Ostatnia prosta

-Niedziela Palmowa-

Dzień radosnej euforii, przeszywającego smutku i szumiącej palmy kołyszącej się na wietrze.. ta niedziela otwiera przed nami czas upamiętniający ostatnie ziemskie dni Chrystusa..

Liturgia tego dnia wspomina uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy na pięć dni przed Jego ukrzyżowaniem. Jest rozpięta między dwoma momentami: z radosnej procesji, która wypełnia nasze serca euforią, że Jezus jest pośród nas, Kościół nagle – bez większych wstępów i wprowadzeń – poprzez czytanie z podziałem na role, przenosi nas w klimat Męki Pańskiej.

W ten sposób chce podkreślić, że triumf Chrystusa i Jego Ofiara są ze sobą nierozerwalnie związane.

W Niedzielę Palmową obowiązuje czerwony kolor szat liturgicznych. Mimo to uroczystość ma wymowę radosną, gdyż rozpoczyna ciąg wydarzeń, przez które dokonało się zbawienie świata.

Udział w liturgii Niedzieli Palmowej oznacza zgodę na krzyż, cierpienie z Chrystusem oraz na taką, a nie inną drogę życia. W niektórych parafiach asysta liturgiczna wychodzi na zewnątrz kościoła, a potem procesjonalnie podchodzi do zamkniętych drzwi świątyni, w które następnie kapłan trzykrotnie uderza krzyżem, ukazując w symboliczny sposób, że krzyż otwiera drogę do nieba.

Podczas tego obrzędu śpiewa się antyfonę: „Bramy, podnieście swe szczyty, unieście się odwieczne podwoje, aby mógł wkroczyć Król chwały”. Zaraz przy wejściu do kościoła czytana jest Ewangelia o tryumfalnym wjeździe Jezusa do Jerozolimy, a następnie kapłan święci palmy. Później zostają one spalone, a popiołem posypuje się głowy wiernych w Środę Popielcową następnego roku.

W polskiej tradycji ludowej Niedzielę Palmową nazywano również Kwietną bądź Wierzbną.

Tradycyjne palmy wielkanocne przygotowywano z gałązek wierzby, która w symbolice Kościoła jest znakiem zmartwychwstania i nieśmiertelności duszy. Obok wierzby używano także gałązek malin i porzeczek. Ścinano je w Środę Popielcową i przechowywano w naczyniu z wodą, aby puściły pąki na Niedzielę Palmową. W trzpień palmy wplatano również bukszpan, barwinek, borówkę i cis. Tradycja wykonywania palm szczególnie zachowała się na Kurpiach oraz na Podkarpaciu, gdzie corocznie odbywają się konkursy na najdłuższą i najpiękniejszą palmę.

Po ich poświęceniu zatykano je za krzyże i obrazy, by strzegły domu od nieszczęść i zapewniały błogosławieństwo Boże. Wtykano także palmy na pola, aby Pan Bóg strzegł zasiewów i plonów przed gradem, suszą i nadmiernym deszczem.

*

Niedziela Palmowa to dzień potężnych skrajności i niewiarygodnego rozdarcia. Od euforii po nienawiść, od uwielbienia po odrzucenie, od tłumu po samotność..

To jest czas, który powinien nas przebudzić, otrząsnąć i zszokować. Tu trzeba otworzyć szeroko swoje serce i zobaczyć potężne pęknięcie, jakie uczynił w nim nasz grzech.

Tu nie wystarczy pomachać palmą nawet największą, bo zrobioną na konkurs ogłoszony w parafii, ale trzeba się zatrzymać i zawołać z całego serca, z popękanych głębin bezradności – hosanna, czyli zbaw mnie Panie, zbaw mnie Jezu, potrzebuję Ciebie!


Opublikowano

Na ostatniej prostej Wielkiego Postu

*

ja adam

usłyszałem

Twój głos Panie

z ukrycia wychodzę..


oto zrobiłem wszystko

co chciałem



zniszczyłem kamienne tablice

śmiejąc Ci się w twarz

zhańbiłem każdą świętość

odwróciłem znaczenie

starych jak świat praw



biel nazwałem czernią

nonsens prawdą

otwarte drogi

– to ślepe zaułki

zakręty są przepaścią


trąd mego grzechu

zaburza porządek

w przyrodzie



nic nie mam

na swą obronę


prócz Twego Krzyża

i Matki pod nim

*

*

Zostało jeszcze kilka dni, w tym najważniejszy okres – Triduum Paschalne.

Nie oglądaj się „za siebie” i na to, co nie wyszło przez ostatnie tygodnie.

Skup się na najbliższych dniach, weź udział w rekolekcjach..

*

Bo na ostatniej prostej Wielkiego Postu podążamy trudną drogą.. zmierzamy do Zmartwychwstania, obejmując wraz z Chrystusem krzyż.

*

*


Opublikowano

Gorzkie Żale przybywajcie..

Czy można dziś wyśpiewać prawdę o szalonej miłości Boga do nas wszystkich – przerażonych, uwikłanych w grzechy i strachy, osamotnionych, połamanych na duchu..?

Ależ oczywiście..

To właśnie Gorzkie Żale są tym wyjątkowym nabożeństwem, które w trzech częściach wspaniałej poezji oddaje emocje, pomagające wtopić się w misterium męki Chrystusa, towarzysząc Jego bolesnej Matce..

