zapisany tytuł Najświętszej Marii Panny Królowej Polski. 

*

Ale żeby była jasność: to nie my, Polacy, obraliśmy Ją sobie za królową.

To ona nas wybrała.

Zmarły w 1618 roku ojciec Juliusz Mancinelli, jezuita, miał prywatne objawienia, w których Matka Najświętsza pytała go „Czemu mnie Królową Polski nie zowiesz? Boć ja to królestwo wielce kocham dla jego osobliwszego ku mnie nabożeństwa”.

*

Niespełna czterdzieści lat po śmierci ojca Juliusza Mancinellego – Polska ginęła pod nawałem „potopu szwedzkiego”. Gdy większa część jej terytorium była już zajęta, król Jan Kazimierz napisał błagalny list  do ojca św. Aleksandra VII.  Papież odpowiedział:

„Dlaczego zwracasz się o pomoc do mnie, a nie zwracasz się do tej, która sama chciała być Waszą Królową? Maryja Was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała”.

Zdesperowany król poprzysiągł Matce Bożej, że gdy tylko jakiś skrawek Rzeczypospolitej zostanie uwolniony od wrogów –dokona tam  publicznego poświęcenia państwa. 

Faktem historycznym jest, że garstce obrońców częstochowskiego sanktuarium jakimś cudem udało się odeprzeć szwedzką nawałę, co dało taki impuls Polakom, że wszyscy zerwali się do walki. 

*

Gdy zatem w marcu 1656 r. Szwedzi wycofali się ze Lwowa, Jan Kazimierz przed obrazem Matki Bożej Łaskawej, którą nazwał Królową Polski  – złożył 1 kwietnia 1656 r. śluby, polecając kraj Jej opiece. Dziękował Maryi za cudowną obronę Jasnej Góry, która była momentem zwrotnym w przegranej – wydawać się mogło – wojnie ze Szwedami. 

Zobowiązał się również szerzyć Jej cześć, wystarać się u papieża o pozwolenie na obchodzenie Jej święta jako Królowej Korony Polskiej, a także zająć się losem chłopów i zaprowadzić w państwie sprawiedliwość społeczną.

*

Szczególne związanie kultu Maryi – Królowej Korony Polskiej, z Jasną Górą nastąpiło 8 września 1717 r., kiedy to dokonano koronacji jasnogórskiego obrazu, co uznano jednocześnie za koronację Maryi na Królową Polski.

*

Śluby króla Jana Kazimierza nie zostały od razu spełnione. Dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Episkopat Polski zwrócił się do Stolicy Apostolskiej o wprowadzenie święta „Królowej Polski”.

Biskupi zaproponowali dzień 3 maja, aby podkreślić nierozerwalną łączność tego święta z Sejmem Czteroletnim i uchwaloną 3 maja 1791 r. – konstytucją.

Papież, św. Pius X ustanowił święto Królowej Polski najpierw dla archidiecezji lwowskiej. Jego następca – Pius XI, w roku 1924 rozszerzył je na całą Polskę. 

*

Po napaści Niemiec oraz Sowietów
w 1939 władze okupacyjne zakazały
obchodzenia święta Królowej Korony Polskiej.

Nie uznawały go również władze Polski
Ludowej po II wojnie światowej, święto
obchodzono tylko w liturgii kościelnej.

*

Dopiero w 300-setną rocznicę lwowskich ślubów Jana Kazimierza, nową ich wersję opracował przebywający wówczas w miejscu internowania Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński.

Jasnogórskie Śluby Narodu – po uwolnieniu
Prymasa – złożył uroczyście na Jasnej Górze
Episkopat Polski 26 sierpnia 1956 r.
w uroczystość Matki Boskiej
Częstochowskiej w obecności miliona
wiernych.

10 lat później, 3 maja 1966 r. tam
właśnie odbyły się centralne uroczystości
milenijne chrztu Polski. Dokonano wówczas
aktu zawierzenia Matce Bożej i powierzenia
narodu polskiego Jej opiece na kolejne 1000
lat.

*

Kiedy Szwedzi oblegali Jasną Górę, w klasztorze nie było cudownego obrazu, a jedynie jego kopia. Oryginał paulini ukryli w Lubieńcu. To bardzo ważne uściślenie.

310 lat później, czyli w 1966 roku Królowa Polski uratowała swój kraj przed komunistycznym potopem, choć jej częstochowski wizerunek „aresztowano”.

Ta historia jest tak nieprawdopodobna, że gdyby się nie wydarzyła naprawdę, nikt by jej nie wymyślił. Kto bowiem mógłby przypuszczać, że głupota komunistów mogła być aż tak wielka. Myśleli, że zamykając za kratami obraz Matki Bożej wygrają z Kościołem, z wiarą. Że wygrają z Matką Bożą.

Tymczasem wystarczyły peregrynujące po Polsce kopie, a czasem i puste ramy, gromadzące dziesiątki tysięcy wiernych. Bo ten najważniejszy obraz Czarnej Madonny wszyscy mieli w sercach.

Nawiasem mówiąc – wciąż niedoceniane, nawet przez rodzimych historiografów, są milenijne msze i nabożeństwa z 1966. Skala publicznych wystąpień w obronie wiary i wolności, a i skala represji, przerastała wielokrotnie to, co działo się w innych, wykuwanych dziś na kamiennych tablicach, milowych datach PRL.

*

Rok 1966 był czołowym starciem komuny z Kościołem, wygranym za sprawą Królowej Polski.

To, co wydarzyło się w latach 1978-1980, wybór papieża, pierwsza jego pielgrzymka i powstanie „Solidarności” niewątpliwie miało swe korzenie właśnie w 1966 roku.

To wtedy śpiew „My chcemy Boga” adresowany do Panny Świętej został wysłuchany.

*

Cudowna lekcja historii narodu polskiego widoczna jest po dziś dzień na ścianach kaplicy jasnogórskiej oraz w jej skarbcu.

Znajdują się tam liczne szaty i naczynia liturgiczne, np. monstrancja podarowana przez króla Zygmunta Starego, cenne dzieła sztuki, biżuteria z różnych epok, w tym różaniec królowej Bony, przedmioty codziennego użytku – jak złoty kubek i zegar od króla Jana III Sobieskiego, czy pióro Henryka Sienkiewicza.

Inne dary są cenne nie ze względu na wartość materialną, ale na historię, jaką ze sobą niosą. I tak więźniowie, którzy przeżyli dramat obozów koncentracyjnych, przywieźli do Matki różańce wykonane z chleba czy też koronę cierniową z drutu kolczastego.

Wyjątkowe znaczenie mają dary wotywne przekazywane od papieży: monstrancja od Jana XXIII, kielich Pawła VI, złota róża od Jana Pawła II oraz zakrwawiona stuła po zamachu na papieża.

*

A jak to jest dzisiaj?
Czy Ona wciąż jest Królową Polski?

Jak najbardziej !

Uzdrowienia, nawrócenia, pojednania, łaski rodzicielstwa itd., itd.- to długa lista cudów, jakie mają miejsce w życiu każdego z nas za wstawiennictwem Matki Bożej ..

bo

Przyzwyczaili się Polacy wszystkie, niezliczone sprawy swojego życia, różne jego momenty ważne, rozstrzygające, chwile odpowiedzialne, jak wybór drogi życiowej czy powołania, jak narodziny dziecka, jak matura czyli egzamin dojrzałości, jak tyle innych… wiązać z tym miejscem, z tym sanktuarium. Przyzwyczaili się ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim swojej Matce -Tej, która tutaj nie tylko ma swój Obraz, swój Wizerunek, jeden z najbardziej znanych i najbardziej czczonych na całym świecie – ale która tutaj w jakiś szczególny sposób jest. Jest obecna. Jest obecna w tajemnicy Chrystusa i Kościoła – uczy Sobór. Jest obecna dla każdego i dla wszystkich, którzy do Niej pielgrzymują… choćby tylko duszą i sercem, choćby tylko ostatnim tchnieniem życia, jeśli inaczej nie mogą. Przyzwyczaili się do tego Polacy.” J.P.II

Opublikowano

Chrystus Zmartwychwstał Alleluja!

