Późniejszy święty był z całą pewnością jednym z najwybitniejszych śląskich umysłów średniowiecza. Studiował na słynnym uniwersytecie w Bolonii, jednak ostatecznie wybrał życie zakonne i wdział habit dominikanina.
Zaraz na wejściu wita nas portret gospodarza. Święty Jacek nazywany był Apostołem Słowian, ale z jego osobą wiąże się również termin Lux et Silesia (Światło ze Śląska), który nadano mu w średniowiecznym Krakowie.
Stylowe wnętrza budynku kryją w sobie długą historię. Do czasu zakończenia II wojny światowej kamieński pałac i posiadłości z nim związane dobrze się rozwijały. Jednak pod koniec wojny ten piękny obiekt został splądrowany przez wojska sowieckie.
Po wojnie funkcjonował jako dom dziecka. Następnie został przejęty przez wojska rosyjskie, stacjonujące na pobliskim lotnisku. Wtedy to całkowicie go zdewastowano, a w 1971 r. podpalono.
Dopiero w 1989 r. nowe władze wystąpiły z inicjatywą przejęcia zniszczonego kompleksu przez Diecezję Opolską. Intensywne prace remontowe trwały cztery lata. Prowadzone były pod kierownictwem ks. prałata dra Alberta Glaesera.
W parku, naprzeciw pałacu, wznosi się Brama Dzwonów, zwana „bramą pojednania i pokoju”. Dzwony zostały podarowane w 2012 roku przez redemptorystów z niemieckiego Bochum w dowód uznania dla arcybiskupa diecezji opolskiej Alfonsa Nossola.
Całość kompozycji tworzy osiem dzwonów zestrojonych ze sobą w brzmieniową oktawę. Można je usłyszeć w każdą sobotę i niedzielę o określonych godzinach. Niestety nam nie udało się trafić na ten nietypowy koncert dźwięków.
Spacerując alejkami wśród zieleni doszliśmy do Sebastianeum Silesiacum. To nic innego jak ośrodek rehabilitacyjno-leczniczy. Jego znakiem firmowym jest wodolecznictwo, praktykowane głównie według naturalnych XIX-wiecznych metod księdza Sebastiana Kneippa.
Obok pałacu znajduje się też staw z uroczą małą architekturą, która aż prosi się o zdjęcia..
Zamieszkują go dzikie kaczki, które chętnie wychodzą na spotkanie każdemu, kto tylko zechce podzielić się swą ostatnią pielgrzymią kanapką..
Jest tutaj wiele pięknych zakątków, można zjeść smaczny domowy obiad, napić się kawy, wypocząć wśród naprawdę soczystej zieleni.
W duszy szeptane tajemnice
Na sklepieniu kaplicy umieszczono cztery sceny z życia Maryi: „Zwiastowanie”, „Narodziny Jezusa w Betlejem”, „Ofiarowanie Jezusa w świątyni”, „Śmierć Maryi-Wniebowzięcie”, a na jej ścianach – po przekątnej – wizerunki świętych ewangelistów: Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. W kaplicy jest też nasz dobry znajomy – św.ojciec Pio.
Nie sposób też nie zatrzymać swych oczu i nie popatrzeć z zachwytem z najwyższego wzniesienia w Masywie Chełmskim, jakim jest Góra św. Anny (407,6 m n.p.m.)
By dojść do bazyliki, trzeba się trochę zmęczyć. Po wysokich kamiennych schodach wspinamy się na dziedziniec sanktuarium, które otaczają krużganki.
Ten arkadowy dziedziniec został nazwany Rajskim Placem. Prowadzą do niego trzy wejścia. Główne wejście, przez które zwykle przybywają pielgrzymki pątników, zbudowane jest z 70 schodów.
Od strony północnej prowadzą schody Ave Maria, a trzecie wejście to Brama Papieska. Poniżej w tle widok z bramy głównej.
Powiedzieć o tym miejscu jedno zdanie to truizm. Jej całościowy odbiór wymaga błyskawicznego przestawienia zmysłów na skrajnie odmienne tryby odbierania rzeczywistości.
– jako pielgrzym – przechodząc kalwarię, kontemplując historyczną mszę papieża-Polaka na błoniach, szukając natchnienia w Bazylice i w Grocie Lurdzkiej,
Góra Świętej Anny to odwieczna, mistyczna, przecięta wojnami i nacjonalizmami, przekuta nazizmem, po wojnie ugłaskana PRL-owską wizją historii – święta góra Ślązaków.
To miejsce ma swoje tajemnice i dlatego trzeba tu wrócić jeszcze nie raz, by dotknąć wszystkich annogórskich oblicz.
Na południowej ścianie Rajskiego Placu mieści się kaplica Matki Bożej Fatimskiej. Subtelność i delikatność tego niewielkiego miejsca bije ciepłem matczynej wrażliwości.
Artysta przedstawia w nim grę w szachy, ale nie jest to zwykła gra.