*

Chłodne od zmierzchu powietrze wypełnia się głośnym nawoływaniem dzwonu. Mama prosi, abym się pospieszyła. Sama szybko nakłada płaszcz. Nakrywa głowę szalem. Idziemy po wyśnieżonej jeszcze drodze, po jej bieli rozjaśnionej purpurowym światłem zachodzącego już słońca. Siadamy w ławce. Mama otwiera książeczkę do nabożeństwa. I nagle słyszę, jak kościół zaczyna oddychać organową muzyką i śpiewem. Z bocznych jego naw, ze środka zaczynają wznosić się słowa: 'Gorzkie żale przybywajcie..’
Głosy kołyszą się jak gałązki wierzby na wietrze, łączą w tonację molową, są miękkie i zarazem smutne. Wydaje się, że chcą się dźwignąć, wyprostować, ale pod ciężarem rozpaczy opadają na kamienną posadzkę. Jest w nich powolny, miarowy, jednostajny krok udręczonego człowieka, jest i akt skruchy. Śpiew płynie..

*

W pierwszej części nabożeństwa pochylamy się nad wydarzeniami, które poprzedzały wyrok u Piłata.

Druga ich część pozwala zatrzymać się nad wydarzeniami od oskarżenia Jezusa aż do ukoronowania cierniową koroną.

Natomiast w trzeciej części śpiewem opowiadamy ostatni akord ziemskiego życia Jezusa – od ukoronowania cierniem aż do złożenia martwego Ciała w grobie.

Ten pięknie utkany tekst modlitewny porusza do samej głębi..

Niezależnie od części modlitwę otwierają słowa Pobudki, jako zachęty do rozważania Męki Pańskiej.

Ciekawe jest, że ukazaną w „Hymnie” przestrzeń świata wyznaczają powtarzane w każdej jego części słowa „krew” i „serce”. Uważne przyjrzenie się ich usytuowaniu w tekście pozwala zobaczyć, że słowa te występują naprzemiennie. Wydaje się, że jak drogowskazy – powinny tkwić w każdym z nas, wyznaczając kierunek naszych myśli i czynów – „miłość i ofiara”, „ofiara i miłość”…i tak aż do końca..

Litanijny lament duszy nad cierpiącym Jezusem wywołuje stan przeciągłego zawodzenia, rzewności i długotrwałego bólu, jaki odczuwa Dusza patrząca na umęczonego Zbawiciela. Przypatrując się okrucieństwu człowieka – Dusza wciąż waży boskość Chrystusa, by w konsekwencji odkryć mądrość istnienia i bez wahania oświadczyć: „Bądź uwielbiony! Bądź wysławiony! Boże nieskończony!”.

Jak bardzo ujmująca jest Rozmowa duszy z Matką Bolesną.

Matka Jezusa nie zwraca się do nikogo poza swym Synem. Z opowieści Duszy wynika, że jest swoim czuciem, swoją myślą nieobecna w świecie ludzi. Przeszyta bólem, „na sercu ciężko stroskana” zdaje się być kimś, kto nie zauważa tego, co wokół niego się dzieje.

Na wiele pytań Duszy nie odpowiada, jakby ich nie słyszała. Nie prosi o wsparcie, nie oczekuje ludzkiego żalu – natomiast całą sobą wtapia się w cierpienie swojego Syna, jak wtapia się każdy człowiek, który traci na zawsze ukochaną osobę.

Dusza, mimo milczenia Matki Boskiej, trwa przy niej i nie odstępuje jej. Poprzez szereg pytań, jakie zadaje i wymowne milczenie Najświętszej Marii, z jakim się spotyka, zaczyna rozumieć, że człowiekowi trzeba zawsze dać czas, aby mógł swój ból sam przeboleć. 

Dusza pojmuje, że w spotkaniu z cierpiącym człowiekiem najważniejsze jest, by być z nim. To bycie wcale nie musi oznaczać trwania w rozmowie, w słowach. Ono powinno polegać przede wszystkim na uczestniczeniu w dramacie cierpienia, dlatego też Dusza ostatecznie powie: „Pragnę, Matko, zostać z Tobą, dzielić się Twoją żałobą, śmiercią Syna Twojego.”

Zostać z człowiekiem, który cierpi, dzielić się z nim swoją żałobą – oto mądrość „Gorzkich Żali”.

Jest więc w nich nie tylko żarliwa wiara budowana na płaszczyźnie wielkich wzruszeń, spiętrzonych emocji, ale i piękna przypowieść o tym, jak należy poznawać świat, jaką drogą należy zmierzać, żeby dotrzeć do Prawdy.

*

Bestseller wszechczasów..?

Gorzkie Żale online 2021 - transmisja na żywo w TV, internecie i radiu

„Gorzkie żale” z pewnością napisał geniusz. Kim był?

Niewielka książeczka z bardzo długim barokowym tytułem: „Snopek Myrry z Ogroda Gethsemańskiego albo żałosne Gorżkiey Męki Syna Bożego […] rospamiętywanie” ukazała się w 1707 roku w Warszawie.

Tak, tak.. Gorzkie Żale mają już 317 lat!

Jak czytamy dalej na stronie tytułowej, książka została wydana „za staraniem i kosztem Ichmościów Panów Braci i Sióstr Konfraternijej Rocha Świętego przy Kościele farnym Świętego Krzyża w Warszawie”. Kościół stoi do dzisiaj i jest jedną z bardziej znanych świątyń w Polsce.