Ponieważ cud Zmartwychwstania jest tak niepojęty, że nie sposób zmieścić go w jednym dniu – dziś obchodzimy drugi dzień świąt. Mało tego – Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy, w której przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał.

*

[visuallightbox id=”10″]

*

Każdego dnia Oktawy Wielkanocnej śpiewa się „Chwała na wysokości Bogu”, a ewangelie – dzień po dniu – opisują spotkania Zmartwychwstałego ze swoimi uczniami.

Ci, którzy każdego dnia będą uczestniczyli we Mszy świętej, zwrócą uwagę na pewien szczegół: fragmenty odczytywanych Ewangelii prawie zawsze mają miejsce w Dniu Zmartwychwstania, nazywany „pierwszym dniem tygodnia”. W ten sposób lektura Ewangelii potwierdza to, że świętujemy ciągle ten jeden dzień, Pierwszy Dzień tygodnia – Dzień Zmartwychwstania. Tylko piątkowa Ewangelia ucieka w przyszłość i z Jerozolimy bądź okolic przenosi się do Galilei, nad Jezioro Tyberiadzkie.

*

Z Poniedziałkiem Wielkanocnym wiąże się tradycja Śmigusa-Dyngusa. Śmigus i Dyngus to dwa odrębne obyczaje, które praktykowane były jednego dnia. Dlatego z czasem ich nazwy się połączyły.

*

Dyngusem nazywano datek dawany przez gospodynie mężczyznom chodzącym w Poniedziałek Wielkanocny po domach, składającym życzenia świąteczne i wygłaszającym oracje i wiersze o męce Pańskiej, lub też czasem komiczne parodie. W zamian za to otrzymywali jajka, wędliny i pieczywo.

Śmigus z kolei to obyczaj polewania się wodą. Stąd też nazwa „lany poniedziałek”. Zwyczaj prawdopodobnie ma korzenie pogańskie i wiąże się z radością po odejściu zimy. Chrześcijaństwo dodało do tego oczyszczającą symbolikę wody, a także tradycję, zgodnie z którą oblewanie wodą jest pamiątką rozpędzania tłumów, które gromadziły się w poniedziałek, rozmawiając o Zmartwychwstaniu Chrystusa.


Opublikowano

Wielka Środa

W liturgii, w czytaniu mszalnym po raz kolejny pojawia się postać tragicznego ucznia. Mateusz opowiada o rozmowie Judasza z arcykapłanami – zdrajca otrzymuje trzydzieści srebrników za wydanie ofiary. 

*

Noc spędził Jezus poza miastem. Ze względu na bezpieczeństwo udawał się w różne miejsca- tym razem prawdopodobnie do Betanii.

*

Wielka Środa jest nazywana dniem Judasza. To właśnie w tym dniu ostatecznie zdecydował o zdradzie swego Mistrza. Daniel Rops skomentował jego postawę tak: „Popełnił zbrodnię, która jego imię okryje hańbą po wszystkie czasy”.

*

Ewangeliści nie przytaczają żadnych mów Pana Jezusa z tego dnia, zapewne po to, by w tej ciszy jeszcze bardziej ukazała się groza Judaszowego czynu.

*

Z postacią niewiernego apostoła wiąże się też najpopularniejszy zwyczaj, kultywowany w Wielką Środę. W całej Polsce obchodzono tzw. judaszki, czyli wieszanie czy też pojmanie Judasza.

*

Wykonywano słomianą kukłę, która miała wyobrażać Judasza. Do jej paska przypinano woreczek z 30 kawałkami szkła, symbolizującymi srebrniki. Zrzucano ją z najwyższego domu danej miejscowości. Potem bito ją kijami, szarpano, włóczono po ulicach, przeraźliwie przy tym krzycząc. Często z „Judasza” zostawała garść słomy. Tę resztkę palono lub topiono. Topienie kukły to także schrystianizowana forma topienia Marzanny, która wyrosła z pogańskich obrzędów witania wiosny.

*

Ze względu na nadmierną agresję uczestników widowiska, Kościół zakazał jego organizowania. Tradycja wieszania Judasza jest jednak nadal kultywowana np. w Jarosławiu na Podkarpaciu i jego okolicach.

*

W Wielką Środę w kościołach odprawiana jest tzw. ciemna jutrznia, czyli głośne odmawianie brewiarza przez duchownych. Dawniej odbywało się to przy świetle trójkątnego świecznika z piętnastoma świecami. Po każdym odśpiewanym psalmie gaszono jedną świecę.

*

Czynności te miały znaczenie symboliczne. 14 psalmów oznaczało 14 apostołów i 2 uczniów Chrystusa, którzy zwątpili i Go opuścili. Ostatnia, paląca się do końca świeca, była symbolem osamotnionego Jezusa.

*

Na zakończenie ciemnej jutrzni duchowni uderzali brewiarzami o ławki. Powstały hałas miał symbolizować opisane w Ewangelii trzęsienie ziemi i popłoch wśród uczniów po śmierci Chrystusa. Zdarzało się również, że młodzi chłopcy, naśladując księży, uderzali kijami o kościelne ławy.

*

Ciemną jutrznię odprawia się również rankiem w Wielki Czwartek i Wielki Piątek.

*

Wielka Środa to moment, w którym apostołowie przygotowywali się do święta Paschy, które miało się odbyć następnego dnia. W tym dniu księżyc, Ziemia, Saturn oraz Gwiazdozbiór Pieca zawsze ustawiają się w linii prostej.

Za oknem pełnia..

Święto Paschy jest obchodzone 14-15 dnia miesiąca Nisan. Wówczas, inaczej niż obecnie, obowiązywał kalendarz księżycowy, co oznacza, że 14-15 dnia każdego miesiąca przypadała pełnia księżyca. Konsekwencją zmiany kalendarzy z księżycowych na słoneczne było to, że odtąd cykl miesięcy przestał się pokrywać z cyklem księżyca i przez to właśnie Wielkanoc jest dziś świętem ruchomym. Choć z punktu widzenia kalendarza lunarnego nie: w wielkanoc zawsze na niebie dostrzeżemy pełnię i będzie to pierwsza wiosenna pełnia księżyca.


Wielki Wtorek

Liturgia mszalna Wielkiego Wtorku przenosi nas do wieczernika. Jezus zapowiedział zdradę Judasza, jednakże nikt z uczniów nie zrozumiał, o kogo chodzi. Natomiast Piotr na wieść o nieuchronnym odejściu Jezusa zapewnił o swej wierności, co spotkało się z powątpiewaniem ze strony Jezusa, który przewidział zdradę swego ucznia.

*

Ten dzień Jezus spędził znowu w mieście. Przebywając na dziedzińcu świątyni, zaobserwował ubogą wdowę, która złożyła swą skromną ofiarę do skarbony. I za ten gest otrzymała nieoczekiwane wyróżnienie. „Ta wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich” – skomentował jej czyn Pan Jezus.

*

Nie obeszło się również bez kolejnej próby skompromitowania niewygodnego Nauczyciela. Podchwytliwe pytanie dotyczyło sprawy płacenia podatków. Z chytrze zastawionej pułapki Jezus wyszedł zwycięsko. Ze spokojem dał zaskakująco proste rozwiązanie: „Dajcie cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie”.