Figurka, okryta płaszczem, po stronie szatana to czarny król-szatan. Jego wojsko idzie odważnie do ataku.
Anioł stróż stojący u boku człowieka daje nadzieję, że walka nie musi być przesądzona, jak to się początkowo wydaje. W miejscu, gdzie stoją konfesjonały – obraz daje do myślenia.
Punktem centralnym całego sanktuarium jest słynąca łaskami, wyrzeźbiona z lipowego drewna – figurka św. Anny Samotrzeciej, która na lewej ręce trzyma swoją córkę – Najświętszą Maryję Pannę, a na prawej ręce – swojego wnuka – Pana Jezusa.
Malowidła na suficie wzdłuż środkowego przejścia nawiązują do życia św. Anny. Pierwsze nad wejściem do bazyliki przedstawia Narodzenie Maryi, na środku – Ofiarowanie Maryi w świątyni jerozolimskiej.
„Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci
Z kolei na emporze z tyłu kościoła znajdują się cudne organy. Trudno ustalić, kiedy je zbudowano po raz pierwszy, ale po wielu pracach remontowych od 1998r. grają „Bogu na chwałę, a ludziom na pożytek”.
Nawiasem mówiąc ciekawe, czy Pan Jezus znał swoją babcię.. choć właściwie z drugiej strony teraz to przecież nieważne. Tu w sanktuarium trzyma Go w swoich ramionach i to wystarczy. Niech trzyma i nas, i naszych bliskich w swojej opiece.
Plac przed grotą otoczony jest 14 kamiennymi grotami skalnymi. Stanowią one stacje Drogi Krzyżowej. Każdą z nich charakteryzuje inny styl.
Zostawiamy więc u progu tych drzwi imiona szczególnie bliskich nam chorych, prosząc Boskiego Lekarza – św. Rafała Archanioła, by wstawiał się u Boga za nimi..
Sama kalwaria – to zespół pięknych, bogato zdobionych 41 kaplic Męki Pańskiej, kaplic Maryjnych i kaplicy św. Józefa. Niestety czas nie pozwolił już na przejście tej drogi, ale kto wie.. być może ten właśnie niedosyt pchnie nas kiedyś do tego, by wrócić tu jeszcze..
Zerodowana, wypłaszczona przez czas, nie mówi otwarcie, że jest wulkanem. A jednak jest zboczem zapadniętej koldery, porośniętej bukowym lasem, która kryje sieć szlaków i ścieżek.
Zdrowaś Maryjo
Pobyt w sanktuarium rozpoczynamy od Placu Rajskiego, gdzie czekamy na przewodnika. Tak tak – znów jesteśmy na Placu Rajskim, otoczonym krużgankami, znów jest krzyż, znów kalwaria, znów kaplica św. Rafała.. jak to rozumieć?
Pierwsze myśli i wrażenia przerywa głos pani przewodnik: Joanny Grajewskiej-Wróbel, która olbrzymią wiedzą, wielką pasją i niezwykłym zaangażowaniem dosłownie przeniosła nas w rzeczywistość dawnych i obecnych zdarzeń sanktuarium piekarskiego.
Na placu wokół kościoła znajdują się cztery kaplice: św. Teresy, św. Franciszka, św. Sebastiana oraz Matki Bożej Lekarki Chorych. Wzdłuż muru kościelnego, od strony zachodniej, na kamiennych cokołach umieszczono kamienne figury 12 apostołów.
A w miejscu, gdzie stoi ta duża piękna bazylika, był postawiony na początku czternastego stulecia mały drewniany kościółek św. Bartłomieja.
Inicjatorem budowy nowego kościoła był proboszcz ks. Jan Alojzy Ficek. Wykazywał on wyjątkowe talenty organizacyjne, a także cieszył się ogromnym zaufaniem wśród parafian. Te dwa fakty sprawiły, że podjął się trudnego zadania zebrania funduszy i przeprowadzenia planowanej od dawna inwestycji.
Mówi się, że autorami dzieła budowy nowego kościoła są nie możni, ale pobożni. Stwierdzenie to ma sens, gdy zanalizuje się źródła funduszów zgromadzonych na ten cel. Pomimo hojnych darów zamożniejszych ludzi, przeważającą część przekazali ubodzy wierni z Piekar.
W bocznym ołtarzu drewnianego kościoła znajdował się wizerunek Matki Bożej namalowany przez nieznanego artystę. Z biegiem czasu pod obrazem tym zbierało się na modlitwę coraz więcej ludzi, zaczęły się też coraz częściej pojawiać świadectwa o cudownych uzdrowieniach. W roku 1659 umieszczono go w ołtarzu głównym.
Ikona przedstawiająca Matkę Bożą została prawdopodobnie przyniesiona z przydrożnej kapliczki. Nieznany jest autor obrazu. Została namalowana na lipowej desce. Przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem w lewej ręce. W prawej dłoni Maryja trzyma jabłko – symbol Ewy. Dzieciątko unosi prawą rączkę w geście błogosławieństwa, a w lewej trzyma ewangeliarz.