Utwór zredagował ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo, który był opiekunem tejże „Konfraternijej”, czyli Bractwa. Przyjmuje się, że to właśnie on napisał tekst.

Zapewne wzorował się na popularnych wówczas przedstawieniach pasyjnych i łacińskich oraz polskich pieśniach wielkopostnych, ale dzieło jest oryginalne i jedyne w swoim rodzaju.

Nabożeństwo Gorzkich Żali bardzo szybko się spopularyzowało. Na początku XIX wieku było odprawiane chyba w każdej polskiej parafii. Przez półtora wieku żadna książka nie rozeszła się po Polsce w tylu egzemplarzach.

Kiedy mieszkańcy Warszawy zaczęli masowo chodzić na Gorzkie żale do kościoła Świętego Krzyża, dominikanie obserwanci zauważyli w swoim kościele pustki na różańcu. Nie spodobało im się to.

Napisali więc list do papieża z prośbą o zakazanie nowego nabożeństwa. Papież jednak nie tylko nie zabronił odprawiania Gorzkich Żali, ale wręcz ustanowił odpusty dla tych, którzy w nim uczestniczyli.

W żadnym innym kraju pobożność nie wytworzyła i nie zachowała tej pięknej pasyjnej tradycji. Dlatego Gorzkie Żale to nie tylko bezcenny zabytek, ale także wyraz typowo polskiej pobożności.

*

Gorzkie Żale za firanką..?

Niemiecka mistyczka średniowieczna, święta Mechtylda, podczas jednego ze swych licznych objawień Pana Jezusa, usłyszała od Niego te słowa:

Ilekroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie kto westchnie, tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łzę uronił, tak mi jest miłym, jak gdyby za mnie podjął męczeństwo.

A więc przybywajcie żale, z całą swoją typowo ludzką, a jednocześnie chrześcijańsko – polską gorzkością w godzinie przejmujących słów i dźwięków! W kościele, w kącie pokoju, za firanką codzienności, w cieniu rzęs, przepuszczających kolejne promienie łez..

*

Nabożeństwo kończy się, a ludzie rozchodzą. W oknach domów zapalają się światła. Wracamy pośród szeptów, przytłumionych rozmów. Ulica zatopiona w stężałym mroku wypełnia się żółtym omdlewającym światłem przydrożnych lamp. Bijąca od miasta łuna skruchy i tęsknoty wznosi się aż po sklepienie nieba, aż po konstelacje gwiazd. Powoduje, że mrok słabnie i nie jest już tak gęsty jak o zmierzchu. Niedługo potem miasto zapada w sen błogosławionej ciszy. W niej trwać będzie do świtu, kiedy na witrażu poranka słońce wyświetli obraz  nowego zmartwychwstania.

*


Opublikowano

Wielkopostne okruchy

– post lekki jak latawiec –

Nie oszukujmy się! Post oznacza przede wszystkim ograniczenie jedzenia. I nie chodzi tu wcale o zamianę wieprzowiny na wykwintną rybę.. post ma boleć! ..ale ma być też lekki jak latawiec.. jak to rozumieć?

*

Tradycje okołopostne mają się dobrze jak np. tłusty czwartek, ale samo poszczenie już nie. Post rozumiany jako rezygnacja z jedzenia to dla wielu z nas jakiś infantylny i niepraktyczny relikt minionych wieków.

A jednak ograniczanie w poście jedzenia (nie tylko słodyczy) to bardzo dobry pomysł.

Dlaczego?

Jesteś tym, co jesz..

Jedzenie jest jak paliwo. Jego jakość i ilość wpływa na nasz organizm oraz samopoczucie. Niemało osób, właśnie przez diety zmieniające „paliwo”, wprowadza zmianę w swoim życiu. Coraz więcej diet polega nie tylko na zmianie tego, co się je, ale na rezygnacji z różnych produktów. Brzmi znajomo?

Post to czas dla ducha, a duch z ciałem jest nierozłączny. To, jak się odżywiamy, ma wpływ na naszą dyspozycję duchową. Ociężałe ciało to przeważnie ociężały duch. Zmniejszenie ilości paliwa z zewnątrz (wypalanie tego, co nagromadziło się w organizmie) i zmiana jego jakości (np. mniej cukru), pomaga wyostrzyć zmysły fizyczne i duchowe. Teraz można puszczać latawiec.. 😊

Stare łacińskie przysłowie mówi: Plenus venter non studet libenter, co znaczy: pełny brzuch nie przepada za nauką. Tym bardziej nie przepada za modlitwą. Dlatego nie tylko chrześcijaństwo, ale również inne religie przestrzegają postu. Dobrze to oddaje prefacja wielkopostna: Ty przez post cielesny uśmierzasz wady, podnosisz ducha, udzielasz cnoty i nagrody…

Lekki jak latawiec..

Latawiec nie myśli o ćwiczeniu silnej woli. Latawiec jest lekki i dlatego może wzbić się wysoko. Poszczenie w poście ma sens nie po to, żeby komuś coś udowodnić, ale żeby pomóc sobie dotrzeć wyżej i dalej, niż zazwyczaj.

Gdy idziesz w góry, koncentrujesz się na tym, by zdobyć szczyt. Opróżniasz plecak z wszystkiego, co się da, nawet z nadmiaru jedzenia. Nie po to, żeby się umartwiać, ale żeby zwyciężyć z górą.