*

Również w tym dniu Jezus wygłosił dłuższą mowę na temat końca świata. Gdy opuszczał świątynię, ktoś z uczniów zwrócił uwagę na piękno i majestat tej budowli. Zbawiciel, odpowiadając, ukazał przygnębiającą wizję: „Nie pozostanie tu kamień na kamieniu” (Mt24,2).

*

W dawnych czasach Wielki Poniedziałek i Wtorek w Polsce były dniami wielkich, przedświątecznych porządków. Sprzątano domy i obejścia, bielono piece i chaty, myto okna, czyszczono obrazy, szorowano podłogi. Dekorowano mieszkania wycinankami i wydmuszkami.

*

Z porządkami przed Wielkanocą trzeba było się uwinąć właśnie do Wielkiego Wtorku. Według dawnych wierzeń, jeśli sprzątanie trwało dłużej, mogło przynieść spóźnialskim pecha. W niektórych regionach Polski porządki przedświąteczne kończono już nawet przed Niedzielą Palmową.

*

Wielki Wtorek był także ostatnim momentem dla gospodarzy, aby wyjść w pole. Bo – jak głosiło przysłowie – „kto we Wielki Tydzień sieje, będzie miał szyćko wielgie”.

*

W tradycji chrześcijańskiej Wielki Poniedziałek i Wielki Wtorek to dni pojednania. Nie towarzyszy im szczególna liturgia, msze są odprawiane normalnie. Mają być okresem żałoby i zadumy nad śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa.

*

Tak się składa, że w naszym kościele odbywają się w tych dniach rekolekcje wielkopostne wraz z możliwością spowiedzi. Jest to więc świetna okazja, by jeszcze głębiej przeżyć najważniejszy tydzień w roku liturgicznym.

*


Wielki Poniedziałek

We Mszy św. w Wielki Poniedziałek czytana jest Ewangelia o namaszczeniu w Betanii. Maria, namaszczając stopy Jezusa cennym olejkiem, wykonała gest, który wywołał krytykę ze strony Judasza, spotkał się jednak z pochwałą i wdzięcznością Zbawiciela, który odczytał w nim czystą miłość.

*

Na ulicach Jerozolimy panowała przedświąteczna gorączka. Przybywały masy pielgrzymów. Nocowali najczęściej w namiotach, które szczelnie obrastały miasto. Domy zapełnione przybyszami stawały się gwarne i pełne ruchu. Do stolicy przybył także Antypas oraz rzymski prokurator Piłat.

*

Pan Jezus dokonał cudu, który wobec wszystkich wcześniejszych znaków miał wyjątkową wymowę: przeklął drzewo figowe, a to natychmiast uschło. Jest to jedyny „cud-kara”. Jak zrozumieć ten czyn? Daniel Rops, autor cenionej opowieści o życiu Jezusa stwierdził: „Przeklęta figa to człowiek okryty gęstym listowiem zewnętrznej, powierzchownej obserwacji, a nie przynoszący prawdziwych owoców miłości”.

*

Według Ewangelii Marka, Jezus w tym dniu wszedł do świątyni i zaczął wypędzać sprzedających w niej kupców, sprowadzając na siebie gniew kapłanów. Wyrzucając kupców ze świątyni jerozolimskiej Jezus dokonał oczyszczenia tego miejsca, napominając „napisane jest – mój dom będzie domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców” (Mk 11, 15-18).

*

Prawdopodobnie również w poniedziałek zaniepokojony Sanhedryn wysłał do Jezusa poselstwo z pytaniem, w imię kogo przemawia, skąd ma władzę nauczania? Jezus w odpowiedzi stawia własne pytanie o chrzest Jana Chrzciciela, na temat którego jednak rozmówcy nie chcą się wypowiedzieć. Prowokacja uczonych się nie udała. Odchodzą w poczuciu przegranej.

*


Opublikowano

Wielkopostne okruchy

– środa popielcowa –

*

Fioletowa stuła
opasuje marzec.
W zmarzlinę przedwiośnia
Popielec proch sypie…

Wnosisz Chryste swój krzyż
w nasze
szybkie życie
wolno
potykając się o grzech..

Pobiegnę za Tobą

z grupą miejskich kobiet
od stacji do stacji
brukiem sumień
smutnym skrzyżowaniem źrenic..

Znajoma Weronika wyciągnie
świeżą chustę.
Sąsiad Cyrenejczyk przymuszony chwilą
wykrzesze z siebie dobro.

Czułe serca matek
najgorsze przeczują

zanim na wzgórzu,
za miastem
znów Cię ukrzyżują.

Teresa Paryna

*

Środa Popielcowa to szary, zwykły dzień tygodnia. Nie święto, ale jednak wymowny i ważny dzień. Inny niż pozostałe środy. W kościołach w liturgii zaczyna się coś nowego. Milkną radosne pieśni, jest poważniej, ciszej, zmienia się nastrój zgromadzeń Ludu Bożego. Powiedział ktoś, że Matka Boża jest mniej uśmiechnięta, a Pan Jezus na krzyżu bardziej cierpiący. Dlaczego?

Bo zaczyna się Wielki Post, czas rozważania Męki Pana i przygotowania do obchodzenia Paschy. Jednocześnie czas zadumy, refleksji, uświadamiania sobie potrzeby i konieczności pokuty.

Wielki Post zaczynamy od posypania głów popiołem. Msze Święte z posypaniem głów na znak pokuty w naszej świątyni będą w środę 17 lutego o godzinach: 7:00, 9:00, 17:00 i 18:00.

Ale czy wiemy, skąd wziął się ten gest i co tak naprawdę wyraża? Przeczytaj, zanim pochylisz głowę i usłyszysz, że „z prochu powstałeś”..

Posypywanie głów popiołem

Zwyczaj posypywania głów popiołem ma w Kościele długą, bo sięgającą aż V wieku tradycję. Na początku Wielkiego Postu ci, którzy popełnili ciężkie grzechy wyznawali je biskupowi, a on włączał ich do tak zwanego „stanu pokutników”. Po wyznaniu grzechów wyprowadzano ich z kościoła, co miało symbolizować wypędzenie Adama i Ewy z Raju.

Przed świątynią ubierano ich w szaty pokutne, które mieli nosić przez cały Post i posypywano ich głowy popiołem. Publiczny charakter pokuty wynikał z przekonania, że grzech nie jest nigdy prywatną sprawą człowieka, ale raną zadaną całej wspólnocie, a zatem i we wspólnocie musi odbywać się pojednanie człowieka z Bogiem i braćmi.

Sam gest posypywania głowy popiołem lub pyłem z ziemi jest jednak dużo starszy. Znały go także inne religie i kultury basenu morza śródziemnego. Znajdujemy go również na kartach Starego Testamentu. W Biblii jest to znak pokuty, ale także żałoby. Dlatego w naszej katolickiej tradycji towarzyszą mu słowa zaczerpnięte właśnie z Pisma Świętego.

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz

Popiół to resztki po czymś, co przestało istnieć. Z prochu ziemi zostaliśmy utworzeni i weń na koniec wszyscy się obracamy. Chodzi tu nie tyle o straszenie się śmiercią, ile o wyrwanie się z naszego codziennego biegu i uświadomienie sobie pewnej podstawowej, a często przez nas zapominanej czy wręcz wypieranej prawdy. Jakiej? Że to wszystko, za czym tak pędzimy, to nie wszystko!

To za czym tak gonię, to o co tak bardzo zabiegam na co dzień, nie będzie trwało wiecznie. Kiedyś się rozpadnie, minie, zużyje. Są rzeczy ważniejsze i to na nich potrzebuję się na nowo skupić. Wielki Post to czas rewizji naszych priorytetów.

Nawracajcie się

Popiół jest sypki, zwiewny. Jak my sami. Wobec naszych pieczołowicie konstruowanych miraży o własnej wytrzymałości, wytrwałości, wobec wszelkiej pokusy samowystarczalności ta odrobina prochu mówi nam: jesteś prochem, piaskiem, biedną gliną.