Uznaje się za bardzo prawdopodobne, że autor tych wszystkich dzieł malarskich umieścił swoją osobę (człowiek na wpół ubrany) jako formę swoistego podpisu.
I jeszcze jedna historia, która trwale zapisała nam się w sercach:
Na ścianie muzeum sanktuaryjnego wisi jedna z nietypowych pamiątek. Jest to różaniec meksykański złożony w darze przez nowo poślubioną parę młodych ludzi z Meksyku, którzy uczestnicząc w Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie 2016r., byli również i tutaj.
Początkowo proboszcz parafii wzbraniał się z przyjęciem tak wyjątkowego podarunku tłumacząc, że to życiowa pamiątka i może jednak warto zatrzymać ją dla siebie, ale ostatecznie pod wpływem upartych próśb przyjął to ślubne wotum.
Wychodząc z muzeum okazuje się, że znów nie zdążymy przejść Kalwarii.. jeszcze tylko w ostatniej chwili kłaniamy się świętemu Rafałowi i szybkim tempem zmierzamy do autokaru.
Dzięki obfitości łask i bogactwu treści tej jednodniowej wyprawy przenosimy Matkę Bożą z bocznego ołtarza naszej codzienności do głównego ołtarza naszych serc.
Na wakacje do Nieba przez Wolę Bożą..
Wakacje, lato, podróże.. Czy aby na pewno? Czy pierwsze dni lipca muszą zawsze oznaczać datę na bilecie „tam”? Co jeśli w tym roku nie możemy wyjechać na Rodos, Dominikanę, ani nawet w Tatry lub do Karpacza – czy to znaczy, że już po wszystkim, że przegraliśmy grę w „Wakacje i urlopy”, i pozostaje tylko wymyślić, jak później przyznać się bliskim, że naszą tegoroczną najdłuższą podróżą był spacer do warzywniaka po czereśnie..
Każdy z nas marzy o wakacyjnym wyjeździe, cudownym urlopie w egzotycznym miejscu, pod palmą z drinkami. Albo chociaż o wędrówce z plecakiem w Bieszczadach czy autostopowej wyprawie po Europie. I do takich podróży należy dążyć za wszelką cenę, bo wszak na wakacje koniecznie trzeba gdzieś wyjechać.
Tymczasem to nie tak, że nasz organizm wypoczywa tylko w strefie zwrotnikowej i długotrwała podróż jest niezbędnym minimum, by ciało w ogóle mogło wejść w stan relaksu. Nasze domowe papcie i mięciutki szlafroczek mogą dać taką samą frajdę, jak nadmorskie SPA na Zanzibar.
Bo można pojechać do najbardziej unikalnych miejsc na świecie i nie dostrzec ich wyjątkowości. A można pójść do pobliskiego lasu i zachwycić się jego niezwykłością.
Nie oznacza to, że dalekie podróże nie mają sensu.. Podróż w dal jest ważna dla podróży w głąb. Zobaczenie tego, co inne i odległe, pozwala lepiej zrozumieć i docenić to, co bliskie i nasze. Chodzi bardziej o to, byśmy nie dali się zapędzić w wakacyjny wyścig o najlepsze selfie z palmą w tle.
„W dzieciństwie całe wakacje spędzaliśmy u dziadków na wsi. To były najwspanialsze wakacje w moim życiu.”
Wiele razy słyszeliśmy takie wspomnienia. Jakość chwil na wsi wiąże się z możliwością nieskrępowanego przebywania blisko natury, którego tak bardzo dziś nam brakuje. Ale jest coś ważniejszego. Ważniejsza jest możliwość głębokiego poznawania miejsca, w którym się jest.
Uwielbiam zachody słońca na Mazurach. One nigdy nie są takie same. Chodzenie tą samą drogą do lasu też wcale nie jest monotonne. To jak spacer ze starym przyjacielem, którego dobrze znam, ale którego mogę poznać jeszcze lepiej.
Relacja z jedną osobą, czy z jednym miejscem jest drogą do głębi. Daje możliwości, których nie może dać nawet tysiąc powierzchownych znajomości.
A jeśli już nieznane jest takie fascynujące i uwielbiasz odkrywać nowe miejsca, których nie ma w żadnym turystycznym przewodniku, zacznij od tego, co najbliżej.. wybierz się np. w podróż do Nieba przez Wolę Bożą.
Czy wiesz, że w Polsce mamy Raj, a dokładnie – aż 20 Rajów? Do tego trzy miejscowości o nazwie Niebo i jedne Niebiosy?
Jest też Piekło i choć na mocniejszej pozycji – przynajmniej jeśli chodzi o liczbę nazw miejscowości – to zawsze można spędzić wakacje w jakimś anielskim miejscu, jak np.: Aniołów, Aniołowo, Aniołowie..