Gdy zaczniesz post, skoncentruj się na tym, do czego ma on prowadzić. Opróżnij życie z nadmiaru jedzenia i innych „przeszkadzajek”. Jeśli będziesz lekki jak latawiec, to łatwiej osiągniesz cel, a wzmocnienie silnej woli będzie tylko efektem ubocznym.

ma boleć..

Wyrzeczenia wcale nie są przyjemne. Burczenie w brzuchu początkowo nadmiernie zajmuje nam myśli i wręcz wydaje się przeszkadzać w skupieniu na Bogu. Przecież myślę wtedy nie o tym, co ważne, tylko o tej głupiej czekoladce, której sobie odmówiłam! Ale właśnie ta walka z irytacją, zniecierpliwieniem, zmęczeniem jest ofiarą, którą składam Jezusowi. To mój prezent dla Niego.

Mogę go ofiarować w jakiejś intencji, podobnie jak modlitwę. Poza tym podejmując małe albo większe trudy, mogę sobie przypominać o wielkiej ofierze, którą On złożył dla mnie, umierając na krzyżu. Jeśli Go kocham, to chcę przy Nim być nie tylko w chwilach radości i chwały, ale również w tych momentach, kiedy cierpiał.

Post to spotkanie z brakiem pokarmu, dobrego smaku, zapachu potraw, rozkoszy podniebienia. Ten brak otwiera nam oczy na to, że tak naprawdę do życia potrzebujemy mniej, niż nam się wydaje i najczęściej mniej, niż mamy.

Dzięki temu możemy nauczyć skupiać się na tym, co jest naprawdę ważne, a nie na powierzchownych błyskotkach i przyjemnościach, które na chwilę poprawiają nam nastrój, by wkrótce znów domagać się kolejnej ich porcji. 

post i modlitwa..

Ważne jest, aby połączyć post z modlitwą. Post jest dla życia duchowego jak druga noga, natomiast modlitwa jest nogą pierwszą. Wielu ludzi na drodze życia duchowego kuleje i nie ma co się temu dziwić, gdyż nie jest łatwo ciągle chodzić na jednej nodze..

W Piśmie świętym szczególnie dwa fragmenty mówią o znaczącej roli postu. Pierwszy znajdziemy w Ewangelii św. Marka: „Uczniowie pytali Go na osobności: „Dlaczego my nie mogliśmy go (złego ducha) wyrzucić?” Rzekł im: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem.” (Mk 9, 28-29).

Drugi fragment przeczytamy w Ewangelii Łukaszowej: „Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu Świętym na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł.” (Łk 4, 1-4).

Przy okazji postu, czy też jak post nazywali Ojcowie Kościoła – przy tej modlitwie ciała, jest wspominany nie przez przypadek w obu fragmentach – zły duch. Podkreśla to, że post ma szczególną moc niszczycielską wobec złego ducha.

Jezus – człowiek ustrzegł się pokus diabła nie bez związku z nieprzyjmowaniem pokarmu, tak samo Jezus – uzdrowiciel wskazuje apostołom sposób wypędzania złego ducha – właśnie przez post.

Post ma więc swoje działanie oczyszczające nie tylko ciało, ale i ducha – ze złych skłonności, skutków grzechów, a nawet zniewoleń przez złe moce.

Chleb i woda

Jak zatem pościć? Nie trzeba od razu przechodzić do postu „najcięższego kalibru” np. o chlebie i wodzie. Jeśli codziennie piję kawę i czuję, że nie dam rady odstawić kofeiny z dnia na dzień, bo nie będę nadawać się do życia, to nie odkładam poszczenia na „może kiedyś”, bo przecież post o chlebie i kawie może być Panu Bogu równie miły.. 😊

Oczywistym jest, że wiele osób podejmuje dużo poważniejsze wyrzeczenia, a jednocześnie pracuje, zajmuje się rodziną, uśmiecha się itd. Ludzie czasem zmagają się z bólem albo niepełnosprawnością i mimo to dają radę.

Ani ssanie w żołądku, ani odzwyczajenie się od kawy nie jest żadnym wielkim wyczynem. Ale jeśli z jakiegoś powodu teraz nie czuję się na siłach, żeby się tego podjąć, to przecież nie znaczy, że zupełnie nie mogę pościć.

To, co mogę ofiarować Bogu, często wydaje mi się kiepskie, mizerne i mało ważne. Ale to wszystko, co mam. I jest dla Niego ważne i piękne – bo ja jestem dla Niego ważna. Przynoszę mu – jak pisała św. Teresa z Lisieux – „gałganki, stare szmaty”, a On zamienia je w klejnoty. „Kochaj mnie teraz! Kochaj mnie taka, jaka jesteś” – mówi Pan.

I jeszcze jedno: nie zakładaj na starcie, że modlitwy i pobożne praktyki muszą być idealne. „Wszystko albo nic”, „doskonałe albo żadne”. Bo problem polega na tym, że życie nie jest idealne, i wtedy zostanie ci już tylko opcja „nic”.

Oczywiście nie należy też stawiać na bylejakość. Czasem, w niektórych sytuacjach i dla niektórych osób post o chlebie i wodzie może być wręcz konieczny. Ale jeśli nie mogę się na niego „szarpnąć” teraz, mogę ofiarować Bogu coś mniejszego, ale mającego tę zaletę, że jest dla mnie wykonalne.