Twoje dobre chęci i postanowienia same z siebie szybko się rozwieją, jak ten popiół na twojej głowie. Tylko Bóg może dać temu prochowi twardość skały. Tylko Boski Garncarz może z tej gliny ulepić trwałe naczynie dzięki swej łasce

Nawracajcie się! W języku Biblii znaczy: Zmieniajcie Wasze myślenie!

Post to czas na zmianę myślenia. Mojego myślenia o sobie jako o duchowym atlecie i o Bogu jako o trenerze czy sędzim, którego trzeba zadowolić odpowiednimi wynikami. Czas, by pomyśleć o sobie, jako o prochu, z którego tylko Bóg może coś sensownego ulepić.

Wierzcie w Ewangelię!

Popiół to pozostałość po tym, co spłonęło. Popiół na mojej głowie przypomina mi, że Pascha, do której się zbliżamy przez Wielki Post, jest piecem, Bożym ogniem. Każdy z nas ma swoją Paschę. Każdy przechodzi przez taki piec. Co ze mnie ocaleje? Z moich dobrych chęci, pobożnych życzeń? Ile z moich słów, czynów, decyzji ostoi się w godzinie próby?

Znalezione obrazy dla zapytania: pasja

Pewnie niewiele. A jednak to znak nadziei. Bo nie idę przez tę Paschę sam. Idę z Chrystusem, który pierwszy przeszedł dla mnie tę drogę. Ewangelia to Dobra Nowina o Jego zwycięskim Przejściu przez śmierć do Życia. O tym, że On ma moc odrodzić mnie nawet z garstki popiołu

*

„Dobry Jezu, czuwaj przy mnie przez czterdzieści dni, abym i ja mógł czuwać nad sobą”

Wielu ludzi w Środę Popielcową idzie na Mszę Świętą, gdzie tradycyjnie dają sobie posypać głowę popiołem. Czy tego dnia jest obowiązek uczestnictwa w Eucharystii? Nie – kościelne prawo tego nie nakazuje, jednak wszyscy, którzy ukończyli 14 rok życia, zobowiązani są do powstrzymania się od spożywania mięsa, a wszyscy między 18 a 60 rokiem życia zobowiązani są do postu ścisłego. Dlaczego jednak warto udać się do kościoła?

To, jak przeżywamy Triduum Paschalne, jest tak naprawdę papierkiem lakmusowym naszego chrześcijaństwa. Dlatego warto już od samego początku Wielkiego Postu, od posypania sobie głowy popiołem, zabrać się za porządne przygotowania. Najlepszą pomocniczką jest tu liturgia.

Liturgia Popielca zawiera Ewangelię, która stanowi dla nas strategiczny plan działania, w jaki sposób dobrze przeżyć Wielki Post. Strategia ta zakłada trzy etapy.

Pierwszym etapem jest post. Trzeba przypomnieć, że nie polega on na tym, że się np. nie ogląda telewizji, ale polega na tym, że się nie je.

Dzisiaj tę praktykę zastąpiła nam wstrzemięźliwość od mięsa i słodyczy, ale z prawdziwym postem ma ona niewiele wspólnego. W świętym czasie, który rozpoczynamy w Środę Popielcową, warto ograniczyć posiłki, poczuć na własnej skórze, że naprawdę nie samym chlebem żyje człowiek.

Poszcząc, odmawiając sobie pokarmów i jakichś przyjemności, zyskujemy czas i określone środki finansowe. Co z nimi zrobić? Czas należy przeznaczyć na modlitwę, a tym, co materialnie zaoszczędziliśmy, trzeba podzielić się z najuboższymi.

I to są właśnie dwa kolejne etapy: modlitwa i pomoc najuboższym (jałmużna). Bez nich poszczenie – i sam Wielki Post – nie mają żadnego sensu.

Pan Jezus mówi nam też, że to wszystko ma odbywać się w ukryciu.

Chodzi z jednej strony o okazanie szacunku tym, którym pomagamy (nasza pomoc nie może ich upokarzać!), a z drugiej – o dbałość, aby nasza modlitwa była przede wszystkim budowaniem relacji z Bogiem, a nie naszego dobrego wizerunku w oczach innych bądź też naszych własnych.

Czy te trzy etapy Wielkiego Postu mają jakiś element wspólny? Tak. Jest nim miłość, bez której całe życie nie ma sensu. Z miłości mamy się modlić, z miłości wspierać naszych braci w potrzebie, z miłości wreszcie mamy odmówić sobie pokarmu dla ciała, aby odkryć, że tym, co daje nam prawdziwe życie, jest Słowo Boga Żywego.

*

Psoty z popiołem, półpoście i „pogrzeb śledzia”..

Dawne polskie zwyczaje związane z innymi okresami liturgicznymi są żywe do dzisiaj, np. dzielenie się opłatkiem w Boże Narodzenie czy Śmigus Dyngus w Wielkanoc. A tradycje związane z Wielkim Postem zupełnie zanikły. A szkoda…

Wstępna Środa

Środa Popielcowa, rozpoczynająca Wielki Post, zwana była również Wstępną Środą – bo stanowiła „wstęp” do tego okresu liturgicznego. Dzień wcześniej odbywały się zapusty albo ostatki, czyli zabawy z tańcami, żartami i dobrym jedzeniem, często suto zakrapiane alkoholem. Chyba trochę z rozpędu, następnego dnia obrzęd posypywania głów popiołem był dla młodzieży okazją do psot, np. obsypywania się nawzajem popiołem. Co ciekawe, w kościele popiół przyjmował na głowę tylko senior rodu, który brał go dla swoich domowników i potem uroczyście posypywał im głowy w domu.

Post naprawdę wielki

W Środę Popielcową gospodynie dokładnie szorowały i wyparzały drewniane łyżki i naczynia kuchenne, żeby nie został na nich nawet ślad tłuszczu zwierzęcego. Bo dawny post miał niewiele wspólnego z tym, co praktykujemy dzisiaj – ludzie nie jedli mięsa aż do Wielkanocy i odmawiali sobie wielu innych smacznych rzeczy. W takim razie co jedli? Przede wszystkim żur, którego uroczyste wstawienie odbywało się w każdym domu na początku Wielkiego Postu. Żur był w Wielkim Poście jadany przez wszystkich – przez króla, przez szlachtę i przez włościan. Była to zupa gotowana na żytnim zakwasie chlebowym, przyrządzana niekiedy z różnymi dodatkami. Poza tym w poście jadło się ziemniaki, kiszoną kapustę, brukiew, chleb i śledzie. To wszystko skromnie okraszone olejem lnianym.

W domach i karczmach wieszało się w widocznym miejscu śledzia lub jego szkielet. Nic dziwnego, że tuż przed Wielkanocą (najczęściej w Wielką Sobotę) z ulgą urządzało się „pogrzeb śledzia i żuru”. Wśród okrzyków radości, ze śpiewem wynoszono te uprzykrzone artykuły z domów, wrzucano je do wykopanego dołu i zakopywano.

Wielka cisza

Na Wielki Post zamykano w skrzyniach instrumenty muzyczne. Muzyka była niedozwolona, ustawały śpiewy i wszelkie zabawy, a nawet karcono dzieci za głośne śmiechy i krzyki. Jeśli sąsiedzi i krewni spotykali się na wspólnych pracach gospodarskich, takich jak szycie (kobiety) czy naprawianie narzędzi (mężczyźni), zachowywali się bardziej powściągliwie, niż przez resztę roku oraz poświęcali ten czas na modlitwę i – tam, gdzie były książki i osoby umiejące czytać – na pobożne lektury.

półpoście

Wielkopostną ciszę i powagę przerywało na jeden dzień Półpoście. W dniu, w którym wypadała połowa tego okresu liturgicznego, na ulice wsi i miast wybiegały dzieci hałasujące drewnianymi kołatkami, młotkami i krzyczące: „Półpoście!”. Chłopcy rozbijali o drzwi domów garnki wypełnione popiołem – zwłaszcza tam, gdzie mieszkały panny na wydaniu – i dopuszczali się żartów, które były tego dnia powszechnie tolerowane. Stąd też potoczna nazwa tego dnia – Dzień Garkotłuka.