Cokolwiek wybierzesz i gdziekolwiek się znajdziesz, tam zwyczajnie zachwyć się chwilą: szumem wiatru, śpiewem ptaków, iskrzącym ogniskiem.. piknikiem pod sosnami w oparach żywicy (nie szkodzi, że ciągle zaczepiają te czarne mrówki).. zobacz falujące morze kłosów jęczmienia, przeplecione kępkami maków i chabrów – najpiękniejszych „szkodników” świata.. stań pod przydrożnym krzyżem, co pamięta najcichszą modlitwę.. niech krzyczy ci prosto do serca: bądź teraz z Jezusem!
Nie oko za oko, lecz serce za serce..
Kiedy serce człowieka zatrzymuje się, krew przestaje krążyć po ciele. A przecież krwiobieg zapewnia nam życie, dostarczając tlen i substancje odżywcze. Jeśli mięsień sercowy traci swoją giętkość, jeśli zaczyna twardnieć, organizm zaczyna zawodzić. Bez serca ciało nie może przetrwać fizycznie.
To samo dzieje się w sferze ducha. W naszym życiu jednym z najważniejszych obszarów, któremu powinniśmy się z uwagą przyglądać, jest miłość i pragnienie Boga.
Odejście od Pana oznacza poszukiwanie pociechy poza Bogiem, co powoduje, że nasze serca twardnieją. A jeśli nie pozostaniemy przy Tym, który jest źródłem miłości, coraz bardziej tracimy umiejętność kochania w ogóle.
Dlatego musimy za wszelką cenę unikać zatwardzenia serca i wciąż ćwiczyć je w zdolności do dzielenia się życiem i miłością z innymi.
Tylko od czego zacząć ?
Po pierwsze: stań w prawdzie przed sobą, by ocenić, co przeszkadza twojej miłości.
Aby to zrobić, musisz cofnąć się wstecz !
Bo najwięcej o miłości uczą pierwsze doświadczenia – najwcześniejsze – te z własnej historii.
Może tak być, że potrzeby dziecka pogrążone są w głębokiej recesji – i nie czuje się ono ani bezpieczne, ani nakarmione bliskością, ani zauważane. Że regularnie naruszane są jego granice – i fizyczne, i psychiczne. Że jest poniżane, zawstydzane, traktowane jak przedmiot w domu albo ktoś, od kogo się tylko wymaga, jakby był pusty w środku. Na kogo się krzyczy.
I ono szybko się uczy, że miłość to tylko samozaparcie, polegające na nieustannym zadowalaniu bliskich bez względu na swoją potrzebę bycia kochanym. Bo dzieci nie przestają kochać rodziców, nawet jeśli nie dostają od nich niczego, co by je wspierało.
Całe stają się nadzieją, że jak będą myśleć tylko o rodzicach, i jak będą bardzo grzeczne, to jakimś cudem skapną się im okruchy miłości. Jakoś stworzą jej tyle, że starczy dla wszystkich – i dla rodziców, i rodzicom dla nich.
Bywa też, że mama lub tato byli ikoną zapomnienia o sobie. I tylko potem ktoś strasznie w domu krzyczał, bo już nie dawał rady żyć. Tak bardzo zaparł się siebie, że w końcu wołała ta zapomniana część, aż sąsiedzi słyszeli.
Mogliśmy nauczyć się w domu jeszcze innych rzeczy: że kochać to nieustannie coś robić. Stale być zajętym. Że jestem tylko tym, co zrobiłem i osiągnąłem.
Albo że ludzie, którzy się nawzajem kochają, są wobec siebie złośliwi. Albo nigdy nie ujawniają swoich uczuć, i w domu panuje zimna atmosfera wycofania, udekorowana wyprasowanym obrusem i sztucznymi kwiatkami.
Żeby dowiedzieć się czegoś o miłości, nieraz najpierw tylu rzeczy potrzebujemy się oduczyć. Potrzebujemy poczuć głęboko w sobie, jak chcieliśmy być traktowani, choć może nigdy nie byliśmy. I choć miłość to nie uczucie, wiele potrzebujemy poczuć, by się jej nauczyć.
Potrzebujemy odmrozić uczucie przykrości, zawstydzenia i zawodu, gdy ktoś na nas krzyczał. Odmrozić stłumioną złość, gdy nikt nie pytał o nasze „tak” i „nie”.
Poczuć skamieniałe przeciążeniem mięśnie, które brały na siebie więcej, niż można było unieść.
I wyobrazić sobie, jakby to było być widzianym i słyszanym. Jakby to było, gdyby ktoś cieszył się na nasz widok, gdy wracaliśmy ze szkoły. Jakby to było, gdyby kogoś ciekawiło, co nas smuci, a co cieszy i fascynuje.
Może wtedy łatwiej byłoby wziąć odpowiedzialność za fakt, że aby to wszystko umieć innym dawać, ja sam potrzebuję miejsc, gdzie tego doświadczę.