święta woda sodowa..

Z postem ścisłym trzeba jednak uważać, gdyż może też wbijać nas w pychę. Niejeden zakonnik przyznał się, że zawsze czuł się taki „święty” poszcząc, a jeśli jeszcze nie święty, to już na pewno lepszy od innych, od tych nieposzczących. To nie jest dobra droga. Dlatego lepszym wyrzeczeniem może być na początek mniejsze ograniczenie, które nie sprawi, że uderzy nam do głowy „święta woda sodowa”. Tymczasem można powoli zmierzać w kierunku ścisłego postu, na przykład raz w tygodniu, w piątki.

relikt minionych wieków..

Wspaniałe są rezultaty i błogosławieństwa postu i modlitwy.. umożliwiają przecież głębsze poznawanie Bożej rzeczywistości.

Chrystus pościł w sposób radykalny – przez 40 dni nic nie jadł. Podobnie mieszkańcy Niniwy, o których pisze księga Jonasza, oblekli się w wory pokutne, usiedli na popiele i również nic nie spożywali. Pismo Święte chce nam powiedzieć, że post nie może być dodatkiem do życia. Potwierdzili to również święci, jak św. Jan Vianney czy św. Charbel, którzy byli ludźmi praktykującymi posty w sposób radykalny.

Piękne psalmy Dawida powstawały podczas postów i modlitw tego Bożego sługi:

“Niknę jak cień pod wieczór,
Strząsają mnie jak szarańczę.
Kolana mi się chwieją od postu,
A ciało me bez tłuszczu wychudło.
Stałem się im pośmiewiskiem,
Gdy mnie widzą, kiwają głowami”
(Ps 109,23-25).

Post to walka, przez którą zdobywamy wyższe góry, penetrujemy ciemniejsze miejsca, przesadzamy większe mury i głębiej wgryzamy się w problemy.

Wielu zarzuca Kościołowi, że z upływem wieków stawał się coraz bardziej bezradny, pozbawiony mocy, mówiący, że czasy uzdrowień już minęły, że cuda już więcej się nie zdarzają, że powiew Ducha Świętego przeminął wraz z apostołami.

A Chrystus powiedział: “Nastaną jednak dni, gdy oblubieniec zostanie im zabrany, a wtedy pościć będą…” (Mt 9,15).
Ilu wierzących dzisiaj jest posłusznych temu wezwaniu?

Kościół to my..

Co z postem, gdy wokół przelewają się masy dóbr konsumpcyjnych? Co z postem w świecie, w którym Imperium Karnawału jest wyspą na oceanie nędzy?

Post nie naprawi zła świata. Ale czy my będziemy zdolni wziąć udział w jego naprawie, jeśli nie będzie nas stać na dobrowolne postawienie się na granicy niedostatku, wręcz zagrażającego życiu głodu, by wreszcie doświadczyć, że naszym prawdziwym życiem jest Duch Boga..?


Opublikowano

Dlaczego tłusty i dlaczego czwartek..

Niektórzy twierdzą, że to największe polskie święto narodowe. W Tłusty Czwartek jemy słodko, tłusto, niezdrowo (oj tam, oj tam!) i bardzo smacznie. Startujemy też w zawodach pod hasłem: „Ile zjadłeś?”.. oczywiście pączków rzecz jasna..😊

Ten czwartek, który jest najmniej „fit” ze wszystkich czwartków w roku, rozpoczyna ostatni tydzień karnawału – czyli okresu radości i zabawy między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem. Pączki i faworki to zaledwie pozostałość po imprezowym szaleństwie, jakie dawniej ogarniało ludzi w tym czasie. 

Post za progiem..

Dziś, kiedy pościmy dużo bardziej lajtowo, mamy zaledwie blade wyobrażenie o tym, czym dawniej był Wielki Post.
40 dni nie tylko bez słodyczy, ale również bez mięsa, tłuszczu, a nawet bez mleka i sera. W Polsce i całej północnej Europie jadło się wtedy głównie kiszoną kapustę, groch, solone ryby, chleb i ziemniaki. To wszystko bez okrasy! Nic dziwnego, że szykując się do skromnych i monotonnych posiłków, chciano się nacieszyć smakami, które miały odejść do lamusa na długie półtora miesiąca.

Pożegnanie z mięsem..

W ostatnich dniach karnawału na stołach królowało przede wszystkim mięso. Miało go być tyle „ile razy kot ogonem ruszy”. Wyraz „karnawał” pochodzi od łacińskiego carnem levare, czyli „usuwać mięso”.

Wielkim rarytasem był tłuszcz, np. boczek i słonina. Dzisiaj chyba trudno nam zrozumieć te upodobania, ale dawne rasy zwierząt hodowlanych miały mało tłuszczu i karmiono je znacznie oszczędniej, np. wypasano je w lasach. Tłusty Czwartek kojarzył się więc bardzo pozytywnie – jako dzień, w którym jada się to, co najlepsze.

Nawet dawne pączki były daniem mięsnym. Robiło się je z ciasta chlebowego nadziewanego słoniną i smażyło na smalcu. Różniły się nie tylko smakiem od współczesnych pączków, ale także konsystencją. Były znacznie twardsze od znanych dzisiaj delikatnych, puszystych pączków, zrobione z bardziej zbitego ciasta i bez drożdży. Słodkie pączki pojawiły się dopiero w XVI wieku. Na początku wkładano do nich orzechy albo migdały.