Znalezione obrazy dla zapytania: półpoście

Sprzątanie

Następnego dnia wracano do pokuty, ale rozpoczynano już pierwsze przygotowania do Wielkanocy i wiosenne porządki. Generalne sprzątanie przed Wielkanocą miało charakter niemal rytualny. Pucowało się domy od podłogi aż po dach – łącznie z szorowaniem i bieleniem ścian oraz trzepaniem ubrań i pościeli.

Na tydzień przed Niedzielą Palmową gospodynie na wsi przestawały piec chleb. Nie wolno było tego robić aż do Wielkiego Tygodnia. Uważano, że kobieta, która by ten zakaz złamała, sprowadziłaby na całą wieś suszę. Jeśli ktoś się tego dopuścił, istniało pewne remedium na fatum – trzeba było wrzucić winowajczynię razem z jej garnkami do rzeki albo stawu.

Śmiertelna Niedziela

Obyczaje religijne przeplatały się z typowo ludowymi. Czwarta niedziela Wielkiego Postu była dniem śmiertelnej walki zimy z wiosną – dlatego dzień ów zwany był Śmiertelną Niedzielą. Na ten dzień przygotowywało się Marzannę (inaczej: Dziewannę), która symbolizowała zimę, i po niedzielnej sumie rozrywało się ją na strzępy albo topiło w wodzie. Szczątki kukły rozsypywano na polach, by przyniosły obfity plon. Po zniszczeniu Marzanny ruszała po wsi procesja chłopców z „latkiem” (zdrobnienie od wyrazu „lato”) – drzewkiem przybranym kolorowymi bibułkami i pisankami. Czyżby to była wiosenno-wielkanocna odmiana bożonarodzeniowej choinki? Procesji towarzyszyły pieśni i nawiedzanie domów gospodarzy, którzy odwdzięczali się drobnymi podarkami.

Palma bije

Niedziela Palmowa nazywana była również Niedzielą Kwietną albo Wierzbną. Do kościołów zanosiło się ozdobione palmy, które były święcone, a po mszy obnoszone po wsi w uroczystych pochodach. Sąsiedzi prześcigali się w przygotowywaniu najpiękniejszych i najwyższych palm, a w XX wieku w wielu regionach kraju zaczęto organizować znane nam już palmowe konkursy. Jeszcze do niedawna istniał w Polsce zwyczaj (A może jest on jeszcze żywy w waszych domach?), że ten, kto pierwszy wstał w domu, mógł wysmagać innych domowników wierzbowa gałązką. Na wschodzie Mazowsza mówiło się przy tym wierszyk: „Palma bije, nie zabije./ Wielki dzień za tydzień!”. „Kotki” z poświęconych palm dawano dzieciom do zjedzenia, bo wierzono w ich prozdrowotne właściwości.

Po Niedzieli Palmowej zaczynał się już zupełnie inny czas – święty czas Wielkiego Tygodnia, który miał nie tylko własne nabożeństwa i pobożne praktyki, ale również własne zwyczaje.

*

Najpierw niedziela wielkanocna była poprzedzana czterdziestogodzinnym postem. Chrześcijanie przez dwa dni pokutowali, by trzeciego dnia świętować zmartwychwstanie. W kolejnym wieku stwierdzono, że dwa dni to za mało i pojawiła się tradycja obchodzenia Triduum Paschalnego. Potem rozszerzono ją na Wielki Tydzień, a od IV stulecia praktykowano już czterdziestodniową pokutę.

Liczba czterdzieści jest nawiązaniem do dni, które Pan Jezus spędził na pustyni. Może ona wskazywać również na czterdzieści lat, przez które Izraelici wychodzili z niewoli egipskiej i szli do Ziemi Obiecanej. Wreszcie, czterdzieści dni, nawiązuje do historii Eliasza, który mocą pokarmu danego mu przez Boga, szedł przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy do Bożej góry Horeb. Te trzy wydarzenia, o których pisze Biblia, wskazują symbolicznie czas przeżywania przez nas dzisiaj okresu Wielkiego Postu.


Opublikowano

Dokładnie 2 497 km stąd w linii prostej jest wąska, zakurzona, leżąca jakby na uboczu zwykła uliczka.. a jednak inna, niż wszystkie.. Nieliczni z nas mieli okazję przejść się jej korytarzem przynajmniej raz w życiu.. inni mieli to szczęście razy kilka..

Via Dolorosa

..tej ulicy się nie zwiedza – trzeba ją przeżywać..

..zobaczysz tu mnogość kolorów, piękno przedmiotów.. usłyszysz śmiech dzieci biegnących ze szkoły, nawoływania sklepikarzy, turystów przybyłych z różnych stron świata – tak jak wtedy przybyłych z różnych części Imperium Rzymskiego..

..tak samo praży słońce już przed południem.. mury nadal świecą niepowtarzalną bielą wpadającą w dziwny odcień żółci..

..podobnie starzec siedzi pod murem swego domostwa, a młoda kobieta niesie kosz z owocami..

..ten sam zgiełk kupczących.. pomarańcze pachną tak samo.. mdły zapach oliwek niczym się nie różni od tego sprzed dwóch tysięcy lat..

..także uzbrojeni żołnierze przechadzają się tu i tam, by swą obecnością – posiadaną bronią budzić respekt..

..tym niezbyt długim odcinkiem drogi nieustannie wędrują pielgrzymi.. odmawiają modlitwy, śpiewają, niosą krzyże..

..wśród tego tłumu śpieszącego w różne strony ktoś klęczy, pochyla głowę, inny dotyka płyt kamiennych, całuje fragment muru..

Nieustanny śpiew i modlitwa wśród kamieni historii i gwaru codzienności..

..tu rzeczywiście czuje się świętość tego Miejsca..

***

„Prowadzili więc Jezusa od Kajfasza na zamek” (J 18, 18)

I.Jezus na śmierć skazany

Idę.. krok za krokiem.. aby być świadkiem.. obecnie jest tu arabska szkoła Al-Omariya..

Świta.

Jest to godzina ludzi zapierających się.

Ja to pianie koguta słyszę tu, Panie..

***

„Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować” (J 19, 1) „Wtedy to wydał Go na śmierć krzyżową” (J 19, 16)

II. JEZUS BIERZE KRZYŻ NA SWE RAMIONA

Naprzeciwko szkoły – kaplice Skazania i Ubiczowania, a zaraz obok klasztor Sióstr Syjonu i brukowy plac Lithostrotos.. zachowały się tu jeszcze wyryte gry żołnierzy rzymskich..

Idę dalej.. mijam kilku muzułmanów oraz pielgrzymów.. zatrzymuję się.. wiem, że to gdzieś tutaj..

Stoję pod łukiem Ecce Homo.. świat poza murami przestaje istnieć..

Jezu..

przykryty żywym ogniem Ran

stoisz patrząc przez korytarz wieków

w moje oczy..

***
„Pocieszyciel daleko ode mnie, ten co by mi życie przywrócił”

III. jezus upada po raz pierwszy

Skrzyżowanie ulic. Po prawej muzułmańskie kobiety sprzedają przyprawy, zioła – bogactwo smaków i zapachów..

..w kaplicy panuje chłód..

Jerozolimskie kamienie..

Tu bili. Tu padł. Szedł dalej..