Potrzebuję wciąż pamiętać, że już byłam umiłowaną córką / umiłowanym synem Boga, zanim moi rodzice i przyjaciele zdążyli mnie pokochać.
Potrzebuję wreszcie odkryć, że miłości się nie zdobywa, ani się na nią nie zasługuje. Bo miłość jest darem, który dostałem od Boga bez względu na to, jaki jestem, co umiem i potrafię. I jedyne, co pozostaje mi z nią zrobić – to rozwijać w sobie i pielęgnować każdego dnia.
No tak. A co z cierpieniem zranionego już serca?
Naszą duchową drogę życia najlepiej opisują cztery proste słowa:
wzięty
pobłogosławiony
połamany
Dany
Nasze życie stapia się z Ciałem Chrystusa. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wziął chleb, pobłogosławił go, połamał i dawał uczniom (Mk 14,22).
Jesteśmy wzięci, można powiedzieć – wybrani. Ale nasze wybranie nie oznacza, że inni są gorsi, że nie zostali wybrani. Zwykle w świecie, gdy ktoś dostaje nagrodę, ktoś inny musi pogodzić się z porażką.
W relacji z Bogiem jest zupełnie odwrotnie. Gdy odkrywam, że jestem wybrany, doświadczam zarazem tego, że inni również są wybrani. To tajemnica miłości Boga do każdego z nas.
*
Jesteśmy pobłogosławieni – ukochani przez samego Boga!
*
Podobnie jak chleb eucharystyczny – jesteśmy też połamani. Kluczem jest tu uznanie swojego cierpienia, jako okazji do oczyszczenia i pogłębienia błogosławieństwa, które otrzymaliśmy.
„Co wydawało się karą, staje się delikatnym przycinaniem rośliny. Co wydawało się odrzuceniem, staje się drogą do głębszej komunii” H.Nouwen
*
I co najważniejsze: jesteśmy wzięci, pobłogosławieni i połamani, aby być darem dla innych. Bo naszym celem nie jest sukces, ale podarowanie siebie dla świata. Warto jest tu przypomnieć sobie słowa Jezusa wypowiedziane do apostołów:
„Pożyteczne jest dla was moje odejście”.
*
Ok, ale jak pielęgnować miłość w swoim sercu każdego dnia?
1. Nie bądź obojętny !
Obojętność to największy rodzaj zgryzoty, która przeszkadza nam kochać. Obojętność to chłód, który zamraża nasze serce, blokując zdolność do dzielenia się życiem i miłością z innymi.
Mówi się, że przeciwieństwem miłości jest nie tyle nienawiść, co właśnie obojętność.
Potwierdzają to smutne słowa Pana Jezusa wypowiedziane do s.Faustyny:
„Czekam na dusze, a one są dla mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami — one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze mną jak z czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosierdzia.”
Pamiętajmy również, a może i przede wszystkim ! – że wymierzana świadomie obojętność wobec drugiego człowieka jest formą agresji psychologicznej!!
Ma uczynić kogoś niewidzialnym, unieważnić go emocjonalnie i zawetować jego potrzebę bliskości, aby doprowadzić go do otchłani autentycznej pustki i cierpienia.
Dla przykładu, karanie milczeniem jest długotrwałym, emocjonalnym znęcaniem się nad drugą osobą, subtelnym – wyrafinowanym aktem przemocy w 'białych rękawiczkach’!
Gdy stosujemy ten rodzaj agresji – nasza ofiara czuje się poniżona, upokorzona, niegodna szacunku, uwagi, miłości. Gdy bliska nam osoba przestaje się do nas odzywać – tak właśnie się czujemy. I nie chodzi tu wcale o brak konwersacji werbalnej, bo karanie milczeniem w obecnych czasach może przejawiać się na różnych płaszczyznach: np. cisza w eterze, czyli brak telefonów, sms-ów, blokada numeru itd.
Brak komunikatu to także komunikat, w dodatku o ogromnym ładunku emocjonalnym stosowany w celu wyrażenia ignorancji, pogardy i niezadowolenia, lub wymuszenia oczekiwanego zachowania – a więc forma zaplanowanej manipulacji..
Ciche dni (tygodnie, miesiące..), obrażanie, nieodzywanie się, foch – to milczenie, które nie jest złotem – metoda, która niczego nie rozwiązuje, do niczego nie prowadzi, wzbudza jedynie złość, bezsilność i w ostateczności odpycha..
Warto wbić sobie w tym miejscu i to mocno do głowy ostre słowa Pana Jezusa:
„Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.” (Mt 5,22-26)
Świadoma cisza to najokrutniejsza kara i sposób traktowania drugiej osoby,
dlatego św. Paweł napisze potem w liście do Efezjan: (Ef 4, 26-27)
„Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!”
2. Nie bądź powierzchowny !
Czy bardziej zależy mi na wizerunku mojego życia, czy na swoim prawdziwym życiu?
Bo jeśli wizerunek zawładnie moim sercem, to będzie wpływać w sposób decydujący na mój sposób życia.