Cukier i inne atrakcje..

W karnawale chętnie raczono się też trunkami. Kto mógł sobie na to pozwolić, jadł słodkości – słodkie placki, a później także ciasta i inne wypieki. Aż do końca XVIII wieku, kiedy w Europie upowszechnił się cukier, do słodzenia używało się wyłącznie miodu.

Dobre jedzenie było tylko częścią szalonej zabawy.  Tłusty Czwartek inicjował zapusty, zwane też mięsopustami, czyli czas hucznych zabaw. W domach tańczono do upadłego, a na drogi i ulice wychodziły korowody przebierańców. Po ulicach biegali np. mężczyźni poprzebierani za kobiety, rogate diabły, postacie z bożonarodzeniowych jasełek. Kto się nie przebrał, zakładał chociaż maskę albo czernił sobie twarz sadzą. Przebierańcy zaczepiali przechodniów i porywali ich do tańca albo odwiedzali domy, gdzie chętnie ich podejmowano i częstowano frykasami. Odwiedziny przebierańców były uważane za zapowiedź pomyślności.

Po hucznych, obfitych w pożywienie dniach następował 40-dniowy post. Wszyscy spotykali się w Środę Popielcową na nabożeństwie w kościele. W domach szorowano wrzątkiem garnki, aby nie został w nich tłuszcz z gotowanego wcześniej mięsa. Odtąd aż do świąt Wielkiej Nocy jedzono tylko postne potrawy: kaszę, ziemniaki i żytni barszcz, oraz koncentrowano się na modlitwie i umartwianiu.

Dlaczego w czwartek..

Pierwotnie hucznie obchodzono pożegnanie z karnawałem we wtorek. Ale jak to bywa, i dziś, gdy zabawa zaczęła się rozkręcać, trzeba było ją kończyć bo wybijała północ. Dlatego nasi pomysłowi dziadkowie zaczęli żegnać karnawał od poniedziałku.
Niestety, ale i to co bardziej zabawowo nastawionym przodkom, wydawało się zbyt krótkim czasem na „godne” rozstanie z pląsami i wykwintniejszym menu. No więc… może od niedzieli? Z niedzielą problem był taki, że jako dzień święty wymagała należnej świątecznej oprawy i przygotowania, które rozpoczynało się już od sobotniego popołudnia. No więc również źle! Piątek? Piątek na pamiątkę dnia śmierci Jezusa wymagał powagi, więc hulanek trzeba było w ten dzień zaprzestać.

Rzeczywiście, został więc czwartek jako najodpowiedniejszy dzień na rozpoczęcie rozstawania się z karnawałem.
Oj, nasi dziadkowie mieli fantazję!

Pączki wypełnione miłością..

Na dzień dzisiejszy to jednak pączek wygrywa historyczną batalię o symbol Tłustego Czwartku!

Pachnące drożdżami, sprężyste, wypełnione po brzegi marmoladą..smażone hurtowo w niejednym domu.. zwyczajne pączki wypełnione miłością.. 😊 Średnia wartość energetyczna jednego z nich to 300-400 kilokalorii.. By go spalić, trzeba biegać minimum 30 minut z prędkością 10 kilometrów na godzinę, rąbać drewno przez 50 minut, intensywnie jeździć konno przez półtorej godziny lub oglądać telewizję ciągiem przez 14 godzin.!

Ale co tam..! nie sposób się przecież oprzeć tym puszystym kulkom, zwłaszcza kiedy koniec karnawału za pasem. Jak mówi stare polskie powiedzenie: kto nie zje pączka w tłusty czwartek, nie będzie mu się wiodło do końca roku.
Kto by zatem ryzykował?

Niech jednak czas zabawy i słodkie łakomstwo, odbywające się z dyskretnym przyzwoleniem Kościoła, nie przysłonią nam faktu, po co to wszystko się dzieje..

..no bo jaki sens miałby karnawał, gdyby nie było Wielkiego Postu?

..dlatego tak, jak stoimy teraz w kolejce za pączkiem – przyjdźmy do Kościoła w środę rozpocząć Wielki Post..

..wszak

„Kto z pogardy dla chrześcijaństwa nie zachowuje czterdziestodniowego postu, winien umrzeć” – czytamy w średniowiecznych pismach..

😲


Opublikowano

Panna Gromniczna i lutowy wilk..

Święto Ofiarowania Pańskiego (wcześniej Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny) obchodzone 2 lutego jest jednym z najstarszych świąt chrześcijańskich. Znane było już w IV wieku w Jerozolimie, natomiast w liturgii rzymskiej zadomowiło się w wieku VII.


W naszej polskiej tradycji jest to dzień, w którym oddajemy cześć Matce Bożej (tzw. święto Matki Bożej Gromnicznej). Kończy się tradycyjny okres Bożego Narodzenia, nie śpiewamy już kolęd, nazajutrz rozbieramy szopki bożonarodzeniowe w kościołach, a w domach choinki. Zamyka się również cykl ukazywania w liturgii Chrystusa jako Dziecko.

Ale dlaczego właściwie Maryja jest Gromniczna? I czy gromnice są nam jeszcze do czegoś potrzebne?