***
Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, popatrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza (Lm 1, 12)

IV. Jezus spotyka swoją matkę

Wchodzę do kościoła spotkania Syna i Matki. Cisza. Nie ma gwaru miasta. Nie ma handlu, nie ma nawoływań sprzedawców, nie ma naciągaczy. Ta stacja boli najbardziej..

Schodzę po schodach. Widzę ślad na posadzce. Tutaj Go spotkała. Sztylet w sercu. To trwa nieustannie..

***
„I zmusili niejakiego Szymona Cyrenejczyka, ojca Aleksandra i Rufa, który szedł z pola i przechodził mimo, aby niósł Krzyż Jego” (Mk 15, 21)

V. Szymon z cyreny pomaga nieść krzyż jezusowi

Od tego miejsca droga wije się dość stromo. Wokół mnie tłoczno, trzeba się przeciskać, nikt nie ustępuje miejsca.. mijam kolejnych muzułmanów, którzy idą do meczetu na Wzgórzu Świątynnym..

Staję pod ścianą z lewej strony. No tak. Piątek. Wtedy też żydzi spieszyli się, aby zdążyć i wrócić do domu przed Paschą..

Dotykam miejsca na ścianie budynku. Tutaj się oparł. Nierównomierne schody i śliskie kamienie utrudniają drogę. Szymonie.. dlaczego ty ?

Cóż miałem robić ?
Musiałem.
Kazali.

***
„Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą” (Lb 6, 25)

Vi. weronika ociera twarz jezusowi

Uważnie stawiając kroki rozglądam się wokół.. w piaskowych murach życie od wieków płynie swoim rytmem..

..a krople Krwi spływają po twarzy delikatną stróżką znacząc bruk..

..to nic.. za rogiem czeka miłość.. wybiegnie z tłumu.. pod prąd rozumowi.. z rąbkiem współczucia, oliwą pocałunku i chustą łez..

***
„On sam ich odkupił w swojej miłości i w swoim miłosierdziu”
(Iz 63, 9)

VII. jezus upada po raz drugi

Dochodzę do kolejnego skrzyżowania. Przytłacza mnie liczba sklepów, już nie tylko z pamiątkami religijnymi.. są tu słodycze, ryby, mięso..

Uśmiech sprzedawców nie zachwyca.. ktoś robi interes życia, ktoś traci wszystko..

..tylko Miłość nie unosi się pychą.. leżała tu przed Golgotą, więc wie..

***
„Córki Jerozolimskie, nie płaczcie nade mną, lecz płaczcie nad sobą i dziećmi swoimi” (Łk 23, 28)

VIII. jezus pociesza płaczące niewiasty

Patrzę na kamień umieszczony przy ósmej stacji. Miłość ma suche oczy i bardzo spłakane serce.

Widzę zakrzepłe Krwią usta..

– wody.. kroplę wody –

A one mają tylko łzy..

***
„Oto przychodzę, pragnę czynić wolę Twoją, Boże mój”
(Ps 40, 8-9)

IX. jezus upada po raz trzeci

Wracam na główną ulicę. Idę pomiędzy straganami. Wstrzymuję oddech – nie lubię zapachu surowego mięsa. Za chwilę znów trzeba skręcić. Wypatruję uliczki.

Ten upadek oznaczono wbudowaną w drzwi kościoła koptyjskiego kolumną z czasów rzymskich..

Jezu..

Widzisz już miejsce swej kaźni.

Tylko drzewa stoją cicho przerażone..

***
„Od stóp do głów nic na Nim zdrowego, tylko guzy i sińce, i świeże rany” (Iz 1,6)

X. jezus z szat obnażony

Te strome schody kierują do Kaplicy Obnażenia Jezusa z szat. Tutaj też przeszłość miesza się z teraźniejszością, a sacrum z profanum.

Ale Twoja miłość przetrwa wszystkie próby. Zaświadczyłeś o niej poszarpanym Ciałem..

***
„Przebodli ręce i nogi Moje. Mogę policzyć wszystkie kości moje..” (Ps 22, 17-18)

XI. jezus do krzyża przybity

Przekraczam próg Bazyliki Grobu Bożego. Szybko kieruję się na prawo i wchodzę krętymi schodami do góry. Tak naprawdę wspinam się na szczyt Golgoty.

Stępione gwoździe rozdzierają Ciało, a szydercze spojrzenia – duszę..

***
„Jezus znowu zawołał donośnym głosem i oddał ducha”
(Mt 27, 50)

XII. jezus na krzyżu umiera

Stoję za pielgrzymami w kolejce do miejsca, gdzie wbito krzyż. Wokół ciche śpiewy różnojęzyczne i modlitwy przeplatają się z informacjami przekazywanymi przez przewodników.

Jestem blisko. Dotykam marmurowego ołtarza. Jeszcze dwie osoby. Klękam. Pod ołtarzem jest wnęka. Dotykam srebrnej okrągłej płyty. Wyrzeźbione są w niej sceny z Męki Chrystusa. Nikt więcej się tutaj nie zmieści. Bóg przyjmuje pojedyńczo. Dotykam kamienia. Tutaj wbito krzyż.

Z jego wysokości widać lepiej. Jeszcze tylko ostatnie słowa – testament -po kawałku rozrywają serce Matki..

***
„A potem prosił Piłata Józef z Arymatei, który był potajemnym uczniem Jezusa, aby mógł zdjąć ciało Jezusa; i pozwolił Piłat”
(J 19, 38)

XIII. jezus zdjęty z krzyża

Podchodzę do ołtarza Matki Bożej Bolesnej.

Łzo utkana z milczenia..

Chciałaś jak Szymon nieść, jak Weronika otrzeć, jak Matka zasłonić własnym ciałem..

A jesteś tu i trwasz w bólu czekając  na swoje zagubione dzieci.

***
„A Józef wziął ciało i owinął je w czyste prześcieradło i złożył je w swoim nowym grobie, który wykuł w skale i zatoczył przed wejściem do grobu wielki kamień” (Mt 27, 59-60)

XIV. Jezus do grobu złożony

Bazylika Grobu Pańskiego przytłacza swą wielkością. Stoję drugą godzinę w kolejce z pielgrzymami okrążając grób. W tym miejscu pełnym mistycznych zakamarków wszystko się miesza, nakłada, uzupełnia, wyzwala kaskadę myśli. Z bizantyjskich mozaik na sklepieniu kopuły próbuję odczytać jakąkolwiek treść.

Natłok kaplic i obrządków, gdzie stykają się różne odcienie tej samej religii, jak pachnące zioła balsamiczne zmieszane ze łzami.

Przecież miłość na śmierć nie umiera. Nie opuszcza żadnego miejsca, dlatego idzie do grobu.
_________

***

Wychodzę z grupą na zewnątrz. Patrzę na twarze przyjaciół. Nikt z nas nie będzie już taki, jak przedtem.

Byłam z Tobą, Panie
w każdym z tych miejsc otwartych jak stygmaty..

Ale wracam do wnętrza Bazyliki.
Muszę tam wejść jeszcze na chwilę,
usiąść w kącie na marmurowych schodach,
i na ułamek sekundy
dostąpić drgania miejsca,
gdzie dokonało się zbawienie świata.

***

Niech zapamiętam
– raz na zawsze –
że jedyna droga do domu
to droga Golgoty

Amen.
________


Opublikowano

..gdy chorzy i cierpiący podtrzymują świat w Bożym uścisku..

11 lutego -we wspomnienie pierwszego ukazania się Maryi św. Bernardecie Soubirous w Lourdes (1858 r.), Kościół katolicki obchodzi ustanowiony przez Jana Pawła II Światowy Dzień Chorego.

W naszej świątyni w czwartek uroczysta Msza św. w intencji chorych będzie odprawiona o godz. 17:00; wcześniej będzie również możliwość spowiedzi. W czasie Mszy św. można będzie przyjąć sakrament namaszczenia chorych dla zdrowia duszy i ciała.