I po czasie może okazać się, że zbudowałem powierzchowne więzi, w których wystarczy sekunda, jeden gest, jedno słowo i stracę szacunek, przyjaźń na zawsze i często już nieodwracalnie.
Czy naprawdę chcesz być niewolnikiem własnej niestałości?
Dlatego nie bądź sam dla siebie najważniejszy, nie kreuj swojego idealnego wizerunku.. nie musisz !! Masz go już przecież sam w sobie pod warunkiem, że jesteś prawdziwy..
Nie traktuj innych instrumentalnie – szanuj !! ..próbuj wczuwać się w sytuację innych, rozumieć..
Jeśli chcesz się chwalić – bądź skromny..
Chcesz zalać kogoś opowieściami o sobie – posłuchaj opowieści o nim..
Jeśli przesadnie skupiasz się nad tym, jak jesteś ubrany, jak inni na ciebie patrzą – to czasem wyjdź jakby z rosołu.. nie przejmuj się tym, jak wyglądasz – tak dla odmiany, od czasu do czasu dla wniesienia pewnej równowagi..
3. Nie bądź zgorzkniały!
Chodzi tu o niezdolność wybaczania. Wybaczenie wymaga wysiłku, który można podjąć jedynie czerpiąc siłę od Pana Jezusa. Bóg daje nam siłę i zdolność wybaczania. Ale i my sami możemy podjąć starania uleczenia zadawnionych urazów, prosząc Boga o pomoc w udzieleniu przebaczenia.
Już sama taka prośba o nakłonienie naszego serca do przebaczenia otwiera nas na Boże miłosierdzie.
A może by tak pójść jeszcze dalej i przekroczyć tą granicę ?
Sztuką jest wybaczać.. to wiemy, ale chyba większym wyczynem – ponownie zaufać..
Niemożliwe.. ?
4. Proś o przemianę serca !!
Jeśli masz 6 sekund:
Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca Twego.
Jeśli masz 18 sekund:
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego!
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza
i nie odbieraj mi świętego ducha swego!
Przywróć mi radość z Twojego zbawienia
i wzmocnij mnie duchem ochoczym!
(Ps 51, 12-14)
Jeśli masz 40 sekund:
Przyjdź, Duchu Święty, przemień nasze wewnętrzne napięcie w święte odprężenie.
Przemień nasz niepokój w kojącą ciszę.
Przemień nasze zatroskanie w spokojną ufność.
Przemień nasz lęk w nieugiętą wiarę.
Przemień naszą gorycz w słodycz Twojej łaski.
Przemień mrok naszych serc w Twoje światło.
Przemień naszą obojętność w serdeczną życzliwość.
Wyprostuj nasze krzywe drogi,
wypełnij naszą pustkę,
oczyść nas z pychy,
pogłęb naszą pokorę,
rozpal w nas miłość,
zgaś w nas zmysłowość.
Spraw, abyśmy widzieli siebie, jak Ty nas widzisz.
Amen.
Powiedziano przecież:
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).
i..
“Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą.” Mt. 7:7-8
Do serca Twojego..
W piątek 11 czerwca obchodzimy Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.. Msza święta o godz.17.00, a po niej nabożeństwo, podczas którego zawierzymy naszą parafię opiece Bożemu Sercu..
Pamiętajmy, że w tym dniu za publiczne odmówienie aktu wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Pana Jezusa można uzyskać odpust zupełny pod zwykłymi warunkami ..!
Co to jest, co to znaczy Przenajświętsze Serce Pana Jezusa? Wszyscy o tym dobrze wiemy, ale warto sobie jeszcze przypomnieć.
Wszyscy wiemy, że serce odczuwa serce przez miłość i szybciej bije, kiedy jest pod wrażeniem jakiejś miłości. I dlatego serce jest symbolem miłości. Wprawdzie istota miłości jest we woli, choćby żadnego uczucia nie było, to jednak serce jest symbolem tej miłości.
Symbolem miłości jest również Serce Pana Jezusa. W Nim poznajemy miłość Pana Jezusa. Wszystko poznaje się ze skutków. I Pan Jezus powiedział, że dobre drzewo poznaje się po dobrych owocach, które rodzić będzie [por. Mt 7, 17–20].
Najświętszy Sakrament jest owocem miłości Pana Jezusa. Całe życie Pana Jezusa i Jego działalność to wszystko jest miłością Przenajświętszego Serca. Dusza przyglądająca się tym wszystkim objawom miłości, chciałaby odpłacić się miłością za miłość, sercem za serce.. ale jak to zrobić?
..może uczyć się kochać. Cały czas. Miłość nigdy nie ustaje. Jednak musi się rozwijać. Czy uczymy się naprawdę kochać swoich bliskich? Czy kochamy każdego dnia coraz bardziej, coraz mocniej? Bo chyba o to chodzi: każdego dnia kochać bardziej niż wczoraj. Aż dojdzie się do miłości bez granic – Wiecznej Miłości Najświętszego Serca..