Nazwa pochodzi od gromów, przed którymi strzec miały stawiane podczas burzy w oknach zapalone świece. Niektórzy widzieli tu też znaczenie symboliczne – Maryja czczona jest jako łamiąca strzały gniewu Bożego, który również symbolizują gromy…

Ochrona przed złem?

Rzadko mamy dziś w domach gromnicę z prawdziwego zdarzenia – błyszczącą prawdziwym woskiem, ozdobioną gałązkami, paciorkami i lnem. Nie stawiamy jej w oknie dla ochrony przed piorunami (bo nie mamy już słomianych, łatwopalnych strzech), ani by wskazać bezpieczną drogę zbłąkanym wędrowcom (co w czasach Google Earth i GPS wydaje się kompletną abstrakcją).

A jeszcze na początku XX wieku gospodarze wracali 2 lutego z kościoła z drżącym sercem i dłońmi. Wierzyli, że jeśli świeca po drodze zgaśnie, ktoś z rodziny prawdopodobnie umrze w ciągu najbliższego roku (przerażający zwyczaj!). Następnie „kopcili” na stropowej desce znak krzyża i obchodzili z gromnicą cały dobytek, klękając na każdym progu. Wszystko po to, by zło nie miało wstępu do domu.

Tego dnia uważnie obserwowali też przyrodę, by stwierdzić, jakie warunki pogodowe czekają rolników. Stąd przysłowia:

Gdy na Gromniczną mróz, chowaj chłopie sanie, szykuj wóz.
Gdy na Gromniczną rozstaje – rzadkie będą urodzaje.
Gdy na Gromnicę z dachu ciecze, zima jeszcze się odwlecze.
Gdy słońce świeci na Gromnice, to przyjdą większe mrozy i śnieżyce.

Od wieków Polacy oddawali najwyższą cześć Najświętszej Maryi Pannie. 
Szczególne nabożeństwo miał do Niej król Bolesław Krzywousty, jak również Władysław Łokietek  i prawie wszyscy królowie z wyjątkiem Sasów i Stanisława Augusta. Tak jak piątek poświęcony jest Panu Jezusowi, tak sobota — Matce Boskiej, a w dniu tym we wszystkich domach staropolskich zapalano światło przed Jej obrazem. Wszystkie święta Bogarodzicy obchodzono w Polsce uroczyście, ale Oczyszczenie Najświętszej Maryi Panny ( 2 lutego) obchodzone było najuroczyściej ze wszystkich. W kościele w tym dniu poświęcano woskowe świece, zwane gromnicami, które wierni trzymali zapalone w czasie nabożeństwa. W domu zaś zapalano te świece podczas gromów i burzy, jako ochronę przed niebezpieczeństwem, a przede wszystkim jako znak gotowości na śmierć.

Szło wilczysko za Panną Świętą..

Matka Boża Gromniczna miała ochraniać przed złem, a z nim kojarzyły się wilki. Dlatego właśnie Maryja pojawia się na obrazach i w literaturze w towarzystwie ich zgrai.

Szła Najświętsza przez bór Panienka, miała płaszcz błękitny, białą sukienkę i szło wilczysko chytre, przyczajone, przemarznięte, za Panną Świętą..

Pisała w wierszu Kazimiera Iłłakowiczówna. Co stało się z tym legendarnym wilkiem? Maryja go „przekabaciła”!

„Skoroś sam znalazł moją opiekę zostań już przy mnie, bo gdzie uciekniesz! Będziesz mi za to roztropnie służył zimą w podróży”. Odtąd chodzi wilk z Matką Najświętszą wiernie przez śniegi puste, zawiane ściernie, pełniąc śród nocy mroźnych i długich różne posługi. (…)

I tak Matka Boska w lutowe noce chodzi po polach i miedzach z zapaloną świecą, chroni oziminy przed wymarznięciem i oświetla drogę zbłąkanym podróżnym. W wędrówce tej towarzyszy jej obłaskawiony wilk, zwany gromnicznym, którego Najświętsza Panienka ocaliła litościwie przed rozsierdzonymi chłopami, skierowała na drogę dobra i uczyniła swoim sługą. 

Inna legenda podaje, że Maryja ochroniła całą wioskę przed stadem groźnych wilków, odstraszając je właśnie płomieniem woskowej świecy.

Gromnica (ze staropolskiego – gromny, huczny) chroniła od wilków, które dawniej nękały wsie. Bo na tzw. przednówku w lutowe dni i noce, kiedy zaczynało już ludziom brakować zapasów, głodne wilki atakowały ich zagrody. Wiara w Opiekę Matki Boskiej Gromnicznej dodawała mieszkańcom otuchy i nadziei na przetrwanie tych trudnych czasów.

Pocztówka malarza Piotra Stachiewicza,
z cyklu jego obrazów „Legenda o Matce Boskiej”, powstałym w latach 1892 – 1893
Dawniej każda kobieta, krótko po urodzeniu dziecka musiała przejść z zapaloną świecą poza ołtarzem i dopiero wtedy doznawała oczyszczenia. Obrzęd ten nazywano wywodem. Na pewno pamiętają go jeszcze nasze babcie.

Scenę Oczyszczenia Maryi w jerozolimskiej świątyni nasza rodzima tradycja ludowa potrafiła tak mocno przenieść na grunt polski, że „nakazała” wręcz dopiero co oczyszczonej Rodzicielce Boga wędrować z użytą podczas wywodu świecą wiejskimi polami, drogami i lasami, narażając Ją na liczne wilcze spotkania…

Prawda, że piękne i zadziwiające..