*

Czy dziś naprawdę z całkowitą pewnością mogę powiedzieć, że „Bóg tak chciał”, stojąc nad łóżkiem w hospicjum lub na oddziale onkologicznym?
Czy wiem, że krzyż Jezusa był jedną z wielu setek tysięcy szubienic sterczących przy drogach imperium rzymskiego, a jednak stał się narzędziem zbawienia i łaski, bo przybity do niego Człowiek rzucił się z jego wysokości w ramiona Boga ? Jak to wszystko zrozumieć ?

*

nic nie poradzisz

Choroba własna lub kogoś bliskiego, nasze różnego rodzaju słabości, niedomagania, uciążliwości związane z wiekiem, wreszcie odchodzenie tych, których kochamy. Cała gama cierpień, które po prostu przychodzą w pewnym momencie życia, nie pytając nas ani o zgodę, ani o naszą gotowość.

Tak już jest w świecie stworzonym i odkupionym przez Boga, ale noszącym aż po kres swego istnienia ślad kosmicznej katastrofy zwanej przez nas „grzechem pierworodnym”, której skutkiem jest zburzenie zaplanowanej pierwotnie przez Boga harmonii i stanu szczęścia.

Czasem możemy jeszcze walczyć, starać się poprawić naszą sytuację, leczyć się, próbować sobie lub drugiemu pomóc. Ale niejednokrotnie nie da się już wiele zrobić lub po prostu nie można zrobić już nic. Wtedy zaczyna się w sercu walka.

Odpowiedzi, które często nam się wówczas nasuwają (lub które podsuwają nam inni) to „próba” lub „kara”, a może „łaska”? Chętnie szafujemy wtedy stwierdzeniem: „Bóg tak chciał”. Ale skąd ta pewność? Czy rzeczywiście jestem pewien, że to co się dzieje jest „wolą Bożą”?

*

łaska – prezent od boga ?

Znalezione obrazy dla zapytania: łaska cierpienia

Nie, choroba – cierpienie nie jest łaską i nie uszlachetnia. Bo nie jest niczym dobrym. I też nie jest nigdy wolą Boga. Gdyby było, to musielibyśmy przyjąć, że Bóg może chcieć (i często chce) zła i cierpienia swoich stworzeń. Ale to już nie jest Bóg, jakiego znamy z Objawienia – nie Ojciec, którego objawił nam Jezus Chrystus.

Choroby, tragedie, kłopoty, starość, straty nie są niczym dobrym same w sobie. Bóg nie zsyła nam ich jako „krzyży” w celach pedagogicznych. Żadne z nich nie jest też krzyżem „z automatu”. Jest po prostu złem, które nas spotyka.

To zło spotyka nas dlatego, że zaplanowany przez Boga porządek świata został zniszczony przez katastrofę grzechu. Ale to zło (nieraz naprawdę straszliwe) może stać się krzyżem, czyli miejscem paschalnego zwycięstwa, łaski i zbawienia, jeśli zechcemy (na miarę swoich sił i możliwości) w taki sposób je przyjąć i przeżyć.

To jednak zawsze zależy od naszej woli. Jeśli próbuję przeżywać to zło, które mnie niszczy w jedności z Jezusem (przez modlitwę, sakramenty, przez powtarzany uparcie akt mojej kruchej woli zwróconej do Niego), to dzięki Jego łasce moje cierpienie staje się krzyżem – kładką przerzuconą między tym zranionym przez zło światem, w którym żyję, a „nowym niebem i nową ziemią”, gdzie Bóg „otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie; ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie” (por. Ap 21,1-5).

Choroba sama w sobie jest złem. „Zdarza się, że choroba zakorzenia się w nas tak bardzo, że zdaje się być jednocześnie intruzem i zwycięską siłą” – mawiał św. Jan Paweł II. To zło wydaje nam się szczególnie absurdalne i trudne do zniesienia, gdy dotyczy dziecka. Dalibyśmy wszystko, byleby tylko móc wziąć na siebie jego chorobę, cierpieć zamiast niego, a tymczasem jesteśmy tylko bezsilnymi obserwatorami, których często ogarnia lęk, bunt lub poczucie winy.

*

kara ?

Choroba nie jest złem bezwzględnym. Podobnie jak zdrowie nie jest bezwzględnym dobrem. Jak pisał św. Bazyli Wielki: „Zdrowie samo w sobie nie czyni dobrymi tych, którzy je posiadają, nie jest jedną z rzeczy dobrych ze swej natury”. Co z kolei kazało powiedzieć innemu z Ojców Kościoła, św. Grzegorzowi z Nazjanzu: „Nie przeceniajmy każdego przejawu zdrowia i nie gardźmy każdą chorobą”. Innymi słowy, wszystko zależy od użytku, jaki zrobimy z choroby lub zdrowia. Czy też jeszcze pogłębiając temat, wszystko zależy od naszego spojrzenia na chorobę, od tego jaką perspektywę obierzemy.

Choroba nie jest przekleństwem. Nawet jeśli jest konsekwencją grzechu pierworodnego, nie jest karą, którą Bóg wymierza nam osobiście. Pamiętamy pytanie Apostołów, jakie postawili w przypadku niewidomego od urodzenia: „«Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?». Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego»” (J 9, 1-2). Jezus powtarza nam to za każdym razem, gdy w obliczu choroby pytamy: „Czym sobie na to zasłużyłem?”. Mówi nam to również wtedy, gdy w obliczu zła, które dotknęło innych, myślimy sobie «Dobrze mu tak, pokarało go».

*

próba ?

Znamy zapewne wiele przypadków ludzi, którzy pod wpływem własnej choroby nawracają się lub ostatecznie tracą wiarę w Boga i Jego dobroć. W tym kontekście słuszną wydaje się myśl, że każda choroba jest pewną próbą, która potrafi nadać sens cierpieniu i uczynić je znośnym bądź złamać człowieka, który w wewnętrznej rozpaczy pyta: Dlaczego?

Niestety, na tak postawione pytanie nie mamy jednoznacznej odpowiedzi. Wszelkie próby zdefiniowania sensu cierpienia kończą się rozczarowaniem i wcale nie ułatwiają znoszenia choroby.

Pytanie to tym bardziej nie daje spokoju, ale wręcz krzyczy na widok małych ciężko chorych pacjentów.. dlaczego oni muszą zmagać się z takimi chorobami? To cierpienie niewinnych dzieci kieruje nasze myśli na krzyż, gdzie też sama Niewinność poddana została cierpieniu i śmierci. Widocznie pozostanie to pewną tajemnicą Pana Boga, który patrzy na nasze cierpienie zupełnie inaczej.

*

dar dla świata ?

„Cierpienie jest w świecie po to, ażeby wyzwalało miłość.”

..pisał Jan Paweł II

Choroby wiążą się z niewyobrażalnym lękiem i bezradnością oraz poruszają całe społeczności. Chwieją gruntem pod nogami, którym jest tak zwana codzienność, praca, zabawa i plany na przyszłość – bo uświadamiają, że to, co jest dziś, jutro może już być jedynie wspomnieniem „normalnego życia”.

Ewangelia często posługuje się obrazem przynoszenia chorych do Jezusa. Czerpiąc z tej tradycji, śpiewamy w jednym z hymnów brewiarzowych: „Jezu otoczony rzeszą kalek, ślepców, trędowatych, ciał niemocą naznaczonych”.

Sam Jezus w sposób szczególny wydaje się kierować swoje zainteresowanie ku chorym i cierpiącym. Wielu pragnęło jedynie samego zbliżenia do Mistrza, a znamy przypadek, gdy zwykłe dotknięcie płaszcza Jezusa przywracało zdrowie. Wszystkie te historie pokazują , że Jezus nie jest obojętny na chorobę i ból z nią związany.