..może też uczcić to Serce. Pierwsze piątki, modlitwa, zadośćuczynienie. Wszystkim, którzy będą oddawać cześć Boskiemu Sercu, Pan Jezus obiecał szczególne łaski:
- Dam im łaski, potrzebne w ich stanie.
- Ustalę pokój w ich rodzinach.
- Będę ich pocieszał w utrapieniach.
- Będę ich pewną ucieczką w życiu, a szczególnie w godzinę śmierci.
- Będę im błogosławił w ich przedsięwzięciach.
- Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło i ocean miłosierdzia.
- Dusze oziębłe staną się gorliwymi.
- Dusze gorliwe prędko dojdą do doskonałości.
- Będę błogosławił domom, w których wizerunek Serca mojego będzie czczony.
- Osoby, które będą to nabożeństwo rozszerzały, będą miały imię swoje wypisane w Sercu moim.
- Dam kapłanom dar wzruszania serc nawet najzatwardzialszych.
- W nadmiarze miłosierdzia Serca mojego przyrzekam tym wszystkim, którzy będą komunikować w pierwsze piątki miesiąca przez dziewięć miesięcy z rzędu w intencji wynagrodzenia, że miłość moja udzieli łaskę pokuty, iż nie umrą w mojej niełasce, ani bez Sakramentów świętych, a Serce moje będzie im pewną ucieczką w ostatniej godzinie życia.
Pamiętajmy..!
„To Serce tętni całą niewyczerpaną miłością, która odwiecznie jest w Bogu, tą miłością jest ku nam wciąż otwarte, jak zostało otwarte włócznią setnika na krzyżu” Jan Paweł II
Zakończenie oktawy Bożego Ciała
W czwartek zakończenie oktawy Bożego Ciała.. o godz.17.00 Msza święta, nabożeństwo i procesja, następnie błogosławieństwo dzieci i poświęcenie wianków z ziół i kwiatów..
..ostrożnie zerwać soczystą miętę,
..wyjąć z ziemi żółte pręciki rozchodnika,
..zerwać cieniutkie łodyżki chabrów, gałązki jaśminu i polne goździki..
..jak co roku – tydzień po Bożym Ciele – upleść z nich wianek, przewiązać wstążką i zabrać na Mszę świętą..
W kościele pachnącym początkami lata! ksiądz pobłogosławi go, prosząc Boga o opiekę nad przyrodą, obfite plony, ochronę przed zniszczeniem i zatruciem.
..wianki – od tzw. niepamiętnych czasów – święciło się na zakończenie dawnej* oktawy Bożego Ciała, podczas ostatnich nieszporów. „Następnie wieszano je nad drzwiami domostw, w sieni, w izbach nad świętymi obrazami, czasem w budynkach gospodarskich, aby chroniły od zła” – B.Ogrodowska Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce.
W wielu domach wito zawsze 9 tych wianków, każdy z innego ziółka, a mianowicie: z macierzanki, rozchodnika, nawrotka, kopytniku, rosiczki, mięty, ruty, stokroci i barwinku. Używany jest także lubczyk, kopelnik, targownik i dzwonki, w Krakowskiem bobownik i niezapominajki, w Wielkopolsce gałązki lipy i jabłecznik. Wiankiem z rozchodniku okadzają dom przed burzą, wierząc, że od tego rozchodzą się chmury gradowe i pioruny – Z. Gloger.
Dziś pewnie patrzymy z przymrużeniem oka na „cudowne właściwości” splecionych roślin, ale jednak wciąż je święcimy.
Idea przynoszenia wianków jest związana z wdzięcznością Panu Bogu za dary, które od Niego otrzymujemy, m.in. za kwiaty i zioła. Przez tą modlitwę prosimy Go, by swoją opieką otaczał nasze pola, łąki, lasy, strzegł ich przed zniszczeniem i żebyśmy jednocześnie mogli korzystać z tych owoców dla naszego dobra. (ks.Paweł Cieślik)
Zieleń, a szczególnie zieleń wonnych ziół, które mają moc leczniczą, jest symbolem życia. Źródłem życia wiecznego jest Najświętszy Sakrament, komunia, zjednoczenie z Jezusem – Dawcą Życia. Stąd uzewnętrznieniem, znakiem tej wiary jest wianek. Zgodnie z nią przecież sam Chrystus wręczy nam – według nauki św. Pawła – „niewiędnący wieniec chwały”. o. Stanisław Tomoń
Ósmego dnia od uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa jeszcze raz przejdziemy w procesji eucharystycznej, kończąc oktawę Bożego Ciała i oddając cześć Jezusowi obecnemu w Eucharystii. Tak jak idziemy za Nim w procesji, tak mamy kroczyć wraz z Nim przez codzienne życie..
Po ostatniej procesji oktawy Bożego Ciała kapłan uroczyście błogosławi wszystkie dzieci, zawierzając je opiece Jezusa Chrystusa obecnego wśród nas w Najświętszym Sakramencie.