*

Ale po co nam dziś gromnica?

Patrzymy na zwyczaje naszych przodków z przymrużeniem oka i zastanawiamy się: czy gromnica nam się jeszcze do czegoś przyda? A może leży tylko w szufladzie i przypomina o dziadkach?

Kiedyś ludzie głównie umierali w domach, dziś – w szpitalach, dlatego gromnica rzadko pojawia się przy konającym. Wierzono, że Matka Boża Gromniczna pomaga przejść umierającemu przez czarny tunel lęków i prowadzi go prosto do Chrystusa. Dziś ta świeca jest przede wszystkim znakiem, który nam o Nim przypomina i dlatego – w świecie, w którym tych znaków mamy coraz mniej – wciąż jest nam potrzebna..

Symeon, który wziął w ramiona sześciotygodniowego Jezusa (bo zgodnie z Prawem Mojżeszowym oczyszczenie kobiety po urodzeniu syna trwało 40 dni), nazwał Go „Światłem na oświecenie pogan i chwałę Izraela”. Tak, jak Maryja zaniosła wówczas Jezusa do świątyni, tak przynosi Go dziś nam. I o tym właśnie przypominać ma nam blask gromnicy.

Płomień tej woskowej świecy jest dobrym lekarstwem na nasze strachy, nieszczęścia i kłopoty. Nie dlatego, że ma „magiczne działanie odstraszające wilki i pioruny”, ale pokazuje, że Bóg stale przy nas jest.

Dlaczego święcimy świece?

Obrzęd poświęcenia świec ma nam uzmysłowić prawdę o tym, że Chrystus jest Światłością świata, a Jego obecność rozświetla mroki naszego grzesznego życia. Kiedy spotykamy Chrystusa w sakramentach, odzyskujemy duchowy wzrok i zdolność patrzenia na naszą codzienność w świetle wiary i Ewangelii.

O tym mniej więcej mówią teksty liturgiczne związane z poświęceniem świec. Świeca to liturgiczny gadżet, który ma nam o tym przypominać.

Czy gromnica i świeca chrzcielna to jest to samo?

Już z powyższego wynika, że nie. Świeca chrzcielna i świeca gromniczna to dwie różne świece. Jeśli świecę chrzcielną zaczęto nazywać gromnicą, to w wyniku pewnego uproszczenia, a najczęściej nieświadomości.

Tymczasem świeca chrzcielna – zapalona dla nas w godzinie naszego chrztu – to zupełnie inna rzecz.

Świeca chrzcielna, którą ojciec chrzestny zapalił od symbolizującej Zmartwychwstałego Chrystusa świecy paschalnej (tzw. Paschału) chwilę po naszym chrzcie jest znakiem światła wiary, które otrzymaliśmy w tamtym momencie. Dobrze, żeby rodzice skrzętnie przechowywali świecę chrzcielną swojego dziecka (można ją nawet podpisać, by nie pomyliła się ze świecami pozostałych dzieci), aby przekazać mu ją w odpowiednim momencie – gdy już będzie zdolne zrozumieć o co chodzi.

Przyda mu się ona, gdy będzie odnawiał przyrzeczenia chrzcielne – a więc w momentach powracania i odświeżania w sobie świadomości tego, że jest chrześcijaninem.

To znaczy kiedy?

W każdą Wielkanoc podczas Liturgii Wigilii Paschalnej, ale również (czemu by nie?) w kolejne rocznice swojego chrztu. Uroczyste odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych powinno odbywać się także w ważnych momentach życia – zwłaszcza życia sakramentalnego i życia wiary.

Byłby to piękny znak ciągłości naszego życia sakramentalnego, gdybyśmy mogli w takich momentach posłużyć się swoją własną świecą chrzcielną.

W tradycji istniał wspaniały zwyczaj, że kiedy człowiek umierał, dawano mu do rąk zapaloną własną świecę chrzcielną (lub trzymano ją zapaloną w zasięgu jego wzroku). Po co? Był to bardzo wymowny znak, że ten stojący na progu wieczności człowiek przeniósł przez całe swoje życie żywy płomień wiary otrzymanej na chrzcie świętym, i że teraz ta wiara oświeca jego drogę ku wieczności.

*

Błyskaj połyskuj świeco strzelista – Mistyczna Różo
Odpędzaj mroki
– w łagodną przystań prowadź środkiem burzy

I wonią wosku niebieskim dymem złotą kantyczką
Świeć się nad światem w chórach nieszpornych Orędowniczko

Nad morzem wichrów rozkołysana płomieniem gromnic
Twój blask rozpina nad czarną nocą namiot ogromny

Która się niesiesz echem bez kresu – gołębie Ave
Po zimnej rosie – przez deszcz jesienny – ogniu łaskawy

Świtaj prześwituj w czas gromowładny w porę posępną
Strzeż od obłędu od wilczej sfory od skrzydeł sępów

Świecą przewodnią przez tło pochmurne tlisz – Dobra Gwiazdo
Za mgłą woalu niech się nam jawi błękitna jasność

Ozłoć i oświeć lilią gotycką – tchem miłosierdzia
Dzień narodzenia – południe życia – godzinę śmierci

*


Opublikowano