W swojej misji uzdrawiania ludzkości domaga się tylko jednej rzeczy – wiary. „Twoja wiara cię uzdrowiła” – słyszymy z Jego ust za każdym razem. To jakby przypomnienie, że człowiek może przeżywać swoją chorobę na wyższym poziomie niż reszta stworzenia.

Choroba staje się więc okazją, by zbliżyć się do Boga, by zanurzyć się głębiej w Jego miłości. Oczywiście, łatwo to powiedzieć. Dużo trudniej jest tym żyć. Ale jest to możliwe, dlatego że Bóg czyni to możliwym. Prosi nas jedynie o ten wysiłek, by odpowiedzieć „tak” temu, co przychodzi, minuta po minucie, nie żałując przeszłości i nie obawiając się przyszłości. „Tak”, które opiera się na sile Chrystusa: „Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem silny (2 Kor 12, 10). Wobec choroby, zwłaszcza tej poważnej, błagamy Boga, by uczynił cud. A Bóg niejednokrotnie wydaje się głuchy na to wołanie. Ale czy to On nas nie słyszy, czy to my nie potrafimy Go słuchać?

*

W obliczu śmiertelnej choroby mamy wydarzyło się wiele sytuacji, które niejednokrotnie zmuszały nas do myślenia. Jakiś impuls nie całkiem racjonalny sprawiał, że właśnie wtedy, gdy uginały się pod nami nogi, a w głowie huczały bezradność i strach – czuliśmy bliską obecność Boga, jak położenie na ramieniu ręki..
Zrozumiałam, że jednak nie wszystko wiemy o ludziach, którzy cierpią. Nawet będąc tak blisko, towarzysząc na wszystkich szpitalnych ścieżkach, które dzielą ich od zdrowia albo przejścia na tamtą stronę, możemy nie mieć pojęcia o tej Obecności, która jest przy nich i krok po kroku przeprowadza przez trud cierpienia.
Wiem, że nigdy tak do końca nie znajdę odpowiedzi, dlaczego mamy dźwigać swój krzyż. Przemawia do mnie za to mocno, że nikt z nas nigdy nie jest z tym krzyżem sam. Bo tak, jak ta Obecność jest – tak każdy z nas może być dla drugiego kimś, kto rozrywa samotność cierpienia.

U progu zbliżającego się okresu Wielkiego Postu i rozważania Męki Pańskiej mam też w sercu myśl, że On – Jezus, przeszedł tę ścieżkę po to, by nas potem w cierpieniu nosić, by każdy chory i cierpiący mógł podtrzymywać ten świat w Bożym uścisku..

*

NAMASZCZENIE I CO DALEJ ?

Sakrament namaszczenia chorych jest doskonałym „lekarstwem”, bo ma liczne zalety i żadnych skutków ubocznych. Czy rzeczywiście jest jednak skuteczny?

Przyglądając się dogłębniej drugiemu sakramentowi uzdrowienia namaszczeniu chorych – (pierwszym jest pokuta) – możemy mieć wrażenie, że jest on jednym z najbardziej tajemniczych sakramentów. Być może niektórzy nie byli w ogóle świadkami jego udzielania. Często też bywa on błędnie utożsamiany z ostatnim namaszczeniem. Jak to wszystko rozumieć ?

Sakrament chorych jest obrzędem przejścia. Pozwala przekraczać sytuacje graniczne: z choroby do uzdrowienia, ze śmierci do życia wiecznego. Sytuacje graniczne wiążą się z doświadczeniem bólu, cierpienia i towarzyszy im zwykle lęk, niepokój, a nawet strach oraz przykre uczucia bezradności, samotności, niezrozumienia, odrzucenia… W takich sytuacjach, gdy zawodzą wszelkie ludzkie siły i możliwości medycyny, istnieje łaska spotkania z Jezusem Uzdrowicielem. Jezus w sakramencie chorych uzdrawia przede wszystkim ducha, psychikę.

Sakrament ten nie jest przeznaczony wyłącznie dla umierających. Ponieważ „każda choroba może łączyć się z przewidywaniem śmierci” wskazane jest, aby był on udzielany osobom w niebezpieczeństwie śmierci lub powracającej chorobie. Czasem faktycznie bywają sytuacje, że człowiek niedługo po jego udzieleniu umiera, natomiast nie należy tego rozumieć, jak stuprocentowy wyrok. Takie przekonanie powoduje odkładanie sakramentu do ostatnich minut, a niejednokrotnie wzywa się kapłana dopiero po śmierci.

Sakrament jest skuteczny, gdy dokonuje się to, o czym mówi.

Św. Jakub pisze:

„Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5, 14-15).

Być może powinniśmy przyjrzeć się temu sakramentowi w najjaśniejszych chwilach swojego życia, by prosić o niego w czasie trudnych doświadczeń.

Pamiętajmy, że..

..sakrament chorych prowadzi przede wszystkim do uzdrowienia duchowego, ale zdarza się również, zwłaszcza gdy przyjęty jest z głęboką wiarą i taka jest wola Boża, że pomaga w uzdrowieniu fizycznym. 

Czułe namaszczenie świętym olejem pozbawia śmierć jej okrucieństwa. Ma w sobie coś tkliwego, macierzyńskiego. Przyjmując sakrament namaszczenia chorych, spotykamy Jezusa jako Ojca i Matkę, który wspiera nas swą męską siłą, a jednocześnie po macierzyńsku bierze w ramiona. Spotkanie z Nim rodzi pewność, że przechodząc ze świata ziemskiego do niebieskiego, będziemy czuć macierzyńską miłość, którą otula nas Bóg (A. Grün).

*

LOURDES..

Nie bez przyczyny akurat we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes ojciec święty Jan Paweł II ustanowił Światowy Dzień Chorego..

Lourdes – miasteczku leżącym u stóp Pirenejów – zrobiło się głośno dzięki Matce Bożej. Maryja ukazała się tam w 1858 r. Bernardzie Marii Soubirous, zwanej przez bliskich Bernadetą.

„Idź do źródła, napij się z niego i obmyj się” – te słowa usłyszała Bernadeta Soubirous od Maryi. Co roku sześć milionów wiernych przybywających do Lourdes wypełnia to polecenie Matki Bożej. 

Od czasu tych objawień, czyli przez ponad 160 lat do Biura Lourdes ds. Obserwacji Medycznej zgłoszono ponad siedem tysięcy cudów, z których oficjalnie uznanych zostało siedemdziesiąt. 

Dr Theillier przestrzega jednak, by pamiętać, że choć liczne uzdrowienia dokonały się właśnie przy udziale źródła z groty Misabielle, to jednak nie ono uzdrawia, lecz głęboka wiara i modlitwa pielgrzyma. W rozmowie z „Przewodnikiem Katolickim” przyznaje wprost: „Ta woda nie ma szczególnych właściwości”. I dodaje, że uzdrowienie dokonuje się za sprawą Boga, przy wstawiennictwie Matki Bożej, zaś źródło stanowi ważny symbol. „Dla mnie to przede wszystkim symbol życia” – zaznacza.

… Uśmiech Maryi jest źródłem wody żywej. «Jeśli ktoś (…) wierzy we Mnie (…) Rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza» – mówi Jezus (J 7, 38). Maryja jest Tą, która uwierzyła, i z Jej łona wytrysnęły strumienie wody żywej, które użyźniły historię rodzaju ludzkiego. Źródło, które tutaj, w Lourdes, Maryja wskazała Bernadetcie, jest skromnym znakiem tej duchowej rzeczywistości. Z Jej serca wierzącej i matki wytryskuje woda żywa, która oczyszcza i uzdrawia.

..Benedykt XVI o Matce Bożej z Lourdes..

*


Opublikowano