Jest to odpowiedź na wezwanie Chrystusa: pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie (Mk 10, 14). Prosimy dla nich o potrzebne łaski, radość życia i miłość, której powinny doświadczać ze strony wszystkich ludzi. Modlimy się też o zachowanie ich od wszelkiego zła oraz by zawsze zachowywały w sercach żywą wiarę w Boga.
..w oktawie Bożego Ciała..
W oktawie Bożego Ciała zapraszamy na procesje eucharystyczne wokół Kościoła – codziennie podczas nabożeństwa czerwcowego po wieczornej Mszy św. o godz. 17:00.
Dlaczego to takie ważne?
Wiara ma bardzo głęboko zapuszczone korzenie. Ona wyrasta z czegoś nieuchwytnego, a jednak obecnego w najdalszych wspomnieniach – z podniosłej atmosfery niedzieli, ze spokojnego uśmiechu mamy, którym nas obdarzała podczas wieczornej modlitwy i… z zapachu piwonii, które uwielbialiśmy zbierać na płatki do koszyczka. Minęło tyle lat, a my wciąż podczas każdej procesji wypatrujemy niezadeptane kwiatki na asfalcie..
Św. Ignacy mówił, że człowiek jest powołany do tego, żeby Pana Boga czcić.
Św. Ireneusz dopowiadał, że chwałą Boga jest człowiek żyjący. Że prawdziwa adoracja dzieje się nie tylko wtedy, kiedy klęczymy przed Chlebem Najcichszym, zostawiając na progu kaplicy nasze galopujące sprawy dnia, ale także wtedy, kiedy żyjemy. Dobrze, mądrze i pięknie.
Kiedy stajemy na ślubnym kobiercu, kiedy rodzą się nasze dzieci, kiedy pływamy w jeziorze, zdajemy egzaminy i leżymy w trawie w upalny letni dzień. Całe nasze życie, każda chwila, każda sekunda może i ma być wypełniona Bożą chwałą. Właśnie po to zostaliśmy stworzeni!
Aby nasze dzieci poznały, uwierzyły i pokochały Boga, żeby za Nim śmiało ruszyły w życie – muszą nie tylko być przez nas zaskakiwane miłością i wysłuchiwane w każdej swojej sprawie, ale też mają wołać „Hosanna!”, rzucać kwiatki i pląsać na wielbieniach przed samym ołtarzem.
Osiem dni oktawy Bożego Ciała jest uważane za czas szczególnej łaski, tak jakby Jezus we własnej Osobie spacerował naszymi ulicami lub wokół Kościoła. Jeszcze po wojnie w niektórych regionach Polski procesje obchodzono dwa razy w ciągu dnia: rano i wieczorem. Teraz odbywa się jedna taka procesja.
Ostatniego dnia oktawy, w czwartek, kapłan święci wianki sporządzone z pierwszych kwiatów i ziół leczniczych. Są one symbolem ludzkiej pracy, a jednocześnie utożsamiają dar Boży służący ludziom i wszelkim stworzeniom.
Oktawa jest skrótem łacińskiego wyrażenia „dies octava”, czyli „dzień ósmy”. Jest to przedłużenie obchodów uroczystości roku liturgicznego na cały tydzień. W pierwszych wiekach Kościoła chrztu udzielano tylko w Noc Paschalną. Po przyjęciu chrztu konieczne było wtajemniczenie (tzw. mistagogia) w pełniejsze rozumienie tajemnicy zbawienia. I tak powstała oktawa – przez 7 dni po chrzcie odbywały się nabożeństwa i katechezy dla nowo ochrzczonych dorosłych. Dni Oktawy Paschalnej są tak ważne w liturgii, że nie ustępują nawet przed uroczystościami. W istocie rzeczy bowiem to sama uroczystość wielkanocna trwa aż osiem dni.
Kiedyś oktaw było kilkanaście. Powstawały one, kiedy przybywało kandydatów do chrztu i zwiększano liczbę świąt, w które ich udzielano. Między innymi było to święto (dziś uroczystość) Bożego Ciała, dlatego też istniała oktawa Bożego Ciała. Ale reforma liturgiczna z 1969 r. zostawia tylko dwie: Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Pomimo tego zniesienia, na prośbę Episkopatu Polski w naszym kraju został zachowany zwyczaj obchodzenia oktawy, choć nie ma ona już charakteru liturgicznego.
W tym szczególnym czasie łaski życzymy dogłębnego skupienia nad chwilą, kiedy chleb przestaje być chlebem:
..wpatruję się w mojego Boga
nie znajdując słów
by uwielbić Jego Miłość..
a On przecież jest
w małej hostii jak w iskierce ciepła
w mocnych ścianach nadziei.
Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem
w tabernakulum umówionej alei –
w domkniętym milczeniu..
..pozostał w małym kawałku chleba
w kropli wina
która na ołtarzu staje się
Bogiem samym.
Amen.